[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To niech pani otworzy szyberdach.
- Już próbowałam, ale nie sięgam.
Sally rozejrzała się i dostrzegła grubą gałąz, prawdopodobnie
złamaną w trakcie wypadku. Wiedziała, że musi wyłączyć silnik, bo coraz
wyrazniej czuła zapach rozlewającej się benzyny.
- Uwaga na oczy! - krzyknęła i z całej siły uderzyła w resztki
przedniej szyby, żeby oczyścić sobie dostęp do stacyjki.
Szkło rozprysnęło się na wszystkie strony, ale ona, nie zważając na
to, przechyliła się ponad maską silnika i przekręciła kluczyk. Jednak
78
RS
wyciek benzyny był tak duży, że zaczęła się obawiać, iż nie zdąży
wydostać tych ludzi z samochodu.
- Czy pani jest ranna? - spytała kobietę.
- Nie, chyba nie. Ale Bernard jest nieprzytomny.
- Tak, widzę. Niech pani wciąż coś do niego mówi, to powinno
pomóc mu odzyskać świadomość. Będę musiała przeciąć pasy
bezpieczeństwa, bo nie dosięgnę do klamry, a potem pani spróbuje się
wydostać, dobrze?
Nie tracąc czasu, pobiegła do swojego samochodu i wyjęła nożyczki
z torby lekarskiej. Włączyła też światła awaryjne. Może będą mieli na tyle
szczęścia, że ktoś przejeżdżający zauważy, co się stało. Podczas dyżuru
woziła w samochodzie radiotelefon, ale tym razem wracała przecież do
domu po pracy. Wróciła do rannych i przechyliła się mocno przez wybite
okno.
- Na pewno nic się pani nie stało? - upewniła się.
- Nie, nic mi nie jest, a Bernard chyba zaczął odzyskiwać
przytomność.
To dobrze, pomyślała, gdyż bała się, że nie da rady przeciągnąć tak
wielkiego mężczyzny ponad deską rozdzielczą. Poza tym nie wiedziała,
jakich doznał obrażeń.
- Bernard?! - krzyknęła. - Bernard?! Czy pan mnie słyszy?!
Jęknął coś, otworzył na chwilę oczy, ale zaraz zamknął je z
powrotem.
- Niech pan słucha, to bardzo ważne. Mieliście wypadek i musi pan
pomóc mi wydostać was stąd. Niech pan otworzy oczy!
79
RS
Zamrugał i znów podniósł powieki. Tym razem wzrok miał trochę
mniej błędny.
- Kim pani jest? - zapytał z trudem.
- Nazywam siÄ™ Sally Alexander i jestem lekarzem. Czy coÅ› pana
boli?
Poruszył się trochę, a potem ostrożnie pokręcił głową.
- Nie. Tylko głowa. Jakiś dziwny ból.
- Czy czuje pan stopy? Proszę poruszać palcami.
- W porzÄ…dku.
- Dobrze, a teraz musi mi pan pomóc. Przetnę pas i proszę, żeby pan
spróbował się podciągnąć. Nie można otworzyć drzwi i trzeba wydostać
siÄ™ przez przedniÄ… szybÄ™, zgoda?
- Och, moja głowa - jęknął mężczyzna.
- Tak, tak, ale niech się pan pośpieszy. Nie chcę straszyć, ale
śmierdzi tu benzyną i lepiej, żebyście oboje wydostali się jak najszybciej.
Wzdrygnął się i obejrzał na żonę, jakby dopiero przypomniał sobie o
jej obecności.
- Louise? Nic ci nie jest?
- Nie, ale proszę, rób to, co ci pani mówi.
Sally już przecinała pas. Bernard z wielkim wysiłkiem podciągnął się
i wyczołgał przez otwór.
- Teraz pani. Da pani radę wyjść?
- Spróbuję - odparła kobieta, usiłując odpiąć pas trzęsącymi się
palcami.
Sally musiała przechylić się do środka i pomóc jej wydostać się z
wraka.
80
RS
- Dobrze, a teraz uciekajmy stąd jak najszybciej - zarządziła i
pociągnęła oboje w górę nasypu, przez piasek i chaszcze.
Wpółciągnąc, wpółpchąjąc, udało jej się przerzucić ich przez szczyt
wału, gdy z tyłu rozległ się huk wybuchu i poczuła, że zapada się w
ciemność.
81
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Myślał, że zwariuje z niepokoju. Miała wrócić do domu po południu.
Teraz dochodziła siódma, a Sally nie dawała znaku życia. Zadzwonił do
przychodni. Słuchawkę podniósł inny lekarz, Steve Dalton.
- Nie, już dawno jej nie ma. Wyszła około piątej, razem z tym
facetem od Bakera.
Sam ze złością cisnął słuchawkę na widełki i zaklął. Dick Price był
znanym podrywaczem i ostatnią osobą, której pragnął jako towarzystwa
dla Sally. Co, u diabła, ona robi z nim tak pózno? Poszli do lokalu?
Powinna być w domu na kolacji! Tym bardziej, że chyba wreszcie
udało mu się przygotować coś, co nie będzie obrzydliwe. Ale gdzie ona
jest, do cholery?
- Szlag by to trafił! - wyrwało mu się.
- Tatusiu, ty przeklinasz!
- Przepraszam, kochanie - powiedział szybko, patrząc na
przestraszoną Molly. - Odrobiłaś lekcje?
- Aha. Mogę dostać ciasteczko?
- No, dobrze.
Sally by go za to zabiła, ale niech tam. Zresztą, jak tak bardzo
przejmuje się dziećmi, to niech siedzi w domu, a nie gdzieś tam, z tym
cholernym playboyem...
- Tatusiu, zgnieciesz mi rękę!
- Przepraszam, maleńka. - Zaczął masować drobniutkie paluszki. -
Bardzo boli?
82
RS
- Tylko troszeczkę. Dostanę drugie ciasteczko? Roześmiał się i
potargał jej włosy.
- Dostaniesz. Gdzie jest Ben?
- OglÄ…da film na wideo.
- Nie wiesz, czy odrobił lekcje?
- Pewnie nie.
Zostawił Molly z całą torbą ciasteczek, na które naciągnęli go w
drodze ze szkoły, i poszedł do pokoju.
- Ben?
- Tak? - Syn podskoczył na kanapie z miną winowajcy.
- Odrobiłeś zadania?
- Nie mogłem, zostawiłem zeszyt w szkole.
- To zrób na kartce, a jutro przepiszesz do zeszytu.
- Wtedy będę dwa razy robił to samo - zaprotestował Ben.
Sam, niewzruszony, wyłączył telewizor.
- Trudno - powiedział. - Trzeba było pomyśleć o tym, kiedy
zostawiałeś zeszyt. Proszę do lekcji.
- Mama by mi nie...
- To masz pecha, bo mamy nie ma. Za to jestem ja i każę ci to zrobić.
Ruszaj!
Ben przemknął obok niego i zniknął, zostawiając ojca w nabrzmiałej
wyrzutem ciszy.
Gdzie ona może być, myślał Sam. Nie było po co próbować
radiotelefonu, bo Steve na pewno ma go ze sobą na dyżurze.
Opadł ciężko na sofę i włączył telewizor - w sam raz na zakończenie
lokalnych wiadomości. Boże, a jeśli miała wypadek? Nie. Prędzej Dick
83
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \