[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spała chyba przez ostatnie dziesięć lat.  To mój
najlepszy przyjaciel.
 Najlepsi przyjaciele są fajni  odparłam łagodnie.
Słowa utknęły mi w gardle, gdy zauważyłam, jak
otwiera i zamyka usta. Próbowała skupić na mnie wzrok,
a potem zamrugała kilka razy, chcąc chyba odświeżyć
umysł.
 Gitara.  Zakasłała.  Chcę zagrać na gitarze
Parkera.
 Dobrze, gitara.  Spojrzałam na jej ręce. Nie
ruszały się, musiała być sparaliżowana. Jak, u diabła,
chciała grać na gitarze, skoro nie mogła ruszać rękami?
 Poproś pannę Janice, ona ją przyniesie.
 Panna Janice&  Wyprostowałam się, oparłam ręce
na biodrach i rozejrzałam się po pokoju, zwracając
uwagę na identyfikatory.
 Czerwony kapelusz  dodała dziewczyna.  Duży
czerwony kapelusz.
 Słucham?
Zobaczyłam czerwony kapelusz i plakietkę
z nazwiskiem:  Janice .
 Zaraz wracam.
Podbiegłam do kobiety.
 Cześć, jestem Saylor, studentka pierwszego roku na
Uniwersytecie Waszyngtońskim. Prowadzę warsztaty
muzyczne. Tamta dziewczyna mówiła coś o gitarze.
Kobieta przestała się uśmiechać i zacisnęła usta
w wąską kreskę.
 Tak, no cóż, nie może jej ruszać. To nie jej gitara.
 Ale wspomniała coś o jakimś Parkerze. Myśli pani,
że miałby coś przeciwko?
Spojrzenie Janice złagodniało.
 Skarbie, ta dziewczyna jest dla Parkera kimś
wyjątkowym. Nie trzeba wiele, żeby ją zdenerwować,
a kiedy przypomni sobie, że nie potrafi grać na gitarze
ani nawet nie może poruszyć rękami& wpadnie w szał.
Uspokojenie jej graniczy z cudem.
 Ale może gdybym tylko przyniosła gitarę&
 Przykro mi. Nie.  Kobieta uśmiechnęła się smutno
i odeszła.
Musiałam wrócić do dziewczyny z pustymi rękami.
 Jak masz na imię?  spytałam.
 Księżniczka.  Zachichotała i zakasłała z takim
grymasem, jakby zmuszenie mięśni do tego wysiłku
przekraczało możliwości jej ciała.
 No cóż, Księżniczko.  Pochyliłam się, zbliżając
twarz do jej twarzy.  Panna Janice ma dzisiaj muchy
w nosie.
Dziewczyna się roześmiała.
 Musimy więc postąpić wbrew zakazom.
Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
 Co zrobimy?  spytała.
 My&  zniżyłam głos do szeptu  ukradniemy
gitarę.
 Tak!  Naprężyła szyję i poruszyła głową w przód
i w tył.  Tak! Możemy? Proszę! Parker miałby ubaw.
Ale by się śmiał. Tęsknię za jego śmiechem.  Radość
znikła z jej twarzy i Księżniczka się nachmurzyła.
 Hej.  Dotknęłam jej ramienia, choć wiedziałam, że
niczego nie poczuje.  Może wystawimy cię na warcie?
Jeśli ktoś zobaczy, jak kradnę gitarę, albo jeśli zaczną
coś podejrzewać, krzykniesz:  Ahoj, majtku! .
To wystarczyło.
Dziewczyna zaniosła się śmiechem.
 Jesteś naprawdę zabawna.
 Cieszę się, że ktoś tak myśli.  Mówiąc to, puściłam
do niej oko. Boże, tak bardzo przypominała mi Eryka,
że serce mi się ściskało. Brakowało mi tego dzieciaka.
 Dobra  szepnęła.  Krzyknę  Ahoj, majtku! , jeśli
zobaczę, że ktoś się przygląda, ale musisz być szybka.
 Umowa stoi.  Znowu poklepałam ją po ramieniu. 
Gdzie trzymają gitarę?
 śśś&  Zacisnęła wargi, rozejrzała się po pokoju
i odparła z szelmowskim uśmiechem:  Trzymają ją
obok zabawek. W pudełku z napisem  Parker .
Jak nic pakowałam się w kłopoty. Ale ta biedna
dziewczyna zasługiwała na chwilę gry!
Zasalutowałam jej i czmychnęłam do kącika
z zabawkami. Gitara nie była wcale ukryta. Zamknięto ją
w ładnym futerale z napisem  Parker . Aatwizna.
Otworzyłam futerał i wydałam stłumiony okrzyk, bo
moje palce dotknęły jednej z najdroższych gitar, jakie
w życiu widziałam.
Był to prawdziwy Fender Stratt, z pięknymi
rzezbieniami dla lepszej akustyki, zupełnie jakby został
zrobiony specjalnie dla tego kolesia  Parkera.
 Ahoj! Ahoj!  Donośny głos wyrwał mnie
z zamyślenia.
 Mam cię!  Chwilę pózniej usłyszałam kolejny głos.
Znałam go. Klnąc pod nosem, odwróciłam się i powoli
podniosłam wzrok.
Gabe.
Księżniczka siedziała obok niego i się zaśmiewała.
 Zrobiłam to! Ostrzegłam cię!
 Zapomniałaś dodać  majtku .  Mrugnęłam do niej,
próbując załagodzić sytuację.
 Och, przepraszam.  Odchrząknęła.  Ahoj, majtku!
Gabe zmrużył oczy.
 To, noo&  Zatknęłam włosy za ucho.  To przez
moje imię.
 Domyśliłem się.
 A więc&  Kiedy wstawałam, coś strzeliło mi
w kolanach. Nawet wyprostowana sięgałam Gabe owi
zaledwie do barku.
 Kradniesz?  Skrzyżował ramiona. Pod rękawami
obcisłej szarej koszulki wyraznie rysowały się linie
mięśni.
 Pożyczam  odparłam ze wzruszeniem ramion. 
Chciała grać i uznałam, że byłoby nie fair, gdyby
została bez instrumentu. Prawda, Księżniczko?
Dziewczyna jakby w ogóle nie słyszała tego, co
mówię. Patrzyła na Gabe a i tylko na niego.
 Poza tym  dodałam z udawaną pewnością siebie 
nie widzę tu twojego imienia.
Gabe parsknął i odgarnął włosy z twarzy. Kosmyki
wydawały się lżejsze, bardziej sprężyste. Czyżby je
ufarbował? Tylko po co miałby je farbować na
ciemniejszy odcień? Był jakimś gotem czy co?
 Księżniczko  odezwał się i odwrócił w jej stronę. 
Chcesz zagrać na gitarze?
 Tak, proszę. Ale tak jak ty.
Cholera. Facet śpiewał, grał na gitarze i na pianinie.
Bosko. Dla dziewczyny takiej jak ja był chodzącym
ideałem. Nawet gdyby był brzydki, wzdychałabym do
niego i robiła maślane oczy.
Muzycy to dziwni ludzie.
Gabe patrzył teraz na mnie.
 Nie teraz, Księżniczko. Myślę, że twoja
nauczycielka ma rację, choć nie pochwalam jej metod.
Słysząc to, przewróciłam oczami.
 Powinnaś nauczyć się grać.
 Hura!  Jej głowa poruszyła się nieznacznie
w przód i w tył, a z kącika ust pociekła strużka śliny.
Gabe pochylił się nad dziewczyną i otarł jej usta
skrawkiem bluzy.
 Widzę, piękności, że założyłaś moją ulubioną bluzę.
 Zauważyłeś!  Rozpromieniła się.
 Zawsze zwracam uwagę na to, co masz na sobie 
wyszeptał i pocałował ją w czoło. Dziewczyna
zakasłała, co wyraznie go zaniepokoiło.  Może wezmę
gitarę i dołączymy do grupy? Ty zanucisz piosenkę, a ja
będę grał. Co ty na to?
 Jak drużyna.  Gapiła się na niego z otwartymi
ustami.
 Zawsze będziemy drużyną, Księżniczko.  Gabe
czułym gestem zamknął jej usta, wziął gitarę i pchnął
wózek w kierunku zebranych w sali pacjentów.
Stałam jak wryta. Czy ten gościu mnie prześladował?
Co on tu robił? I skąd znał tę dziewczynę?
 Idziesz, nauczycielko?  zapytał z kpiną, jakby
chciał rzucić mi wyzwanie. Odwrócił się przez ramię
i dodał nieco ciszej:  Czy sami mamy się uczyć?
 Jasne.  Z każdym chwiejnym krokiem czułam, jak
opuszcza mnie pewność siebie, bo byłam przekonana, że
jeśli ktoś tu miał uczyć, powinien to być Gabe, nie ja.
Poszczególne grupy grały na swoich instrumentach.
Walenie w bębenki mieszało się z dzwiękami fletu, jakby
moi uczniowie wybierali się na wojnę, a przy okazji
postanowili przyprawić nas wszystkich o ból głowy.
Jednak w moich uszach brzmiało to jak muzyka  nawet
krowie dzwonki, których dzwięk wydawał się dziwnie
nie na miejscu. Wszyscy bowiem się uśmiechali.
Nawet Gabe.
Przeklęłam w duchu ten jego zniewalający uśmiech.
Nie podobało mi się to, że byłam zazdrosna, bo nie
miałam do tego żadnego prawa! Nawet go nie lubiłam,
a jednak& Zastanawiałam się, jak by to było spotykać
się z Gabe em. Być dziewczyną, do której tak często się
uśmiechał. Która zasługiwała na jego uśmiech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \