[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pochwie krótkiego miecza pokrytej skórą płaszczki. Spojrzał na inspektora oczami
samurajskiej maski.
Pani Murasaki się śmiała. Popił próbował pewnie żartować i śmiała się przez
grzeczność. Kiedy wrócili do mieszkania, zostawiła ich samych.
- Hannibalu, tuż przed śmiercią twój wuj próbował dowiedzieć się czegoś o Miszy. Ja
też mogę spróbować. Na Litwie, w krajach bałtyckich, jest teraz bardzo ciężko: Sowieci
czasem współpracują, ale częściej odmawiają. Mógłbym ich przycisnąć.
- Dziękuję.
- Co pamiętasz?
- Mieszkaliśmy w domku myśliwskim. Był wybuch. Pamiętam, że zabrali mnie
żołnierze i że jechałem czołgiem do wsi. Co było przedtem, nie wiem. Próbuję sobie
przypomnieć. Nie mogę.
- Rozmawiałem z doktorem Rufinem. Brak widocznej reakcji.
- Nie chciał mi zdradzić szczegółów waszych spotkań. Na to też.
- Ale powiedział, że bardzo martwisz się o siostrę. %7łe z czasem pamięć może wrócić.
Jeśli cokolwiek pamiętasz, powiedz mi, proszę.
Hannibal spojrzał mu w oczy.
- Dlaczego miałbym nie powiedzieć? - %7łałował, że nie słychać było zegara. Dobrze by
było słyszeć teraz zegar.
- Kiedy rozmawialiśmy po tej... po tym incydencie z Paulem Momundem,
powiedziałem ci, że straciłem na wojnie bliskich. Ciężko mi o tym myśleć. Wiesz dlaczego?
- Proszę mi powiedzieć.
- Dlatego, że powinienem był ich uratować. Ilekroć przekonuję się, że czegoś nie
zrobiłem, że mogłem coś zrobić, przeżywam piekło. Jeśli odczuwasz to samo, jeśli też się
czegoś boisz, nie pozwól, żeby strach zdusił w tobie pamięć o czymś, co mogłoby pomóc
Miszy. Mnie możesz powiedzieć absolutnie wszystko.
Wróciła pani Murasaki. Popił wstał i zmienił temat.
- Liceum to dobra szkoła i w pełni zasłużyłeś, żeby się w niej uczyć. Jeśli będę mógł
w czymś pomóc, pomogę. Od czasu do czasu będę cię tam odwiedzał.
- Ale wolałby pan odwiedzać mnie tutaj - odparł Hannibal.
- Będzie pan mile widziany - wtrąciła pani Murasaki.
- Do widzenia, panie inspektorze - rzucił Hannibal.
Pani Murasaki odprowadziła Popiła do drzwi i wróciła, kipiąc gniewem.
- Podobasz mu się, pani - powiedział Hannibal. - Widać to po jego twarzy.
- A co widać po twojej? Niebezpiecznie jest go prowokować. - Jest nudny.
- A ty niegrzeczny. To zupełnie do ciebie niepodobne. Jeśli chcesz być niegrzeczny
dla gości, bądz niegrzeczny w swoim własnym domu.
- Pani, chcę zostać tutaj, z tobą. Gniew z niej wyparował.
- Nie. Wakacje i weekendy będziemy spędzać razem, ale musisz zamieszkać w bursie,
tak jak wymagają tego przepisy. Wiesz, że moja ręka jest zawsze na twym sercu. - I położyła
mu rękę na piersi.
Na sercu. Ręka, która trzymała kapelusz Popina, leżała na jego sercu. Ręka, która
trzymała nóż na gardle brata rzeznika. Ręka, która chwyciła rzeznika za włosy, wrzuciła jego
głowę do torby i postawiła ją na skrzynce pocztowej. Jej bijące na dłoni serce. Twarz jej
niezgłębiona.
27
%7łaby zakonserwowano w formalinie jeszcze przed wojną i jeśli ich organy jakkolwiek
wtedy zabarwiono, barwy te już dawno wyblakły. Na sześciu uczniów w cuchnącym
szkolnym laboratorium przypadała tylko jedna. Wokół każdego talerza, na którym leżało
skurczone truchełko, tłoczyło się sześciu chłopców, a ponieważ wszyscy rysowali, na stole
leżało pełno okruszków startej gumy. W klasie było zimno - brakowało węgla - i niektórzy
siedzieli w rękawiczkach z obciętymi czubkami palców.
Hannibal podszedł do stołu, spojrzał na żabę i wrócił do ławki. W sumie podszedł tam
tylko dwa razy. Jak na nauczyciela przystało, profesor Bienville podejrzewał każdego, kto
siedział na końcu klasy. Zaszedł Hannibala z boku i okazało się, że podejrzewał go słusznie,
ponieważ zamiast żaby, chłopiec szkicował czyjąś twarz.
- Lecter, dlaczego nie rysujesz okazu?
- Już skończyłem, panie profesorze. - Hannibal podniósł kartkę i ukazał się rysunek
żaby dokładnie opisanej i oddanej z anatomiczną precyzją godną samego Leonarda.
Wnętrzności były pokratkowane i pocieniowane.
Profesor uważnie przyjrzał się jego twarzy. Poprawił językiem protezę i powiedział:
- Wezmę to. Chcę to komuś pokazać. Dostaniesz pochwałę. - Przerzucił kartkę. - A to
kto?
- Nie wiem. Gdzieś go widziałem.
Była to twarz Vladisa Grutasa, ale Hannibal nie znał jego nazwiska. Widział ją na tle
księżyca, widział na suficie o północy.
Rok szarówki za oknami szkoły. Dobrze chociaż, że światło było na tyle rozproszone,
że mógł przy nim rysować, no i zmieniły się same pomieszczenia, bo przenoszono go do
coraz to wyższej klasy.
Nareszcie wakacje.
Pierwszej jesieni po śmierci hrabiego i po wyjezdzie Chiyoh pani Murasaki boleśnie
odczuwała ich stratę. Gdy mąż żył, jadali kolacje na łące pod zamkiem, skąd widać było
księżyc w pełni i gdzie grały jesienne świerszcze.
A teraz, siedząc na tarasie swego paryskiego mieszkania, czytała Hannibalowi list od
Chiyoh, w którym dziewczynka opisywała przygotowania do ślubu. Patrzyli, jak powoli
dopełnia się księżyc, lecz świerszcze milczały.
Wczesnym rankiem Hannibal złożył połówkę, pojechał rowerem do ogrodu
botanicznego na drugim brzegu Sekwany i jak zwykłe zajrzał do menażerii. Dobra nowina:
pospiesznie napisana wiadomość z adresem.
Dziesięć minut pózniej, na południe od Place Monge i rue Ortolan, znalazł sklep:
Poissons Tropicaux, Petites Oiseaux & Animaux Exotiques.
Z torby na bagażniku wyjął aktówkę i wszedł do środka.
W ciasnym sklepiku stały baterie akwariów i klatek, zewsząd dochodził świergot
ptaków i szum obracanych przez chomiki kółek. Pachniało ziarnem, ciepłymi piórami i
pokarmem dla ryb.
Z klatki przy kasie odezwała się po japońsku duża papuga. Za ladą pojawił się starszy
Japończyk o miłej twarzy, który gotował coś na zapleczu.
- Gomekudasai, monsieur? - zaczął Hannibal.
Irasshaimase, monsieur - odparł tamten.
Irasshaimase, monsieur - powtórzyła papuga.
- Ma pan dzwonniki suzumushi, monsieur?
- Non, je suis desolee, monsieur - odrzekł właściciel sklepu.
- Non, je suis desolee, monsieur - powiedziała papuga. Japończyk spojrzał na nią,
zmarszczył brwi i żeby zbić wścibskiego ptaka z tropu, przeszedł na angielski.
- Mam znakomitą odmianę świerszcza walczącego. To zawzięci wojownicy,
zwyciężają na wszystkich turniejach.
- To ma być prezent dla pewnej japońskiej damy, która o tej porze roku tęskni za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]