[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym jakiś cel. Albo może boi się kłopotów - dodała pospiesznie. -Biskup Nikolas groził mi, mówił, że
wykorzysta swoje metody na wyciągnięcie ze mnie prawdy, lecz obawiam się, że ja nie mam mu innej
prawdy do powiedzenia.
Torgils Hallvardsson przyjrzał się jej uważnie.
- A dlaczego przybyłaś tu, do miasta Oslo, panno Kristino? - spytał ze zdziwieniem.
Kristina spuściła wzrok.
- Ponieważ... ponieważ pragnęłam zobaczyć się z Reidarem - powiedziała cicho.
Staruszek znów zaśmiał się pod nosem.
- A tymczasem on wypiera się znajomości z tobą i nie chce się z tobą zobaczyć, czy tak właśnie jest?
Kristina zawstydzona potwierdziła.
- Natomiast ty z narażeniem życia i zdrowia wybrałaś się prosto do jaskini lwa jedynie po to, by choć
przez chwilę móc popatrzeć w jego czarne oczy - dodał. - Rozumiem, jak się musisz czuć.
Zawahał się przez chwilę, aż w końcu dodał z westchnieniem:
- Doprawdy, nie było to bezpieczne posunięcie! W dzisiejszych czasach wystarczy o wiele mniejsze
przewinienie, żeby zostać skróconym o głowę.
Zastanowił się,
- Postaram się odszukać Reidara i pomówić z nim. On mi ufa i z pewnością wyjawi mi prawdę.
Wstał.
- Nadeszły dziwne czasy. Królewska córka siedzi zamknięta w ciemnicy na królewskim dworze w
Oslo, podczas gdy obcy przybysz z dalekich wysp rządzi krajem, obsadziwszy swymi wątpliwymi
krewniakami i przyjaciółmi stanowiska namiestników i zarządców w kraju. %7łegnaj, panno Kristino,
mam nadzieję, że następnym razem zobaczymy się już na uczcie w królewskiej halli.
- Dziękuję, Torgilsie Hallvardssonie - powiedziała wzruszona Kristina.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, pojawił się jeden ze strażników i znów zamknął Kristinę w jej
więzieniu.
Reszta dnia wlokła się niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy Kristina słyszała gdzieś w pobliżu
odgłosy świadczące o bliskości ludzi, drgała przestraszona i z sercem w gardle czekała. Wszak to
mogli być ludzie biskupa Nikolasa, którzy przyszli zabrać ją na kolejne przesłuchania. Ale mógł to
być również Reidar...
Nic jednak się nie działo. Dopiero gdy zmierzch nadpełzał już nad otwór w dachu, przyniesiono jej
pierwszy tego dnia posiłek, składający się z kubka wody, cienkiego placka i odrobiny suszonego
mięsa. Kristina usiłowała wypytać strażnika, czy ten czegoś nie wie, lecz on jedynie kręcił głową.
Najwyrazniej przykazano mu nie rozmawiać z uwięzioną.
Tej nocy Kristina położyła się na cuchnącym klepisku z peleryną pod głową i zapadła w sen, chociaż
strach nie dawał jej spokoju, a chłód dotkliwie dokuczał. Obudziła się, trzęsąc się z zimna. Na moment
przeraziła się myśli, że mogą ją tu więzić długo, nawet zimą. Pojawiło się wspomnienie z dzieciństwa,
które nawiedzało ją od wielu lat. Było to, kiedy mieszkała w warowni w Tunsberg wraz z matką,
ojcem i dziadem. Pewnego
dnia wemknęła się do lochu, położonego głęboko pod królewską twierdzą, gdzie znajdowały się cele
dla więzniów. Ogarnęły ją wtedy mdłości ze strachu w wilgotnych, wąskich piwnicznych korytarzach,
sklepionych tak nisko, że ledwie mogła się wyprostować. Mimo lęku podążała naprzód, gnana
nieopanowaną ciekawością. Nagle się zatrzymała. Przez gruby mur przeniknął do niej jakiś dzwięk.
Wstrzymała oddech, nasłuchując, i wtedy wyraznie usłyszała, że ktoś jęczy. Doszedł do niej płacz,
odmawiane niewyrazne modlitwy. Moment pózniej zadzwoniły kajdany, gdzieś otwarły się jakieś
drzwi, rozległ się głośny wrzask i jednocześnie krzyk strachu. Kristinę przerażenie sparaliżowało tak,
że nie mogła się ruszyć. Gdy wreszcie zdołała się odwrócić, pędem przebiegła z powrotem, jak gdyby
wszystkie złe duchy całej ziemi deptały jej po piętach. Nie śmiała powiedzieć o niczym matce ani
ojcu, bo przecież wykazała się nieposłuszeństwem. Kilka dni pózniej jednak nie mogła się już dłużej
powstrzymać i w końcu spytała matkę, gdzie znajdują się lochy i dlaczego jacyś ludzie muszą w nich
siedzieć. Matka odparła, że to czarownicy, złodzieje i rozbójnicy, których trzeba zamykać po to, by
chronić przed nimi niewinnych ludzi. Kristinę bardzo to dziwiło, lecz nie mogła się przemóc, żeby coś
powiedzieć. Dobrze przecież wiedziała, że do lochów trafiali również krewni i przyjaciele ojca,
chociaż nie ukradli chleba ani też nie uprawiali czarów.
Zdrętwiała i przemarznięta, podniosła się z twardego klepiska i znów zaczęła niespokojnie krążyć tam
i z powrotem po pogrążonej w ciemności izbie. Od czasu do czasu wpadała na ścianę, to znów
potykała się o kamienie paleniska, lecz nie przerywała swej bezcelowej wędrówki.
Upłynął cały następny dzień i nic się nie działo. Albo
Torgilsowi Hallvardssonowi nie udało się odnalezć Reidara, albo też Reidar odmówił pospieszenia jej
z pomocą.
A więc pierwsze wrażenie, jakie odniosła po spotkaniu z nim, wcale nie okazało się błędne! Zawsze
trzeba słuchać swego wewnętrznego głosu, matka stale jej to powtarzała. Gdyby tak zrobiła, nigdy by
się tutaj nie znalazła. Siedziałaby u boku Jona Loptssona na wielkim dworze Odde, jadła smakołyki w
sali biesiadnej, ogrzewanej ogniem wielu palenisk, i spała w wygodnym, ciepłym łóżku, w jasnej,
przytulnej izbie gościnnej.
Kristinę ogarnął gniew na Reidara, na samą siebie, na wszystkich baglerów i birkebeinerów w całym
kraju, przez których sąsiedzi stawali się sobie wrogami i zabijali niewinnych ludzi.
Potem wybuchnęła płaczem. Płakała, aż w końcu zabrakło jej łez. Jeśli Reidar ją zdradził, to nadszedł
jej koniec. Biskup Nikolas bez najmniejszego kłopotu doszuka się wśród jej krewnych i przyjaciół
zagorzałych birkebeinerów. Być może dowie się nawet, że Kristina była obecna na tingu, na którym
król Sverre w swej przemowie grzmiał przeciwko baglerom. A nikt przecież mu nie powie, że poszła
tam bez cienia zainteresowania.
Minęła kolejna długa noc i jeszcze jeden bolesny dzień. Nic się nie działo. Przynoszono jej skromne
posiłki, które nie zaspokajały głodu. Stale marzła, mało spała i czuła się doprawdy okropnie. Na
zewnątrz chłodny deszcz zastąpił letnie ciepło. Kristina przestała już wierzyć, że Reidar kiedykolwiek
przybędzie. Nie wierzyła też, by odwiedził ją jego przybrany ojciec. Torgils Hallvardsson był już
tylko starym, chorym człowiekiem, nie posiadającym żadnych wpływów. Kristina zastanawiała się,
co zrobiłby Jon Loptsson, dowiedziawszy się o jej nieszczęściu. Czy wysłałby swoich ludzi, by ją
uwolnić?
Pokręciła głową. Oczywiście, że tak by się nie stało, Jon Loptsson był przecież przeciwny wszelkim
walkom, nie znosił użycia siły.
Jej myśli powędrowały do Astrid i tych z jej ludzi, którzy zeszli wraz z nią na ląd, a także do Jonasa
sternika, drużynników i załogi pozostałej na pokładzie. Co się z nimi wszystkimi stało? Czy wszyscy
zginęli? Czy wszyscy musieli oddać życie tylko dlatego, że okazała się głupią, chorą z miłości
kobietą?
Matka nigdy się nie dowie, jaki los ją spotkał. Jon Loptsson również. Matka nie będzie nawet
wiedziała, że Kristina była kiedyś na Islandii, a jeśli nawet zdarzy się tak, że Jon Loptsson spotka
kiedyś Reidara, to ten popatrzy na niego ze zdziwieniem i wykrzyknie z miną niewiniątka:  Panna
Kristina? Nie widziałem jej ani nie słyszałem o niej od sierpnia, kiedy to wyjechałem z Odde!" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \