[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nadejdzie i wtedy nie będę się wahał.
– Kiedy to nastąpi, jak myślisz?
Na chwilę zapadła cisza. Hal westchnął.
– Nie wiem, tato. Musisz się uzbroić w cierpliwość.
Kit zamknęła na chwilę oczy, powstrzymując łzy napływające pod powieki. Po
cichu, z opuszczonymi ramionami, minęła uchylone drzwi salonu i poszła do
wyznaczonego dla niej eleganckiego pokoju gościnnego. Usiadła na skraju łóżka i
ukryła twarz w dłoniach. Była emocjonalnie wycieńczona. Z jednej strony cieszyła
się, że namówiła Hala na wycieczkę do rodzinnego domu i pogodzenie się z ojcem.
Wyglądało na to, że panowie bardzo się starali. Z drugiej strony, podsłuchana
rozmowa nie dawała jej spokoju. Pytanie ojca Henryego powracało uparcie:
„Rozglądałeś się za jakąś odpowiednią kandydatką?”. Tym jednym niewinnym
pytaniem uświadomił jej, jak bardzo nie pasowała do świata Hala. W żadnym
wypadku nie można jej było uznać za „odpowiednią kandydatkę”, jedyne, co mogła
dać Halowi, to dozgonna miłość i lojalność, a te zapewne nie wystarczyłyby, żeby
przekonać wymagającego właściciela ziemskiego do jej kandydatury na
towarzyszkę życia jego dziedzica. Jesteś beznadziejna, Kit Blessington, pomyślała
z rozpaczą. Zupełnie jak twoja matka! Siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach i
płakała tak długo, aż w końcu zabrakło jej łez. Jej ciało, serce, dusza tęskniły do
Hala, do jego uśmiechu, ciepłego, zmysłowego zapachu jego skóry, zaczepnego
poczucia humoru, pożądliwego spojrzenia bursztynowych oczu... Wiedziała że
nigdy już o nim nie zapomni. Zaczarował ją, na zawsze. Teraz musiała się nauczyć
z tym żyć, powrócić na ziemię i skupić na zapewnieniu sobie skromnej,
bezpiecznej i niestety samotnej przyszłości. Czuła, że nikt inny nigdy nie dorówna
Halowi. Zgromadzenie funduszy na zakup własnego lokum znów powinno się stać
jej priorytetem. Może osiągnąwszy choć ten jeden cel, zyska trochę spokoju ducha?
Kit zsunęła z nóg buty, naciągnęła ciepłą, flanelową piżamę i położyła się. Nie
martwiła się o Hala. Jego ojciec oznajmił jej, że mają z synem sporo do omówienia,
dlatego ona może położyć się wcześniej spać. Obiecał, że pomoże Henry emu, jeśli
ten będzie potrzebował wsparcia przy wieczornej toalecie. Jednym słowem, dał jej
do zrozumienia, że nie jest już potrzebna. Każde słowo Travernea seniora raniło ją
boleśnie, bo dawało jej jasno do zrozumienia, że stawała się zbędna w życiu Hala.
Zaczęła wątpić, czy znajdzie się dla niej miejsce w pamięci Hala, czy też za kilka
miesięcy zapomni o niej całkowicie. Kit zgasiła lampkę nocną i zacisnęła mocno
powieki w nadziei na sen, który pomógłby jej odpocząć i znaleźć siły, by stawić
czoło kolejnemu dniowi.
We śnie usłyszała lekkie pukanie do drzwi. Próbowała je zignorować, ale dźwięk
nie znikał, aż w końcu, w półśnie, zdała sobie sprawę, że ktoś naprawdę stuka do
drzwi jej pokoju. Usiadła na łóżku, przecierając zaspane oczy. Pukanie ustało. Kit
wpatrywała się w drzwi, ale nie zauważyła żadnego ruchu w poświacie widocznej
w szparze przy podłodze. Czyżby jednak stukanie jej się śniło? Odetchnęła z ulgą.
Wielki stary dom był wystarczająco tajemniczy. Kit wolała się nie zastanawiać, czy
nie krążą po nim duchy przodków rodu Traverne i nie pukają do drzwi
niechcianych gości. Kiedy już miała się położyć, ktoś zapukał znów do drzwi, tym
razem bardziej zdecydowanie. W pełni rozbudzona, Kit zmusiła się do trzeźwego
myślenia. Przypomniała sobie, że w pokoju obok śpi Hal. Może potrzebował pilnie
pomocy? Zerwała się z łóżka i boso podbiegła do drzwi. Kiedy je otworzyła,
ujrzała zaspanego, potarganego Hala opartego o framugę drzwi. Jej serce zamarło.
Wyglądał zniewalająco!
– Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona.
– Teraz, kiedy cię widzę, w jak najlepszym. – Henry uśmiechnął się
prowokacyjnie.
– Wydawało mi się, że to stukanie mi się przyśniło. Jak długo tu stoisz?
– Nie wiem. Postanowiłem pukać do skutku, w nadziei, że w końcu będziesz
miała dość, otworzysz drzwi i wpuścisz mnie do środka.
Kit odruchowo przycisnęła ręce do piersi, nerwowo zgniatając brzegi piżamy w
węzeł. Zauważyła, że Hal ledwie trzymał się na nogach ze zmęczenia.
– Oszalałeś? Nie powinieneś tak nadwerężać nogi! Wejdź i odpocznij przez
chwilę.
– To zaproszenie jest muzyką dla moich uszu, aniele. Nie będę się opierał. – [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \