[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wać.
 To, że środki hamujące namnażanie się komórek, cytostatyki, takie jak kanceran, nie stanowią
skutecznej metody leczenia nowotworów. Stosujemy je przy założeniu, że zabijają komórki nowo-
tworowe szybciej od zwykłych, dzięki czemu, gdy powstrzymamy wzrost raka, pacjentowi zostaje
jeszcze dość sprawnych komórek, żeby żyć. To jednak tylko półśrodek. Prawdziwe leczenie raka
zacznie się dopiero wtedy, gdy lepiej zrozumiemy działanie żywego organizmu, zwłaszcza więzi
chemiczne między komórkami.
Charles zaczął przemierzać gabinet, nerwowo przeczesując palcami włosy. Morrison natomiast
nie ruszył się z miejsca, wodził jedynie wzrokiem za swym rozmówcą.
 Mówię panu, że całe podejście do leczenia nowotworów jest błędne  ciągnął podniesio-
nym głosem Charles.  Raka nie można traktować tak, jak na przykład choroby zakazne, i szukać
na niego cudownie działającego leku w rodzaju właściwego antybiotyku.  Charles zatrzymał się
i przechylił nad biurkiem w stronę Morrisona. Zniżył głos, pobrzmiewało w nim jednak jeszcze
66
więcej emocji.  Bardzo dużo nad tym rozmyślałem, panie doktorze. Nowotwór nie jest chorobą
w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, lecz ujawnieniem się bardziej pierwotnej formy życia, takiej
jak te, które istniały u zarania dziejów, gdy powstawały organizmy wielokomórkowe. Proszę tylko
pomyśleć: miliardy lat temu istniały tylko stworzenia jednokomórkowe, samolubne i nie zważają-
ce na siebie nawzajem. Pózniej jednak, po wielu milionach lat, niektóre z nich zaczęły się skupiać
w większe grupy, bo dzięki temu działały skuteczniej. Komunikowały się za pomocą substancji
chemicznych, które umożliwiły powstanie organizmów wielokomórkowych, takich jak człowiek.
Dlaczego komórka wątroby, serca, czy mózgu robi tylko to, co do niej należy? Odpowiedzi trzeba
szukać w sygnałach o naturze chemicznej. Komórki nowotworowe nie są jednak podatne na zwy-
kłą komunikację chemiczną. Wyrwały się spod kontroli, cofnęły do prymitywniejszego stadium,
przypominającego te organizmy jednokomórkowe, istniejące miliony lat temu. Rak to nie choroba,
lecz raczej klucz do podstawowej organizacji życia. A immunologia  to badania nad chemicznym
komunikowaniem się komórek.
Charles skończył monolog i pochylił się ku Morrisonowi, wsparłszy ręce o jego biurko. Zapadło
niezręczne milczenie. Dyrektor odchrząknął, odsunął swój skórzany fotel i usiadł.
 To bardzo ciekawe  powiedział wreszcie.  Niestety nie zajmujemy się tu metafizyką.
Muszę panu również przypomnieć, że nad immunologicznym aspektem chorób nowotworowych
67
pracuje się już od dobrych dziesięciu lat i jak na razie nie udało się dzięki tym badaniom przedłużyć
życia pacjentów.
 O to właśnie chodzi  wtrącił Charles.  Immunologia da lekarstwo, nie paliatywy, środki
łagodzące dolegliwości i przedłużające cierpienie.
 Wysłuchałem pana, proszę więc teraz mnie posłuchać  powiedział łagodnie Morrison. 
W obecnym czasie na immunologię przeznacza się bardzo mało pieniędzy. Taka jest prawda. Na
badania nad kanceranem bardzo duże fundusze wyłożyły zarówno Narodowy Instytut Onkologiczny,
jak i Amerykańskie Stowarzyszenie Onkologiczne. Nasz instytut potrzebuje tych pieniędzy.
Charles usiłował przerwać Morrisonowi, ten jednak nie dopuścił go do głosu. Martel osunął się
w fotel. Miał wrażenie, że cała biurokratyczna machina instytutu dławi go jak jakaś gigantyczna
ośmiornica.
Morrison zdjął okulary rytualnym gestem i położył je na suszce do atramentu.
 Jest pan wspaniałym naukowcem, Charles. Wszyscy o tym wiemy i właśnie dlatego potrzebu-
jemy pana w tej chwili. Jest pan jednak również umysłem niezależnym, toteż nie tyle się pana ceni,
co toleruje. Narobił pan sobie tu sporo wrogów, może przez zazdrość, może z racji pańskiej prosto-
linijności. Dotąd pana broniłem. Są jednak tacy, którzy woleliby, żeby pan stąd zniknął. Mówię to
dla pańskiego własnego dobra. Wspomniałem na wczorajszym zebraniu, że może pan odrzucić ofer-
68
tę kontynuacji badań nad kanceranem. Zdecydowano, że jeśli pan odmówi, straci pan u nas pracę.
Nietrudno będzie znalezć kogoś, kto pociągnie zamiast pana te badania.
Utrata pracy! Te dwa słowa łomotały Charlesowi w głowie. Usiłował zebrać myśli.
 Mogę coś powiedzieć?  spytał.
 Oczywiście  odrzekł Morrison.  Proszę mi powiedzieć, że wyraża Pan zgodę na prowa-
dzenie badań nad kanceranem. To właśnie chcę usłyszeć.
 Mam bardzo napięty program w laboratorium i posuwam się bardzo szybko do przodu 
Martel zdawał się nie zwracać uwagi na słowa Morrisona.  Dotychczas celowo nic nie ujawniałem,
ale sądzę, że jestem już naprawdę blisko zrozumienia tajemnicy powstawania nowotworów i ich
leczenia.
Morrison przyjrzał się badawczo twarzy Charlesa, usiłując dociec, ile w tym prawdy. Czy to
tylko wybieg? Mania wielkości? Spojrzał w błękitne oczy Charlesa, potem na jego wysokie pobruż-
dżone czoło. Dobrze znał przeszłość Martela, wiedział, że umarła mu żona, że przerzucił się nagle
z medycyny klinicznej na badania naukowe. Zdawał sobie sprawę, że to znakomity naukowiec, po-
dejrzewał jednak, iż w jego rozumieniu  naprawdę blisko równie dobrze mogło znaczyć dziesięć
lat.
69
 Lekarstwo na raka  rzekł Morrison, nie usiłując taić sarkastycznej nutki w głosie. Nie spusz-
czał oczu z twarzy Charlesa.  To byłoby cudowne. Wszyscy bylibyśmy bardzo dumni. Ale. . . bę-
dzie musiało poczekać do zakończenia badań nad kanceranem. Firma Lesley Pharmaceuticals, która
opatentowała lek, chce go wdrożyć do produkcji. Wybaczy pan, panie doktorze, ale mam mnóstwo
pracy. Sprawa jest zamknięta. Ma pan do dyspozycji laboratorium oraz protokoły doświadczeń nad
kanceranem, niech więc pan bierze się do roboty, i powodzenia. Gdyby miał pan jakieś problemy,
proszę dać mi znać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \