[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiednie instrukcje. Zmiana scenografii zajmie godzinę, ale przy
odrobinie szczęścia powinni zdążyć, zanim zmieni się światło.
161
RS
Zniecierpliwiony przytknął do ucha krótkofalówkę i burknął:
- Kincaid, słucham?
- Tu Benson. Jest przy mnie szeryf. Mogę ją przepuścić?
Phil wyłowił spojrzeniem postać Tory.
- Niech jedzie. - Już wiedział, że nic jej się nie stało, i
najchętniej udusiłby ją gołymi rękami.
Kiedy zaparkowała przed biurem, ruszył w jej kierunku. Był w
połowie drogi, gdy z biura wybiegł Tod.
- Nie... Nie aresztowałaś go? - spytał niespokojnie.
- Nie. - Oparła mu dłonie na ramionach i poczuła, że aż się
trzęsie.
- Nie rozzłościł się na ciebie ani nie... - Popatrzył na nią
bezradnie.
- Tylko porozmawialiśmy. Wie, że nie ma prawa cię krzywdzić.
I chce przestać.
- Bałem się o ciebie, ale pan Kincaid mówił, że wiesz, co robisz,
i że wszystko będzie dobrze.
- Tak ci powiedział? - Popatrzyła na Phila, którego mina nie
wróżyła najlepiej. - Cóż. Miał rację. -Uścisnęła Toda i dodała: -
Wejdz na chwilę. Zapiszę ci numer telefonu, który dasz ojcu. Napijesz
się kawy, Kincaid?
- Niech będzie kawa.
Podeszła do biurka i wyjąwszy elegancką, oprawioną w skórę
książeczkę adresową, która dziwnie nie pasowała do skromnego biura,
przepisała numer.
162
RS
- Idz do domu i porozmawiaj z ojcem, Tod. Musi wiedzieć, że go
kochasz.
Złożyła kartkę i włożyła mu ją do kieszeni. Chłopak wlepił
wzrok w blat biurka.
- Dziękuję. Aha... I przepraszam za to, co wtedy mówiłem. No
wiesz za co... - wymamrotał.
- Nie przepraszaj, Tod. Nie ma za co. - Poczekała, aż
odwzajemni jej spojrzenie. - Już dobrze?
- Aha. Dobrze. - Zaczerwienił się i zebrawszy się na odwagę,
cmoknął ją w policzek i wybiegł na ulicę.
Zaśmiała się, dotykając policzka.
- Jak słowo daję, gdyby był chociaż o piętnaście lat starszy...
Phil złapał ją za ramiona.
- Nic ci nie jest?
- Wyglądam, jak gdyby coś mi było? - fuknęła.
- Do cholery, Tory!
- Phil. - Ujęła jego twarz w stulone dłonie i krótko, mocno
pocałowała go w usta. - Niepotrzebnie się martwiłeś. Todowi
mówiłeś, że wszystko będzie dobrze?
- Bo był przerażony. - I nie on jeden, dodał w myśli, porywając
ją w ramiona. - Co się tam działo?
- Rozmawialiśmy. To biedny człowiek, z problemami. Chciałam
czuć do niego nienawiść, ale nie byłam w stanie.
- A gdyby podniósł na ciebie rękę?
- Poradziłabym sobie.
163
RS
- Nie możesz tak ryzy...
- Phil - przerwała mu stanowczo - ja ciebie nie pouczam. Nie ucz
i ty mnie.
Potrząsnął nią szorstko.
- Tylko że mnie nikt nie uderzy.
- Nawet jeśli wkurzysz jakiegoś aktora? Oczy mu pociemniały.
- Nie rób sobie żartów,
- Lepiej żartować, niż się kłócić - odparła. Podszedł do okna.
- Zależy mi...
Tory wpatrywała się w jego plecy.
- Wiem - powiedziała w końcu. - Mnie też. Odwrócił się powoli.
Przez moment patrzyli na siebie w ciszy, którą zakłócało jedynie
skrzypienie wiatraka pod sufitem.
- Muszę wracać. - Wsadził ręce do kieszeni, żeby jej nie
dotknąć. - Kolacja?
- Jasne. - Chciała się uśmiechnąć, lecz jej usta wcale nie chciały
ułożyć się do uśmiechu. - Może koło ósmej?
- Dobrze. To do zobaczenia.
- Pa.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, westchnęła ciężko. No to
pięknie, pomyślała. Czuła, że ziemia ucieka jej spod nóg. Przecież nie
może się w nim zakochać. Wszystko tylko nie to. Nie chciała
zobowiązań.
164
RS
Wstała i włączyła czajnik elektryczny. Może kiedy zrobi sobie
kawy i usiądzie do pracy, wreszcie przestanie dumać o niebieskich
migdałach.
Phil długo nie wychodził spod prysznica. Miał za sobą
dwanaście godzin harówki. Wprawdzie był przyzwyczajony do pracy
w najdziwniejszych godzinach i zwykle nie robiło to na nim wrażenia,
ale nie tym razem.
Gorąca woda jakoś nie chciała złagodzić napięcia, które czuł,
odkąd Tory ruszyła w kierunku rancza Swansonów. A jeszcze gorzej
czuł się od tamtej rozmowy w jej biurze.
Miała rację, pomyślał, zamykając oczy. Nie powinien wtrącać
się do jej pracy, podobnie jak do żadnego innego aspektu jej życia.
Nie mają wobec siebie żadnych zobowiązań i podobnie jak ona, wcale
mieć ich nie chciał. Po prostu musi spojrzeć na swoją znajomość z
Tory z innego punktu widzenia.
Komu powinno to przyjść łatwiej niż reżyserowi? - pomyślał
kwaśno, zakręcając kran nadgarstkiem. Pozwolił, aby scena zrobiła się
zbyt melodramatyczna, pora na dubla, uznał, łapiąc ręcznik. Jakimś
cudem zapomniał o podstawowych zasadach: nie komplikować
sprawy, dbać o lekki ton. Komuś z jego doświadczeniem powinno to
przychodzić bez trudu.
Owinął się w pasie i sięgnął po drugi ręcznik, żeby wytrzeć
włosy. Tory nie oczekuje od niego deklaracji, nie szuka trwałego
związku, miłości, małżeństwa. Oboje mieli dostatecznie dużo
rozsądku, żeby trzymać się od nich jak najdalej.
165
RS
O nie, wykluczone. Nie jest w niej zakochany i nie zakocha się,
nie ma mowy. Oczywiście obchodzi go jej los, bo to wyjątkowa
kobieta, silna, piękna, inteligentna, niezależna. I taka urocza...
Z rozważań wyrwało go pukanie do drzwi.
- Kto tam?
- Obsługa hotelowa.
Uśmiechnął się, rozpoznając głos Tory.
- No cześć - odezwała się, gdy otworzył. - Nie odebrałeś
zamówienia, Kincaid.
- Straciłem rachubę czasu. - Spojrzał na tacę, którą przyniosła. -
To nasza kolacja?
- Buck dzwonił, że nie odebrałeś, a że umieram z głodu,
postanowiłam przyśpieszyć sprawy.
Odstawiła tacę i objęła go w pasie.
- Mmm, ale jesteś spięty. Ciężki dzień? Pachniał świeżo -
mydłem, szamponem i wodą kolońską. Kolacja nagle wyleciała jej z
głowy - jemu najwyrazniej też.
- Połóż się - szepnęła.
- Szybka jesteś.
- Zrobię ci masaż - oznajmiła. - A ty mi opowiesz, jak ci
paskudni aktorzy nie potrafią poznać się na twoim geniuszu.
- Pokazać ci, jak się traktuje takie mądrale u nas na wybrzeżu?
- Na łóżko, Kincaid.
- No cóż. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Skoro nalegasz.
166
RS
- Kładz się na brzuchu - poleciła, kiedy próbował pociągnąć ją
za sobą.
- W chłodziarce czeka butelka wina. - Z westchnieniem
wyciągnął się na łóżku. - Chryste, co za miejsce na
pięćdziesięcioletniego burgunda.
- Nie bądz snobem. No, dużo dziś zdziałałeś?
- Nie tyle, ile powinienem. - Aż zamruczał, kiedy zaczęła
ugniatać mięśnie jego ramion. - Cudownie.
- W salonie masażu chłopaki zawsze prosili o Tory. Podniósł
głowę.
- Co?
- Sprawdzałam tylko, czy mnie słuchasz. Leżeć, Kincaid. -
Zaśmiała się cicho. - Miałeś problemy ze sprzętem czy z
charakterkiem?
- I to, i to. - Zamknął oczy. - Uszkodzone dwu-kolorowe filtry
szklane, ale nowe powinni przysłać jutro. Jak coś miało się schrzanić,
to głównie podczas scen grupowych. Tutejsi lubią szczerzyć się do
kamery - dodał sucho. - Myślałem, że jeden zaraz zacznie machać.
Uklękła na łóżku, podnosząc dół sukienki, dzięki czemu Phil
mógł zerknąć na jej udo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \