[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwwagę. %7łeby zamknąć wejście, wystarczyło wyjąć blokadę i ciężar kamienia na
łańcuchu pociągał kamienną bramę, w ostatniej fazie łańcuch swym ciężarem i siłą rozpędu
domykał wejście. Nasypana ziemia maskowała wszystko. Na tej półce leżała letnia kurtka
Pana Samochodzika, a światło reflektora odbijało się od wody.
Wszyscy pomyśleliśmy o tym samym.
- Schodzę tam - powiedziałem.
- Nie mamy liny - powstrzymywał mnie Olbrzym. - Naprawdę wierzysz, że twój szef
zrobiłby takie głupstwo? Wierzył, że tamtędy ucieknie z pułapki? Nie wiem, jak przecisnąłby
się przez ten szyb?
- Może zamknęli go tutaj, dusił się i złapał się ostatniej deski ratunku?
Olbrzym położył się i sięgnął kurtkę. Sprawdził kieszenie. Oprócz chusteczki i kilku
drobnych nic tam nie było.
- Gdzie pan Tomasz trzymał dokumenty? - zapytał.
- Zwykle w kurtce - odpowiedziałem.
- To jeszcze nie płacz - mruknął świecąc w otwór. - Panie Tomaszu! - zawołał.
- Nie płaczę! - wściekły wyszedłem z jaskini.
Małgosia próbowała mnie pocieszyć obejmując ramieniem, ale ją odepchnąłem.
- Teraz musimy wezwać policję, ale jak zwykle będą działać dopiero wtedy, gdy
wydarzy się tragedia - rozpaczałem.
Kordian wyszedł za mną zanosząc się łzami. Usiadł na ziemi tuląc kurtkę szefa i
głowę psa. Druhna Jagoda przyklękła przy nim. Coś mu mówiła na ucho, głaskała po głowie.
Chłopiec wtulił się w harcerski mundur i wtedy jeszcze bardziej dał upust swym emocjom.
Bał się, że stracił człowieka, który okazał mu tyle serca.
Wtedy usłyszałem na drodze nad urwiskiem odgłos jadących samochodów.
- Uciekają! - krzyknąłem.
Rzuciłem się w pogoń. Kordian chwycił się mojej nogawki.
- Nie! - płakał.
Stanowczo odepchnąłem chłopca, co potraktował jak akt odrzucenia i zaniósł się
jeszcze większym szlochem. Biegłem pod górę. Za mną podążał jedynie Olbrzym.
Wybiegliśmy na drogę, gdzie za zakrętem znikał tył jakiegoś vana z zagraniczną
rejestracją.
- Teraz możemy tylko z buta - rzucił Olbrzym wskazując na pocięte opony.
Biegliśmy więc, a Olbrzym co chwila zerkał na ekran telefonu komórkowego
czekając, aż złapie zasięg. Niestety, w tym rejonie telefonia komórkowa była kapryśna jak
bogata panna na wydaniu.
Pierwszy kilometr biegu jeszcze wytrzymaliśmy.
- Skrótem! - Olbrzym wskazał drogę pod górkę.
Złodzieje uciekali drogą dokoła wierzchołka góry, trudniejszą, wyboistą, podmokłą od
małych bagien koło niej, ale mniej uczęszczaną, na czym im najbardziej zależało. My
mogliśmy pobiec po cięciwie łuku do szosy. Zdążyliśmy w samą porę, by zobaczyć dwa
samochody wyjeżdżające z lasu. Pierwszym było terenowe auto Batury, a drugim van z
dowódcą krzyżowców za kierownicą.
Batura na widok nas wybiegających na szosę dodał gazu. Byliśmy zaledwie
dwadzieścia metrów za nim. Olbrzym bezsilnie schylił się po kamień i rzucił nim w szybę
terenówki. Van miał kłopoty z wyjazdem, a gdy wleciał na drogę, nagle zwaliło się na nią
drzewo. Była to uschnięta brzózka, którą ktoś przyciągnął tu chyba specjalnie w tym celu.
Auto krzyżowców otoczyli zaraz ludzie przebrani za Krzyżaków z Ulrykiem von
Jungingenem na czele.
Nagle za sobą usłyszałem ryk motocykla. Podskoczyłem zaskoczony. Z piskiem opon
zatrzymał się przy mnie Robert i rzucił mi kask. Założyłem go i wskoczyłem na tylne
siodełko.
Olbrzym bezradnie rozłożył ręce i stał na drodze. Robert dodał gazu i pomknęliśmy ku
zaporze. Tajniak kierował się na gałązki po lewej stronie szosy. Gładko przejechał po nich.
Teraz wjechaliśmy w diabelski młyn drogi pomiędzy Wysoką Wsią a Kronowem. Szybko
doganialiśmy Baturę, ocierając się na zakrętach o gałązki krzaków. Niestety, pod górę, a były
tu strome podjazdy, podwójnie obciążony motocykl jechał wolniej niż terenówka z napędem
na cztery koła.
Gnaliśmy z taką prędkością, że na zakręcie przed mostkiem w Kronowie o mało nie
wywróciliśmy się. Zaraz potem skończyły się lasy i wjechaliśmy na wąski odcinek wśród pól
odgrodzonych od nas szpalerem drzew. Robert próbował wyminąć Baturę, lecz ten zajeżdżał
nam drogę. Bez zatrzymywania się wskoczyliśmy na trasę do Marwałdu. Na szczęście była
pusta. Silnik motocykla Roberta grał na wysokich obrotach, jak smok łykając hausty
wysokooktanowej benzyny. Teraz zaczęliśmy zbliżać się do Batury. Ten bał się robić
ewolucje na uczęszczanej drodze, gdzie zza zakrętu w każdej chwili mogło wyskoczyć inne
auto. A może nas tylko podpuszczał?
Nieco zwolnił wjeżdżając do wsi Marwałd. Robert wtedy przyspieszył i zrównał się z
wozem Batury. Niewiele się namyślając wyprostowałem się i uchwyciłem się relingów na
dachu terenówki.
Jerzy zobaczył to w lusterku i wykonał kilka gwałtownych zwrotów kierownicą, żeby
mnie zgubić. Robert musiał uniknąć zderzenia i stracił równowagę. Gwałtownie hamował.
Zbliżaliśmy się do ostrego skrętu w lewo. Na wprost prowadziła tylko wiejska droga.
Terenowy samochód Batury z piskiem opon pokonał wiraż w środku wsi, ale Robert musiał,
kładąc motor na boku, ślizgiem wpaść na szutrówkę.
Zostałem sam na boku pojazdu Batury. Inne samochody mijały nas trąbiąc, a mój
przeciwnik robił wszystko, żeby mnie strącić. Podkulonymi nogami opierałem się o nadkole i
stopy ześlizgiwały się po gładkiej karoserii. Batura co chwila zjeżdżał w kierunku
przydrożnych drzew chcąc zrzucić mnie i niemal ocierał się o przeszkody. Za rzędem tylnych
siedzeń widziałem u Batury otwarte skrzynki z jakimiś rzezbami, wazami, amforami,
naczyniami z brązu.
W następnej wsi skręcił na północ do Dylewa. Po kilkuset metrach zjechał na polną
drogę prowadzącą ku jezioru. Tam, na wertepach, nogi straciły przyczepność i trzymałem się
tylko samymi rękoma.
Droga gwałtownie opadała do jeziora. Zbliżał się ostry zakręt i słupki na poboczu
mające ostrzegać kierowców przed zjechaniem z trasy. Tędy można było przejechać na skróty
z Bąbrówka do Dylewa. Pierwsze uderzenie o słupek wytrzymałem, ale po drugim nie miałem
już sił i puściłem się. Sturlałem się ze skarpy. Głowę wciąż chronił mi kask, ale ból w nogach
był okropny. Batura zjechał dużym łukiem na brzeg jeziora.
Próbowałem wstać. Nogi w pierwszym momencie odmówiły posłuszeństwa. Potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \