[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wcale mu jej nie ukradziono. Albo zabrał ją z namiotu ktoś, kto nie miał dostępu
do butelki z lekarstwem, więc innymi słowy, morderstwo popełniła osoba nie
należąca do rodziny. Wszystko to wskazuje niezbicie, że zbrodniarzem musiał być
ktoś z zewnątrz.
Brałem to pod uwagę, ale z tropu zbijali mnie Boyntonowie, którzy zachowywali
się bardzo podejrzanie. Zadawałem sobie pytanie, czy istnieje możliwość, by mimo
reakcji winowajców ci ludzie byli niewinni? Głowiłem się, aby dowieść jakoś ich
niewinności, nie winy! Obecnie mamy nowy punkt wyjścia. Morderstwo popełnił ktoś
z zewnątrz, to znaczy osoba, która nie była z panią Boynton na stopie
wystarczająco zażyłej, aby wejść do jej groty lub w inny sposób znalezć dostęp
do butelki z lekarstwem.
Ponownie nastąpiła krótka pauza.
- W tym pokoju - podjął Herkules Poirot - są trzy osoby obce Boyntonom, lecz
dość mocno związane z naszą sprawą. Pan Cope, nad którym zastanowimy się w
pierwszym rzędzie, od lat bliski przyjaciel Boyntonów. Czy mógł mieć motyw
zbrodni i sposobność jej popełnienia? Wydaje się to nieprawdopodobne. Zmierć
pani Boynton byłaby dlań niekorzystna, jako udaremnienie pewnych nadziei.
Niepodobna przypisać mu żadnego motywu, chyba żeby to było fantastyczne
pragnienie uszczęśliwiania bliznich albo coś, o czym nikt z nas nie ma pojęcia.
- Czy to nie przesada, proszę pana? - zapytał z godnością Jefferson Cope. -
Należy pamiętać, że absolutnie nie miałem sposobności, aby tę zbrodnię popełnić,
a ponadto hołduję z całym przekonaniem zasadzie świętości życia ludzkiego.
- Istotnie - przyznał detektyw - pańska pozycja wydaje się niezachwiana. Dlatego
właśnie w powieści kryminalnej byłby pan najbardziej podejrzany. A teraz
zajmijmy się panią - zwrócił się do Sary King, nachylając się ku niej. - Panna
King mogłaby mieć motyw zbrodni. Jako lekarka dysponuje odpowiednią wiedzą i
jest osobą o stanowczym charakterze. Ponieważ jednak wyszła z obozu w licznym
towarzystwie o wpół do czwartej, a wróciła dopiero koło szóstej, trudno
wyobrazić sobie, by miała jakąkolwiek sposobność.
Znowu zaległa cisza.
- Wreszcie zastanówmy się nad doktorem Gerardem. Tutaj musimy, oczywiście, wziąć
pod rozwagę czas, w jakim morderstwo zostało popełnione. Według ostatniego
zeznania pani Nadine Boynton, denatka nie żyła już o czwartej trzydzieści pięć.
Lady Westholme i panna Pierce twierdzą, że była żywa, kiedy o czwartej
114
piętnaście wyruszały na spacer. Pozostaje dwadzieścia minut, co do których brak
jakichkolwiek danych. Gdy wspomniane panie opuszczały obóz, doktor minął je w
powrotnej drodze. Nikt nie potrafi stwierdzić, co doktor Gerard zrobił,
znalazłszy się w obozie, ponieważ lady Westholme i panna Pierce szły w przeciwną
stronę. Istnieje więc pewne prawdopodobieństwo, że właśnie on mógł popełnić
zbrodnię. Jako lekarz, zdołałby bez trudności symulować nadchodzący atak
malarii. Mógłby również mieć motyw: chęć ratowania osoby, której zdrowym zmysłom
(to czasem gorzej niż życiu) groziło poważne niebezpieczeństwo. Mógłby sądzić,
że w takim celu warto usunąć kogoś, kto i tak jest bliski kresu.
- Pan miewa fantastyczne pomysły! - powiedział Francuz.
Poirot zlekceważył tę wypowiedz i mówił dalej:
- Ale gdyby nawet tak było, czemu doktor miałby dać pierwszy sygnał, że coś
brzydko pachnie? Bez rozmowy z nim pułkownik Carbury z pewnością nie
zainteresowałby się sprawcą i śmierć pani Boynton uznano by za naturalną. To
doktor Gerard wspomniał o prawdopodobieństwie zabójstwa. Taki krok, proszę
państwa, byłby absolutnie niedorzeczny!
- I mnie się tak zdaje - burknął Carbury.
- Widzę jeszcze jedną możliwość - podjął mały Belg. - Bardzo niedawno Nadine
Boynton zaprotestowała gwałtownie przeciw kierowaniu podejrzeń ku jej młodej
szwagierce. Zaprotestowała gwałtownie, ponieważ wiedziała, że w owym czasie pani
Boynton już nie żyła. To główny powód. Nie zapominajmy jednak, że Ginevra
Boynton spędziła w obozie całe popołudnie. A była chwila, krótka chwila, kiedy
panna Pierce i lady Westholme wyszły na spacer, zaś doktor Gerard nie zdążył
jeszcze wrócić.
Ginevra drgnęła, pochyliła się do przodu, spojrzała prosto w twarz detektywa.
- Ja to zrobiłam? Myśli pan, że mogłabym ją zabić? Szybkim, swobodnym, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \