[ Pobierz całość w formacie PDF ]

38
krateru, gdzie odziane w skafander ciało Garcilasa płonęło niczym daleki stos
żałobny, i dalej jeszcze, ku Saturnowi. Planeta świeciła migotliwie, bursztynowo,
pokryta delikatnie oddzielającymi się pasmami, ukoronowana pierścieniami,
które dzięki przecinającej je linii cienia świeciły tym jaśniej. Blask ten
przyćmiewał większość pobliskich gwiazd, ale pozostałe, bardziej oddalone,
układały się mnogością w pełnej chwale wokół srebrzystej dr którą snuła przed
nimi galaktyka.
- Jakże właściwy to grobowiec dla Alvarlana - szepce Ricia jakby śniąc.
- Zatem on zginął? -pyta Kendrick.
- Nie wiesz tego?
- Miałem głowę zaprzątniętą czym innym. Kiedy uwolniliśmy się z ruin i
pozostawiłem cię, byś odzyskała siły, podczas gdy ja udałem się, by rozejrzeć po
okolicy, natknąłem się na oddział wojowników. Uciekłem, ale z konieczności
wracałem ku tobie przemyślnymi, skrytymi drogami. - Kendrick gładzi Ricię po
złocistych włosach. - Poza tym, moja najdroższa, to zawsze ty, a nie ja, miałaś dar
słyszenia duchów.
- Mój dzielny ukochany... Tak, to dla mnie chwała, że zdołałam przywołać
jego dusze z piekła. Szukał swego ciała, ale było ono stare i słabe, i nie mogło
przetrwać tej wiedzy, którą obecnie posiadł. Alvarlan wszakże zmarł w pokoju,
ale wcześniej jeszcze ostatnim czarem uczynił sobie grobowiec, z którego stropu
gwiazdy będą świecić po wsze czasy.
- Niech odpoczywa w pokoju. Ale nam nie dane jest spocząć. Jeszcze nie.
Przed nami daleka droga.
- O, tak. Jednak ruiny pozostały już za nami. Spójrz! Na całej łące w trawie
błyszczą anemony. W górze śpiewa skowronek.
- Nie zawsze jest tu tak spokojnie. Przed nami może jeszcze być wiele przygód.
Stawimy im jednak czoło z mężnym sercem.
Kendrick i Ricia podnoszą się, by ruszyć w dalszą drogę.
Zciśnięci na wąskiej półce Scobie i Broberg odrzucali piasko-lód przez całą
godzinę, niewiele ją poszerzając, z góry bowiem sypało się tyle, ile zdołali
zepchnąć na dół.
- Lepiej dajmy sobie spokój - zdecydował geolog. - Udało się nam tylko trochę
spłaszczyć stok. Nie wiadomo, jak daleko w głąb idzie ta półka, nim pojawi się
twarde podłoże. Może w ogóle nie ma takiego.
- Co więc zrobimy? - spytała Broberg tym samym znużonym tonem. Pokazał
kciukiem.
- Zejdziemy na niższy poziom i spróbujemy w innym kierunku. Przedtem
jednak bezwzględnie odpoczniemy.
Rozpostarli poduszki z gąbki i usiedli. Po chwili, w czasie której patrzyli tylko
przed siebie, Broberg odezwała się.
- Idę ku potokowi - mówi Ricia. - Szemrze pod łukami zielonych, konarów.
Między nimi przeciska się światło skrzące się na powierzchni wody. Przyklękam i
piję. Woda jest chłodna, czysta, słodka. Gdy unoszę wzrok, widzę postać młodej
kobiety, nagiej, której pukle włosów mają barwę liści. To nimfa wodna. Uśmiecha
się.
39
- Tak, ja też ją widzę - włacza się Kendrick. - Zbliżam się ostrożnie, by jej nie
przestraszyć. Pyta nas o imiona i cel podróży. Wyjaśniamy, że zgubiliśmy drogę.
Mówi nam, gdzie znalezć wyrocznię, która może udzielić rady.
Wyruszają, by odnalezć wyrocznię.
Ciało ludzkie nie może wiecznie odkładać snu na potem.
- Krzyknij na nas za godzinę, dobrze, Mark? - poprosił Scobie.
- Jasne - odparł Danzig. - Ale czy to wystarczy?
- Tylko na tyle możemy sobie pozwolić po tych wszystkich niepowodzeniach.
Przeszliśmy mniej niż jedną trzecią drogi.
- To, że do was nie mówiłem - powiedział powoli Danzig - to nie dlatego, że
byłem bardzo zajęty pracą, chociaż byłem. Po prostu zdawało mi się, że sami
macie dość na głowie i bez mojego wtrącania się. Jednakże... czy sądzicie, że
mądrze robicie oddając się w ten sposób fantazjom?
Rumieniec wpełzł na policzki Broberg i spłynął ku jej piersiom.
- Słuchałeś, Mark?
- No... tak, oczywiście. Przecież mogło się wam coś nagle przydarzyć...
- Czemu? A gdyby nawet, to co byś zrobił? Gra to sprawa osobista.
- No tak, tak...
Ricia i Kendrick kochali się, gdy tylko mieli ku temu okazję. Nie padło przy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \