[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobi porządek w mieście.  Potem, podnosząc głos i gniewnie marszcząc czarne brwi,
ciągnął dalej:  Posłuchaj, bracie Morris, od dawna ju\ mam cię na oku. Sam masz zajęcze
serce i odbierasz ducha innym. Zły to będzie dzień dla ciebie, gdy twoje nazwisko wpiszemy
w porządek dzienny, myślę zaś, \e czas, bym je tam umieścił.
Morris pobladł jak ściana, kolana się pod nim ugięły i padł na krzesło. Dr\ącą ręką uniósł
szklankę do ust, wypił jej zawartość i dopiero potem odpowiedział.
 Przepraszam, ubóstwiany mistrzu, ciebie i ka\dego z braci, jeśli powiedziałem coś
więcej, ni\ nale\ało. Jestem wiernym i oddanym członkiem lo\y, wszyscy to wiecie, i tylko
obawa o jej los skłoniła mnie do tych słów pełnych troski. Bardziej jednak dowierzam
pańskiemu rozumowi, mistrzu, ni\ swojemu, tote\ obiecuję uroczyście, \e się to ju\ więcej
nie powtórzy.
Zaciśnięte gniewnie szczęki mistrza zel\ały, gdy słuchał tych pokornych przeprosin. 
Dobrze, bracie Morris. Sam \ałowałbym, gdyby trzeba było dać ci nauczkę. Ale tak długo, jak
długo ja jestem mistrzem, nasza lo\a będzie zjednoczona w słowach i czynach. A teraz,
chłopcy  mówił dalej, rozglądając się po zebranych  powiem wam, \e gdyby Stanger
dostał to, na co zasłu\ył, to ściągnęlibyśmy na siebie za du\y kłopot. Dziennikarze są
solidarni, tote\ ka\da gazeta podniosłaby krzyk, \ądając interwencji policji i wojska. Sądzę
jednak, \e potraficie dać mu surowe ostrze\enie. Bracie Baldwin, czy chcesz się tym zająć?
 Oczywiście!  z zapałem odparł młody człowiek.
 Ilu ludzi potrzeba?
 Z sześciu i dwóch do pilnowania drzwi. Między innymi pójdziesz ty, Gower, i ty,
Manse, ty, Scanlan, i dwóch Willabych.
 Obiecałem bratu nowicjuszowi, \e te\ pójdzie  wtrącił się mistrz.
Ted Baldwin rzucił młodemu Irlandczykowi spojrzenie, które zdradzało, \e ani zapomniał,
ani przebaczył.
 Mo\e iść, je\eli chce  odparł gniewnie.  To ju\ dosyć. A im wcześniej pójdziemy,
tym lepiej.
Z krzykiem, poklepywaniem się po plecach i z pijackimi śpiewami zebrani wreszcie się
rozeszli. W barze pełno jeszcze było pijaków i sporo braci wmieszało się w ich tłum. Mała
grupka wybranych do napaści ruszyła chodnikiem parami, aby nie zwracać na siebie uwagi.
Nocny chłód dotkliwie dawał się we znaki, a na mroznym, wygwie\d\onym niebie jasno
świecił sierp księ\yca. Banda mścicieli zebrała się na podwórzu na wprost wysokiego
budynku. Między jego jasno oświetlonymi oknami widać było złoty napis  Vermissa Herald ,
a ze środka dobiegał stukot maszyny drukarskiej.
 Uwa\aj no  zwrócił się Baldwin do McMurdo  staniesz na dole przy drzwiach i
będziesz pilnował, aby nam kto nie odciął odwrotu. Artur Willaby zostanie z tobą. Reszta
pójdzie za mną. Nie bójcie się, chłopcy, mamy dość świadków, którzy stwierdzą, \e o tej
porze byliśmy w barze związkowym.
Dochodziła północ. Na ulicy nie było nikogo prócz paru pijaków wracających do domu.
Przeszli więc na drugą stronę i pchnęli drzwi redakcji. Baldwin ze swoimi ludzmi wbiegł na
schody. McMurdo i Willaby zostali na dole. Nagle na górze powstał jakiś rwetes; ktoś
wzywał ratunku, słychać było stuk przewracanych krzeseł i tupot nóg. Niebawem na podest
wybiegł mocno szpakowaty mę\czyzna. Złapano go jednak, nim zdą\ył dopaść schodów.
Jego okulary stoczyły się do nóg McMurdo. Coś głucho upadło, ktoś jęknął przerazliwie.
Mę\czyzna le\ał powalony na brzuchu, okładano go kijami. Wykręcał się, jak mógł, od tych
razów, zwijając się z bólu pod nimi. Po chwili oprawcy opamiętali się i tylko Baldwin, z
okrutną twarzą, wykrzywioną diabelskim uśmiechem, tłukł go dalej, celując w głowę, którą
bity daremnie usiłował osłonić rękami. Krew zbroczyła jego siwe włosy. Baldwin zaś, wcią\
pochylony nad nim, krótkimi, strasznymi ciosami walił tam, gdzie tylko dojrzał kawałek
odsłoniętego ciała. McMurdo wbiegł na schody i odepchnął go gwałtownie.
 Zabijesz!  krzyknął  przestań!
Baldwin spojrzał na niego zdumiony.
 Idz do diabła!  wrzasnął.  Jakim prawem się wtrącasz& Ty, nowicjusz& Odejdz!
Groznie wzniósł kij, ale McMurdo w tej samej chwili wydobył rewolwer z kieszeni.
 Sam odejdz!  krzyknÄ…Å‚ z kolei.  Tylko mnie rusz, a wpakujÄ™ ci kulÄ™ w Å‚eb. Mistrz
nie pozwolił zabijać tego człowieka, a ty go zatłuczesz.
 Ma rację  rzekł jeden z bandy.
 Pośpieszcie się, u licha!  krzyknął Willaby z dołu.  Zwiatła ju\ się pozapalały w
oknach i za parę minut całe miasto będziemy mieli na karku.
Istotnie, z ulicy dobiegały ju\ krzyki, a na dole w sieni drukarze i zecerzy zaczęli się
zbierać i zagrzewać do walki. Zbrodniarze porzucili więc swoją bezwładną, nieruchomą
ofiarę na podeście schodów, zbiegli na dół i szybko ruszyli ulicą. Po dojściu do Domu
Związkowego niektórzy wmieszali się w tłum ludzi w barze McGinty ego, szeptem, od brata
do brata przekazując mu wiadomość o spełnionym rozkazie. Inni, a wśród nich McMurdo,
prysnęli w boczne uliczki i myląc ślad, wrócili do domów.
IV
DOLINA TRWOGI
Nazajutrz rano, po przebudzeniu, niejedno przypomniało McMurdo o wczorajszym
przystąpieniu do lo\y. Męczył go ból głowy po wypitych trunkach, a oparzona ręka była
gorąca i spuchnięta. Dzięki finansowej niezale\ności nie krępował się godzinami pracy, tote\
zjadł śniadanie i został w domu. Cały ranek zszedł mu na pisaniu obszernego listu do
przyjaciela. Potem wziął do ręki  Vermissa Herald . W specjalnej kolumnie, zło\onej w
ostatniej chwili, przeczytaÅ‚:  Napaść na redakcjÄ™ «Heralda». Wydawca powa\nie
poturbowany . Było to krótkie sprawozdanie z wydarzeń, które zresztą znał lepiej od
piszącego. Artykuł kończył się takim stwierdzeniem: Sprawą zajęła się policja, nale\y jednak
wątpić, czy jej wysiłki dadzą lepsze wyniki ni\ wszystkie poprzednie. Niektórych napastników
rozpoznano, mo\na się więc spodziewać, \e tym razem dojdzie do wyroku. Chyba nie trzeba
mówić, \e napaść została zorganizowana przez tę niecną bandę, która od tak dawna
terroryzuje nasze spoÅ‚eczeÅ„stwo i wobec której «Herald» zajmuje nieprzejednane stanowisko.
Przyjaciół redaktora Stangera z pewnością ucieszy wiadomość, \e \yciu jego nie zagra\a
niebezpieczeństwo, choć został brutalnie pobity i odniósł cię\kie rany w głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \