[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bo mnie tu oficjalnie nie ma!
Spojrzał na nią zdumiony.
- Co masz na myśli?
Wyrwała ciuszek z jego ręki.
- Mój mąż myśli, że w tej chwili zwiedzam Północne Zbocze!
- Mam niewielkie doświadczenie. Czy tak się nazywa to, co właśnie robiliśmy?
Spojrzała na niego ostro, żeby go upewnić, że wcale jej nie jest do śmiechu. Na zewnątrz
kolejny głuchy trzask Obwieścił dalsze problemy dla atakujących Sithów.
Jogan patrzył, jak kobieta zwija to, co zostało z torby.
- Przecież mówiłaś, że Brue nie jest wojskowym - wytknął jej. - Nie sądzę, aby się
dowiedział.
Przyciskając torbę do piersi, odwróciła się i chwyciła Jogana za ręce.
- Joganie - mówiła szybko, niecierpliwie - spotkanie z tobą to jedna z najlepszych rzeczy,
jakie mi się w życiu zdarzyły. Jesteś bardzo uczciwym i pełnym nadziei człowiekiem. - Zcisnęła
jego dłonie jeszcze mocniej. - Ale to, co się dzieje tam, na zewnątrz, to największe wydarzenie w
historii, a ty i ja oglądaliśmy je z balkonu! I to ja wysłałam myślosygnał!
Puściła ręce Jogana i wyprostowała się.
- Wkrótce będzie tu całe mnóstwo ludzi! - zawołała zdenerwowana. - I wszyscy na Kesh się
dowiedzą, kto tu był w chwili ataku Sithów. Nie mogę tu zostać!
- To nieważne...
- Daj spokój!
Jogan wstał.
- Quarro, jeśli władze cię tu przysłały, to i tak wiedzą już, gdzie jesteś...
- Ale właśnie o to chodzi! Nikt mnie nie wysłał! - Wyminęła go i ruszyła w stronę drzwi.
Obejrzała się i popatrzyła błagalnie, oświetlona jedynie słabym światłem z zewnątrz. - Sama
napisałam sobie pismo z przeniesieniem. I pożyczyłam pieczęć nadzorcy delegacji, żeby ją
zatwierdzić.
- Mogłaś to zrobić?
- Nie bardzo! Pomogło mi to, że on ma siedemdziesiąt siedem lat i zbyt dobre znajomości,
żeby zostać zesłany do pracy... bo ja wiem, w fabryce szkła!
- Nie było rozkazu zwolnienia dla Belmera?
Belmer! Myślała gorączkowo. Nie, nie powiedziała Belmerowi, myślowołaczowi, kim jest.
A on z pewnością nie zamierza tu teraz wracać... może zatrzymały go oddziały na Przesmyku
Garrowa? Pomyślała znów o kapitanie i jego strzelcach. Czy zapamiętał jej nazwisko? Oni też w
każdej chwili mogą się tu pojawić. Jak ma ich wyminąć?
- Muszę uciekać! - jęknęła i pobiegła w kierunku drzwi.
- Mechanizm wznoszenia uszkodzony!
Ostrzeżenie Peppin nie było zaskoczeniem dla Edella. Wodór z sykiem uciekał przez dziury
w powłoce. Niedobrze, pomyślał, choć atakujący go jezdzcy - było ich teraz trzech - nie byli
przynajmniej uzbrojeni w ogniste strzały, które zabiły jego towarzyszy.  Candra jednak dalej
opadała i wkrótce znajdzie się w zasięgu strzałów z balist. Nie miał wyboru. Muszą opróżnić
balon... zanim zrobi to ktoś inny.
Przepchnął się do przodu. Gdzieś tutaj musi być zawór, który powoli opróżni powłokę.
Gdzieś musi być - ale czy starczy mu czasu? Na zewnątrz jezdzcy uvaków zawrócili do kolejnego
ataku.
- Wojownicy na sterburcie i bakburcie! Przygotujcie się do odbicia ognia! - krzyknął. - Nie
mieczami! Użyjcie Mocy!
Nie było czasu sprawdzać, czy włączenie miecza świetlnego spowoduje eksplozję, czy nie.
Dwa uvaki zaatakowały z obu stron. Ich jezdzcy wypuścili w noc kolejne chmury lśniących
kamieni. Zanim jednak Sithowie zdążyli zrobić cokolwiek, aby zablokować ich grad, pojawił się
trzeci jezdziec - i zanurkował jak strzała w kierunku gondoli.
Przednia jej część załamała się pod impetem samobójczego ataku, miażdżąc drewnianą
figurę Candry Kitai wraz z resztą dziobu. Dwaj członkowie załogi zginęli na miejscu. Edell chwycił
się poręczy na śródokręciu w chwili, kiedy przednie rzemienie pękły. To, co zostało z gondoli,
zwisało teraz, utrzymywane pod opróżniającym się balonem tylko przez tylne przewody. Kolejny
wojownik i ambasador Keshiri znikli w ciemności.
To, co pozostało z  Candry , poleciało na dół. Balon gwałtownie huśtał wiszącymi pod
koszem ofiarami. Edell widział wirujące twarze, dłonie wczepione desperacko w strzępy lin. Za
plecami usłyszał głośne gwizdy, z każdą sekundą bardziej przerazliwe. Krzyknął do załogi, aby
skakali do morza - i sam także w końcu skoczył, opuszczając swoje marzenie w eksplozji żaru.
Fale rozbijały się o najbardziej wysunięty na południe półwysep, a na północy nadal szalał
chaos. Strzelcy z Sześciu Szponów strzelali w niebo bez opamiętania, szukając ostatniego statku.
Jogan stał w otwartej bramie, trzymając samopowtarzalną balistę. Taka wygodna konstrukcja z
twardego drewna i mocno napiętych elastycznych pasów była standardową bronią na froncie.
Długo wyczekiwana wojna wreszcie przenosiła się z wybrzeża na północ. Quarra krążyła po
dziedzińcu, rozglądając się na wszystkie strony. Podarta torba leżała porzucona na ziemi.
- Quarra, co się dzieje? - zapytał Jogan, podchodząc do niej.
- Mój muntok! - zawołała, machając kawałkiem skórzanego rzemienia. - Przeklęte bydlę
przegryzło uzdę i zwiało!
Jogan przykląkł i przyjrzał się śladom na fioletowym piasku.
- Eksplozje go wystraszyły. Możesz go zawołać? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \