[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stoi w nich przez chwilę, po to tylko, żeby zobaczyć na twarzy matki coś z tamtego
dawnego szczęścia. Teraz, kiedy Vi już jej nie instruuje, Nalia śpiewa dawne pieśni
na swój dawny sposób, a dziew¬czyna czasami wÅ›lizguje siÄ™ pod fortepian, by
wyciÄ…gnąć siÄ™ jak niegdyÅ› na dywanie. Teraz jednak czuje siÄ™ niedo¬rzecznie, kiedy
tak leży na podÅ‚odze i spoglÄ…da na spo¬czywajÄ…cÄ… na pedale matczynÄ… stopÄ™.
Szczęście? zwy¬kÅ‚a mówić matka. Szczęście to bezzÄ™bna staruszka z
miseczką pełną zimnej owsianki".
Dziewczyna człapie przez sypialnię matki i opada na jej łóżko. Słońce praży
niemiłosiernie przez otwarte bal-konowe drzwi; chmura komarów wpada do środka.
Pokój pachnie talkiem i jajkami ze śniadania, a ona jest równie nieszczęśliwa jak w
najgorszych chwilach na wyspie.
Nadal ma na sobie piżamę z krótkimi spodenkami. Wkłada ją tylko dlatego, że chce
sprawić przyjemność matce. Po pierwszej lekcji jazdy odłożyła wszystkie ubra-
nia, które ze sobą przywiozła. Znów nosi swoje dawne rzeczy, które wciąż wiszą tam,
gdzie je pozostawiła tę broderie anglaise, aksamitną zieloną, wszystko, co zdo-
była, co wydębiła ze względu na Naima.
Wyciąga szufladkę nocnej szafki, żeby poszukać stope-ra, którym tak się kiedyś
lubiła bawić. Jednak zamiast nie-go znajduje notatnik. Jest to zwykły, czarny szkolny
ze¬szyt; wyjmuje go i otwiera. Strony sÄ… wypeÅ‚nione pismem matki. Zna każdy jego
zakrÄ™tas, każdÄ… poprzeczkÄ™, spo¬sób, w jaki Å‚Ä…czÄ… siÄ™ sÅ‚owa, jedno za drugim, oraz te
dziur¬kujÄ…ce kartkÄ™ na wylot kropki.
Cofa siÄ™ na sam poczÄ…tek, przelatuje wzrokiem stronÄ™ po stronie, w poszukiwaniu
własnego imienia. Nie ma tam jednak nic o niej są tylko góry, szaroniebieskie w
porannym słońcu oraz kochanek jej babki, jezioro, wy-łaniający się z mgły
mężczyzna duch. Odczytuje życie matki, ale jej tam nie ma, to opowieść, w której
nawet siÄ™ nie pojawia.
Dlaczego leżysz na narzucie? pyta od drzwi Mau-
de. Czemu czytasz coś, co do ciebie nie należy?
Dziewczyna podnosi na niÄ… wzrok.
Kto to taki ten mężczyzna duch?
Pleciesz gÅ‚upstwa mówi Maude, cmokajÄ…c znaczÄ…¬
co. Na tym Å›wiecie nie ma duchów. SÄ… tylko w książ¬
kach.
Autobus jedzie biegnÄ…cÄ… grzbietem wzniesienia ulicÄ…. Z gór¬nego poziomu
dziewczyna przyglÄ…da siÄ™ ludziom na chod¬niku. KiedyÅ›, gdy jechaÅ‚a autobusem z
Maude, widziała leżącego na drodze martwego mężczyznę oraz zgroma-dzony wokół
niego tłumek. Kiedy autobus go mijał, zoba-
czyła, jak jakiś chłopak wkłada dłoń do kieszeni tego nie-żyjącego i wyciąga z niej
pieniądze. Kiedy powiedziała o tym Maude, ta odrzekła tylko: A co go to teraz może
obchodzić? To już nie jest on. Jego nie ma".
Postanawia wysiąść przy Poczcie Głównej i pójść Com-mercial Road w kierunku
przystani jachtów. Nigdy wcze-śniej nie wolno jej było chodzić samej, więc
zatrzymuje się teraz, żeby popatrzeć na sklepik z rybami i frytkami, na park miejski,
warsztat, w którym reperują auto matki. Kiedy go mija, dwaj mechanicy podnoszą
wzrok i gwiż¬dżą. Halo! woÅ‚a jeden z nich. Już wydoroÅ›laÅ‚aÅ›, skar¬bie?" Ma
za uchem papierosa, jak Dirk. Prawdopodobnie pachnie też tak jak Dirk. Przypomina
to zapach Naima, kiedy ten wraca ze stoczni, a ona lubi sobie pomyśleć, że tak
pachnie pospolity ordynus.
Ostatnio czÄ™sto myÅ›li o pospolitych ordynusach, ina¬czej jednak niż kiedyÅ›. Wtedy
przerażało ją to, iż zdawali się oni dokładnie wiedzieć, czego chcą, czego chce ona
sama. SÅ‚owa nie miaÅ‚y dla nich żadnego znaczenia. Ist¬niaÅ‚y jedynie ich zmysÅ‚owe
potrzeby oraz to, w jaki spo¬sób zawÅ‚aszczaÅ‚y one Å›wiat. Dla Dirka ona sama
oznacza pieniądze jej ojca i żonę jej męża. Co też by oni na to powiedzieli?" lubi
pytać, kładąc dłoń na jej udzie.
Dziewczyna ma na sobie swojÄ… starÄ… sukienkÄ™ na ra-miÄ…czkach i pantofle na
korkowych koturnach; włosy ze-brała w koński ogon. Zmyła lakier z paznokci stóp i
prze-stała używać pomadki do ust. Jedynie kolczyki tamtej nie-widomej kobiety
wydają się tak pełne życia, jak pełną życia była ona sama, kiedy wysiadała z
samolotu. Rozkosznie ciÄ…¬Å¼Ä… w uszach, a kiedy idzie, koÅ‚yszÄ… siÄ™ jak wahadÅ‚a.
W przystani jachtowej widzi Dirka leżącego na plecach pod autem. Przystaje na
krótką chwilę w cieniu szopy
i obserwuje go. Uwielbia zapach tego miejsca benzyny i ryb, i stęchłej, słonej
wody zatoki.
Nawet nie musi się odzywać. Pod tym względem Dirk jest jak Naim. Może wszyscy
mężczyzni są tacy, zastana-wia się, nawet ojciec. Bo ten często wychodzi na pokład
swojego jachtu akurat w chwili, kiedy matka ją właśnie do niego podwozi. O jest już
powiada wtedy matka wyniucha nas zawsze jak pies".
Jacht ojca jest większy od łodzi Naima. Ma własną win-dę i mały basen, a ona marzy,
by obejrzeć jego wnętrze. On jednak nigdy na to nie pozwoli. Gdyby wpuścił ją na
pokład, powiada, jak wszystkim innym wyrosłyby jej płe-twy i krążyłaby wkoło bez
końca. A jemu już nigdy prze-nigdy nie udałoby się jej pozbyć.
JesteÅ›my dziÅ› wczeÅ›niej, co? rzuca Dirk, podno¬
sząc się. Wyciera dłonie w szmatę, którą rzuca zaraz
w otwarte drzwi szopy. Możemy startować?
Dziewczyna wsiada do samochodu ojca, zapala silnik, cofa i podjeżdża do torów
kolejowych. Wygląda na to, że ojciec zapomniał już, jak wrzeszczała na niego w
Balmo-ral, albo też jest mu to obojętne. Kiedy teraz po nią przy-jeżdża, pozwala jej
prowadzić auto do miejsca, gdzie ma mieć lekcję jazdy. Gdzie są twoje szykowne
stroje? pyta. Stara krowa je gdzieś ukryła?"
Dirk wygląda przez okno, podczas gdy ona manewruje pośród ulicznego ruchu; jest
milczÄ…cy, markotny. W koÅ„¬cu pyta:
A co będzie pojutrze?
Pojutrze? Nic. Dlaczego pytasz?
Chodzi mi o to, czy jeszcze będziesz tu przyjeżdżać?
Dziewczyna otwiera okno, żeby wpuścić do wnętrza
ciepłe powietrze. Jest ono łagodne i wilgotne, i znajome.
A przecież ten świat na zewnątrz jest dla niej równie obcy jak tamta wyspa. Może to
jest właśnie to, co ludzie potra-fią uczynić z tym światem, myśli. Nawet rzeczy, które
się dobrze zna, są w stanie przemienić w coś obcego.
Dziś po południu mogę zostać dłużej, jeśli chcesz
odpowiada. Sprawnie radzi sobie z autem, parkuje je dwo¬
ma ruchami kierownicą. Mogła zdawać egzamin już przed
tygodniem, postanowili jednak wspólnie, że przeciągną
sprawę tak długo, jak tylko się da.
W porzÄ…dku mówi Dirk wystarczy. Idzie w kie¬
runku szopy, zmuszając ją w ten sposób, by podążyła za
nim. Potem ona czeka przy drzwiach, podczas gdy on,
polizawszy koniuszek ołówka, zapisuje tym swoim gru¬
bym, niewyraznym pismem sumÄ™, jakÄ… za tÄ™ lekcjÄ™ obciÄ…¬
ży jej ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]