[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rytm. Stracili kilka taktów, nim się zgrali.
Gucio błyskawicznie znalazł się tuż przed plazmą, jak�
by jego obecność mogła w czymś pomóc. Tymczasem
do salonu ze wszystkich stron niczym zombie zaczęli
ściągać pozostali domownicy. Każdy z nich domagał się
od Uli natychmiastowej pomocy i oczekiwał, że ulży mu
w chorobie. Jednak troskliwa na co dzień matka i żona
tym razem wykazała się absolutną obojętnością na cier�
pienia swych najbliższych. Obie przyjaciółki wpatrywały
się w telewizor coraz bardziej zaniepokojone. Wreszcie
Sara, przekonana, że najwidoczniej ktoś rzucił na tan�
cerzy klątwę, przystąpiła do pospiesznego odczyniania
uroków.
- Mamo, niedobrze mi... - pisnęła Hania.
-Cicho! -Ula fuknęła na córkę, podczasgdy Sara od�
mawiała Ojcze nasz.
-Zwariowałaś? Przecież jesteś niewierząca!
128
Jadzia i Cyprian tańczyli coraz gorzej. Potykali się, wy�
padali z rytmu, zupełnie rozbici i niezsynchronizowani.
Z każdą chwilą stawało się jasne, że spośród wszystkich
par to właśnie oni byli dziś najgorsi. Nawet Gucio, naj�
bardziej bezkrytyczny fan, stracił nadzieję.
- No i koniec balu, panno Lalu - zacytował jedno z po�
wiedzonek Edzia i złowieszczo zamilkł.
Nie odzyskał głosu nawet wtedy, gdy jego mama
tuż przed samym końcem zaplątała się w tren włas�
nej sukni i rymnęła na parkiet jak długa. Klęskę wie�
czoru przypieczętowała mała Zosia, która wygrzebaw�
szy się z łóżeczka, zwymiotowała na ostatnią czystą
pidżamkę.
A jednak zdarzają się w życiu chwile, gdy pewne rzeczy
okazują się nie tym, czym są, lecz własnym przeciwień�
stwem. Cały zagmatwany sens tego stwierdzenia ujaw�
nił się już w kilka chwil od feralnego upadku. Wymaga�
jąca i nieskora do pochwał publiczność przyznała parze
naszych bohaterów najwyższe noty, w pełni uzasadnia�
jąc tezę, że nic nie podoba nam się tak bardzo jak klę�
ska blizniego. Korzystając z prawa łaski, ku widocznej
dezaprobacie zawodowych jurorów, podnosząc w górę
kciuk, zadecydowała, że Jadzia z Cyprianem przejdą
do kolejnego etapu. Kciuk opuszczony w dół dostał się
Magdzie i Kaziowi. Ich angielski walc był poprawny, ale
pełen nużącej flegmy.
Jednak o tym wszystkim Jadzia i Cyprian nie mieli na
razie pojęcia. Ostatnie resztki sił spożytkowali na dra�
matyczną i gwałtowną kłótnię na tyłach sceny. Był to
właściwie pełen gestykulacji monolog Cypriana, w któ-

129
rego trakcie Jadzia robiła się coraz mniejsza i bardziej
blada. Zaraz potem zapłakana i szlochająca wybiegła
ze studia. Nikomu nie udało jej się zatrzymać. Tymcza�
sem rozsierdzony tancerz wpadł do reżyserki. Trzasnął
drzwiami na tyle głośno, by wszyscy obecni zarejestro�
wali jego wejście, i oświadczył, że nie będzie spokojnie
patrzył, jak zaprzepaszcza się jego talent, każąc mu się
męczyć z taką łamagą.
- %7łądam natychmiastowej zmiany partnerki! - Zerwa�
na muszka dyndała Cyprianowi żałośnie.
Wściekły reżyser oderwał się od monitora i szybko
wyprowadził awanturnika na zewnątrz.
-Nie mogę pozwolić... ! Nie jestem pierwszym lep�
szym tancerzem... ! - Cyprian indyczył się i z trudem
łapał powietrze. Wyglądał jak wigilijny karp, którego
zapomniano ukatrupić.
- Słuchaj no, chłopaczku... - Mężczyzna przerwał mu
brutalnie i ściszając głos, wysyczał do ucha: - Myślisz,
że jesteś tu jakimś VIP-em na specjalnych prawach, co?
Gówno prawda, spadaj, twoje tłuste lata minęły. Teraz
jesteś tylko przeterminowanym gwiazdorkiem, czymś
jak  baba-dziwo", kobieta z brodą, kumasz?
Cyprianowi oczy wyszły z orbit, a na twarzy zastygł
mu groteskowy, krzywy uśmiech.
-Jesteś tu tylko dodatkiem do niej, rozumiesz? Nigdy
nie byłeś i nie będziesz faworytem, wzięliśmy cię przez
wzgląd na dawne czasy, ale w twojej parze to ta Jadzka
jest gwiazdą. Publiczność ją chce oglądać, nie ciebie.
Ludzie muszą mieć swoją maskotkę, kogoś, przy kim
poczuje się lepiej. Słowem, kogoś dla jaj. I twoja w tym
głowa, żeby ta zeschizowana pańcia nie uciekła nam
130
z programu. Deal jest jasny: jest ona, jesteś ty. A teraz,
sorry, muszę wracać.
I Cyprian został sam, nie licząc tysiąca znaków zapyta�
nia kotłujących się w jego biednej głowie.
7
Gdyby maleńka kuchenka Jadzi miała okno, można by
przez nie zajrzeć i zobaczyć przygotowania do dziewi�
czej wyprawy na nieodkryty jeszcze ląd. Wokół piętrzyło
się mnóstwo rzeczy niezbędnych do przetrwania w każ�
dych warunkach, we wszystkich strefach klimatycznych
i porach roku. Plażowe klapki spoczywały na grubym
narciarskim kombinezonie, a kosmetyczka z przyborami
higienicznymi sąsiadowała z żelazkiem i elektrycznym
czajnikiem. Ktoś, kto nie zna dogłębnie psychiki paku�
jącej się kobiety, mógłby nabrać błędnego przekonania,
że Jadzia po strasznym upokorzeniu na oczach miliona
telewidzów udaje się właśnie na dobrowolne wygnanie
gdzieś w okolice płaskowyżu peruwiańskiego.
-O nie! Kategorycznie zapowiadam, że nie wyje�
dziesz bez tych eleganckich gaci!
Sara wzięła do ręki koronkowe stringi oraz fikuśny
pas do pończoch i upchnęła z powrotem w wielkiej,
pękającej w szwach torbie turystycznej.
-Ale ja się w to nie zmieszczę. Poza tym nie planuję
żadnych rozbieranych akcji, chyba oszalałyście. -Jadzia
spojrzała z wyrzutem na swoje przyjaciółki.
132
- Nie planuję, nie planuję... - marudziła Ula. - A my�
ślisz, że ja planowałam trójkę dzieci? Poza tym, jak na�
wet nic z tego nie wyjdzie, to i tak będziesz się czuła
w takich majtkach bardziej sexi.
- Przede wszystkim będę czuła, że wchodzą mi w ty�
łek. -Jeszcze raz obejrzała mikroskopijny skrawek ma�
teriału umieszczony między dwoma paseczkami koron�
ki. -I pomyśleć, że kiedyś miałam taką pupę...
- Każda z nas miała. - Sara mocowała się z zamkiem
błyskawicznym. - Zaraz po urodzeniu!
Kotłowały się we trzy już od poprzedniego dnia,
z przerwą na krótki sen w nocy, jakby od tej podróży
zależały losy całej ludzkości. Tymczasem miał to być
zwyczajny wypad z noclegiem w przytulnym hoteliku,
mający na celu wspólny relaks i poprawę relacji Cypria�
na i Jadzi.
Kiedy trzy dni wcześniej stanął w jej progu z bukietem
listopadowych chryzantem, w pierwszej chwili pomy�
ślała, że robi sobie żarty i pewnie zaraz zapali jeszcze
jakiś znicz, by przypieczętować jej publiczny i nieodwo�
łalny zgon.
Cyprianowi dłuższą chwilę zajęło otrząśnięcie się
z szoku wywołanego konstatacją, że pomieszczenie,
w którym się znajdują, nie jest ani przedpokojem, ani
też schowkiem na szczotki, tylko wielofunkcyjnym
mieszkaniem Jadzi. Cisnął kurtkę na kanapę, wziął głę�
boki wdech i rozejrzał się po wnętrzu.
-Jak wy się tu mieścicie? - W jego głosie zabrzmiała
autentyczna troska.
- Rekompensujemy sobie ciasnotę powiększaniem
przestrzeni wewnętrznej. -Jadzia uśmiechnęła się z za-
133
kłopotaniem i zamknęła okno, bo z dworu ciągnął wie�
czorny chłód.
- Zmarzłeś?
- No. - Cyprian chuchnął w dłonie. - Strasznie dziś
pizdzi.
Z góry rozległ się szatański chichot Gucia. Cyprian do�
piero wtedy go zobaczył.
- Eeee... znaczy się, zimno. Strzała, kolego! - Przybili
piątkę.
-Właśnie siadaliśmy do kolacji. Może zjesz z nami?
Nic nadzwyczajnego, taka tam zupka z soczewicą
i chili...
- Zupka pierdzidupka! - wykrzyknął mały, zeskakując
ze swojego łóżka.
Cyprian roześmiał się, a kiedy Jadzia walczyła za ko�
tarą z garnkami, on z uznaniem kontemplował zmysł
organizacyjny gospodyni. Jego osobista garderoba wy�
dawała się większa od tego całego stryszku. Zawieszo�
ne prawie pod sufitem legowisko chłopca było bardzo
pomysłowym rozwiązaniem i sam chętnie by tam wsko�
czył, dając upust swoim chłopięcym tęsknotom za dom�
kiem na drzewie.
-jak tam, poeto?- zagadnął, puszczając oko. - Masz
dla mnie jakiś rowy kawałek? Dobrze od czasu do czasu
posłuchać współczesnej poezji.
- To był Norwid. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \