[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze. Był dziwnie cichy we wtorek, po wizycie u
doktora Harta, ale kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży,
oszalał z radości. Aż się popłakał. Pewno nie powinnam ci
tego mówić, ale tyle przeżyłam w ciągu ostatniego tygodnia,
że teraz czuję się jak balon, z którego uszło powietrze.
Cathy uśmiechnęła się do niej z sympatią.
- Wpadnij do mnie do poradni, jak będziesz miała czas. I
tak musisz przyjść na badania kontrolne. Wtedy będziesz
mogła wyrzucić wszystko z siebie w bardziej kameralnych
warunkach.
Megan posłała jej pełen wdzięczności uśmiech.
- Dziękuję, przyjdę.
Znów spojrzały w stronę mężczyzn. Dziecko, nareszcie w
nowej pieluszce, raczkowało w stronę Maxa. Postawił je sobie
na kolanach i podrzucał delikatnie, a ono zanosiło się od
śmiechu.
- Dobrze by było, gdyby Max się ożenił. Byłby takim
dobrym ojcem - powiedziała Megan, patrząc na nią znacząco.
- Słyszałam, że wynajmujesz u niego mieszkanie. Podoba ci
się dom?
- Piękny, sądząc z tego, co widziałam. Byłam tylko w
kuchni i w korytarzu.
- On jest okropnie bogaty, wiesz o tym? - Megan
spojrzała na nią z namysłem.
- Wiem. Zastanawiam się, dlaczego wszyscy mi to
mówią. Czy on ma jakąś okropną skazę, którą mogą
zrekompensować tylko pieniądze?
- Nie zamierzam wpychać cię w jego ramiona - zaczęła
usprawiedliwiać się Megan. - Ale on potrzebuje kogoś
ciepłego i czułego, a nie tej okropnej dziewczyny z pracy, z
którą spotykał się ostatnio. Jak ona ma na imię? Anthea?
- Andrea.
- No właśnie. Zaprosił ją parę tygodni temu do klubu
tenisowego. Od razu mi się nie spodobała. Ona przypomina
komputer. Zaraz zaprogramowałaby mu życie. Ty jesteś
znacznie lepsza. A on jest taki samotny.
- Przepraszam, ale chyba nie mogę w niczym pomóc. Nie
startuję w tej konkurencji.
Megan rzuciła Cathy badawcze spojrzenie.
- Przepraszam. Wydawało mi się... Właśnie w tym
momencie pojawił się Stephen.
- Mój syn - przedstawiła go Cathy.
- O, Boże! Nie wiedziałam, że jesteś zamężna.
Przepraszam...
- Nie szkodzi. Jestem wdową. Ale to niczego nie zmienia.
Megan była wyraznie zakłopotana.
- To wszystko wina Maxa. Mówi o tobie w taki sposób...
- Myślisz, że to moja wina?
- Nie, myślę, że sam się tak urządził - roześmiała się.
Popatrzyły na Maxa. Stephen przysiadł obok, a on
przyjaznym gestem rozwichrzył mu włosy.
- Dobrze sobie razem radzą - powiedziała Megan, patrząc
z ukosa na Cathy.
- To prawda.
- Martwisz się tym?
- Jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Nie bardzo, ale ciebie łatwo rozszyfrować.
- Max tego nie potrafi. Ciągle mówię mu, że mnie nie
interesuje, a on mimo to się nie poddaje.
- Może właśnie dlatego, że umie cię rozszyfrować i wie,
że jesteś zainteresowana...
- Nie jestem. Nie tym, co on mi ma do zaoferowania. ..
- Nie jestem pewna, czy Max sam wie, co chciałby ci
zaproponować - powiedziała Megan enigmatycznie. - Spróbuj,
a będziesz sama zdziwiona.
- Nie tak, jak Max - roześmiała się.
Musiał usłyszeć swoje imię, bo odwrócił głowę i poszukał
jej wzrokiem.
- Co z tą herbatą? - zapytał.
- Dobry pomysł. - Tony Fry wyciągnął się na kocu i
westchnął.
%7łona szturchnęła go lekko.
- Wstawaj. Pomóż Maxowi przynieść herbatę. To zadanie
mężczyzn, zdobywać pożywienie.
Obaj podnieśli się z trudem i narzekając dobrodusznie
ruszyli w stronę pawilonu. Stephen pobiegł za nimi.
- Zliczny chłopiec - powiedziała Sue Fry. - Musisz być z
niego dumna.
- Jestem - przyznała Cathy.
- Dobrze sobie radzą z Maxem. Długo go znasz?
No i znowu to samo, pomyślała. Ciekawe, czy zaraz
usłyszy, że jest okropnie bogaty...
Kilka dni pózniej Megan zjawiła się w przychodni.
Najpierw pielęgniarka wypytała ją o różne dane, zmierzyła i
zważyła, a potem Cathy poprosiła ją do gabinetu.
- No i jak tam?
Megan wzruszyła ramionami.
- Sam był na badaniach i nie wykazały one żadnych
przerzutów. Ten guz to był nasieniak, chociaż nie wiem, co to
oznacza.
- To taki typ raka. Jedne poddają się radioterapii, a inne
chemioterapii. Czyli wszystko w porządku?
- Chyba tak.
Wyglądała jednak na załamaną.
- To przypomina ci, że wszyscy jesteśmy śmiertelni -
powiedziała Cathy łagodnie.
- Często leżę w nocy i patrzę na Sama. Zastanawiam się,
ile nam jeszcze zostało czasu i co będzie, jeśli ja umrę
pierwsza. Czy to jest jakaś choroba?
- Nie. - Cathy pokręciła głową. - To zupełnie naturalne.
Pewno twój mąż robi to samo. Powinnaś z nim o tym
porozmawiać. Może on nie chce cię martwić, tak jak i ty jego,
ale wszystko jest łatwiejsze, kiedy ludzie są razem.
Megan badawczo na nią spojrzała.
- Zdaje się, że świetnie wiesz, o czym mówisz.
- Powiedzmy, że sama też przez to przeszłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \