[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wierzaniem. - W takim razie to rzeczywiście niezwykły mło
dy człowiek.
- Czuję, że mogę z nim rozmawiać o wszystkim - powie
działa zamyślona, a kiedy sobie przypomniała, jakie tematy
poruszali, na jej ustach pojawił się blady uśmiech. - Giles jest
bardzo dobry... i odważny, ale wolałby chyba atak wrogiej ka
walerii niż takie rozmowy.
Gospodyni uśmiechnęła się i ponownie zaproponowała
kąpiel i śniadanie.
- Nie mam pojęcia, gdzie mógł się podziać twój bagaż. Mo
że pułkownik zapomniał go zabrać z domu Thoroughgoodów.
W kryzysowych sytuacjach nawet najdzielniejszy i najbardziej
troskliwy mężczyzna zapomina o czystej bieliznie i proszku
do czyszczenia zębów, ale nie musisz się tym martwić. Mo
ja młodsza córka pojechała z wizytą do zamężnej siostry, ale
większość jej rzeczy została w domu. Możesz pożyczyć wszyst
ko, co będzie ci potrzebne. Na pewno nie będzie miała nic
przeciwko temu.
WykÄ…pana i przebrana w Å‚adnÄ…, czystÄ… sukniÄ™ Joanna od
razu odzyskała humor i usiadła do śniadania. Poczuła wilczy
głód i zanim się spostrzegła, zjadła cały talerz tostów.
94
- Proszę mi wybaczyć, ale od wyjazdu z domu nie jadałam
prawie nic poza zapiekanką w Biggleswade, którą się zresztą
zatrułam - tłumaczyła się zakłopotana.
- Pułkownik napisał do twoich rodziców, ja także dodałam
kilka słów. Nie zakleiłam jeszcze koperty, więc możesz coś do
pisać, jeśli chcesz. Potem ktoś zawiezie list do Peterborough,
a stamtąd zabierze go powóz pocztowy.
- Dziękuję pani - szepnęła Joanna.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, już dwa dni te
mu powinna była znalezć się u Georgy, a jej list, w którym
uspokajałaby rodziców, oczywiście bez adresu zwrotnego, był
by w drodze do Londynu. Nagle uświadomiła sobie, jak bar
dzo wszyscy muszą się o nią martwić, i zrozumiała, że zle po
stąpiła, uciekając z domu.
- Nigdy nie powinnam była tego zrobić, ale czułam się
skrzywdzona i zagubiona. Nawet nie chcę sobie wyobrażać,
co pani musi o mnie myśleć.
- Myślę, że byłaś bardzo nieszczęśliwa i nie do końca zdawałaś
sobie sprawę z tego, co robisz. Każdy przynajmniej raz w życiu
zrobi coś głupiego. Pułkownik napisał do twoich rodziców i wy
jaśnił im, co zaszło. Zrobił to jednak dość ogólnikowo, oszczę
dzając im szczegółów i nie pisząc oczywiście o tym najgorszym.
Poinformował ich, że zostaniecie tutaj dopóty, dopóki nie od
poczniesz i nie zakończy się zbieranie i zabezpieczanie dowodów
winy Thoroughgoodów. Obiecałam twojej mamie, że dobrze się
tobą zajmę i znajdę odpowiednią przyzwoitkę, w której towa
rzystwie wrócisz do Londynu. Jak widzisz, wszystko już zostało
ustalone. Nie musisz się niczym martwić. Odpoczywaj i nabieraj
sił. Najpierw jednak napisz do rodziców.
Potulnie zabrała się więc za pisanie listu, ale nie było to
proste. W końcu udało się jej naskrobać kilka linijek, w któ-
95
rych mówiła, że jest jej bardzo przykro i że jest bezpieczna
w domu pani Gedding. Nie była jednak w stanie przeprosić za
to, że uciekła, by uniknąć oświadczyn lorda Cliftona. Wielkie
łzy kapnęły na papier, rozmazując tusz, ale nie chciała prosić
gospodyni o nową kartkę. Miała nadzieję, że mama, widząc
ten ślad łez, zrozumie...
Kiedy skończyła pisać, gospodyni dołożyła jej list do po
zostałych. Pakiecik został wręczony stajennemu, który od ra
zu ruszył do Peterborough, skąd powozy pocztowe odbierały
przesyłki do Londynu.
- Może mogę pani w czymś pomóc? - zapytała Joanna.
- Na pewno nie poczujesz się lepiej, siedząc i rozpamiętu
jąc, co zaszło, ale nadal jesteś osłabiona i uważam, że nie po
winnaś się przemęczać. Już wiem! Chodz, zaczniemy przygo
towywać potpourri. - Gospodyni wręczyła jej nożyce i płaski
wiklinowy kosz.
Na tyłach domu znajdował się przepiękny, tradycyjnie za
projektowany ogród, pełen kwitnących kwiatów i różanych
krzewów. Miejscami rosły płaczące wierzby, a wśród trawy
wiły się kręte ścieżki.
- Jak tu pięknie! I co za wspaniały zapach! - zawołała z za
chwytem Joanna.
- Kocham to miejsce - przyznała pani Gedding. - Ten efekt
przypadkowości kosztował mnie dwadzieścia lat pracy, ale
większość ludzi nie umie tego docenić.
- To prawdziwy ogród Zpiącej Królewny. Na pewno nie ma
tu gdzieś ukrytej wieży?
- Nie ma, ale masz rację, świetnie by tu pasowała. Poproszę
męża, żeby latem kazał wybudować wieżyczkę. Na różach nie
ma już rosy, bądz tak dobra i pościnaj główki z kwiatów, które
dopiero co się rozwinęły. Takie są najlepsze do suszenia.
96
Błądząc wśród róż i szukając odpowiednich kwiatów, Jo
anna spędziła w ogrodzie uroczy poranek. Służąca przyniosła
fotel, koc i kilka większych koszy. Joanna ścinała pachnące
główki, a kiedy jej koszyczek napełnił się, przesypywała ró
żane główki do większego kosza i odpoczywała przez chwi
lÄ™ na fotelu.
Po pewnym czasie pani Gedding przyniosła lemoniadę
i porozmawiały chwilę o różnicach między życiem na wsi
i w mieście. Kiedy odeszła, Joanna, siedząc wśród koszy peł
nych pachnących róż, pozwoliła sobie wreszcie wrócić myśla
mi do wczorajszego dnia.
Bardzo ostrożnie, jakby bała się, że wspomnienie może ją
zaboleć, zaczęła rozważać swoje postępowanie i musiała przy
znać, że zachowała się wyjątkowo beztrosko i naiwnie. Dopie
ro teraz w pełni do niej dotarło, w jak wielkim była niebez
pieczeństwie. Giles co prawda chwalił ją za dzielność i odwagę,
jaką umiała zachować w trudnej sytuacji, ale choć jego sło
wa były dla jej duszy jak balsam, nie mogła przestać myśleć
o strachu, jakiego napędziła rodzicom.
Zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Giles ruszył jej na
ratunek i skąd w ogóle wiedział, gdzie jej szukać. Nie zdąży
ła jednak dojść do żadnych wniosków, bo w tej właśnie chwi
li zobaczyła Gilesa. Niósł fotel i składany stolik, a tuż za nim
szła pokojówka z pełną tacą.
- Dzień dobry, Joanno. - Uśmiechnął się, a ona poczuła,
że jej serce gwałtownie przyspieszyło. Jedyne, na co mogła
się zdobyć, to odpowiedzieć uśmiechem. - Pani Gedding
uznała, że przyjemnie nam będzie zjeść w ogrodzie. Zna
lezliśmy tam mnóstwo różnych papierów, więc wróciliśmy
na chwilę, żeby zabrać urzędnika, który pomoże nam się
z tym uporać. Trzeba to wszystko spisać i uporządkować.
97
Może wtedy uda się coś z tego zrozumieć i przygotować
sprawę dla sądu. Mogę usiąść? - zapytał, kiedy fotel i stolik
stały już na trawie obok Joanny.
- Oczywiście... przepraszam, myślami byłam gdzie
indziej... - Zerknęła na Gilesa, chcąc się upewnić, że to
naprawdę on, a nie żadna iluzja. Obserwując plamki słoń
ca tańczące na jego ciemnoblond włosach, zrozumiała, że
jest w nim żałośnie i beznadziejnie zakochana. - Gi... puł
kowniku Gregory...
- Wystarczy Giles. - Nalał lemoniadę do szklanek. - Jak się
dzisiaj czujesz?
- Lepiej niż na to zasługuję - odparła smutno. - Nigdy nie
zdołam panu podziękować za to, co pan dla mnie zrobił. Sie
dząc w zamknięciu, modliłam się o cud, i wtedy zjawił się
pan! Nie pojmujÄ™, skÄ…d pan siÄ™ tam wziÄ…Å‚?
- Atak podagry przykuł pani ojca do łóżka, więc pani mat
ka pobiegła szukać ratunku u lordostwa Tasborough, z na
dzieją, że Alex jest w Londynie. Brała oczywiście pod uwagę
stan, w jakim znajduje się Hebe, ale na szczęście ja też tam
byłem. Wiedziałem, że Alex nie będzie chciał zostawiać żony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]