[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usÅ‚yszaÅ‚em jednak dobie¬gajÄ…cy z bliska gÅ‚os stracharza.
- Zostaw go! - mówił. - Daj mu spokój, dziewczyno. Na razie tylko tyle możemy zrobić.
UniosÅ‚em powieki i zobaczyÅ‚em pochylajÄ…cÄ… siÄ™ na¬de mnÄ… Alice. Za jej plecami widziaÅ‚em
ciemną ścianę katedry. Alice mocno ściskała moje lewe przedramię, ostre paznokcie wbijały
siÄ™ w skórÄ™. SchyliÅ‚a siÄ™ jesz¬cze niżej i wyszeptaÅ‚a mi do ucha:
- Nie zdołasz uciec tak łatwo, Tom. Już wróciłeś. Tu, gdzie twoje miejsce!
Odetchnąłem głęboko. Stracharz podszedł ku nam, nie kryjąc zdumienia. Gdy ukląkł u mego
boku, Alice wstała i cofnęła się.
- Jak siÄ™ czujesz, chÅ‚opcze? - spytaÅ‚ Å‚agodnie, po¬magajÄ…c mi usiąść. - SÄ…dziÅ‚em, że nie
żyjesz. Kiedy niosłem cię z katakumb, przysiągłbym, że w twoim ciele nie pozostała nawet
iskra życia.
 %- Co z Morem? - spytaÅ‚em. - Nie żyje?
- Zgadza się, chłopcze. Załatwiłeś go i przy okazji sam o mało nie zginąłeś. Dasz radę
iść? Musimy stąd znikać.
Za plecami stracharza widziaÅ‚em strażnika z dwie¬ma pustymi butelkami. Wciąż siedziaÅ‚
pogrążony w pijackim śnie, lecz w każdej chwili mógł się ocknąć.
Z pomocą stracharza zdołałem podnieść się z ziemi.
370
371
We trójkę zostawiliśmy za sobą katedrę, maszerując pustymi ulicami.
***
Z początku byłem słaby i roztrzęsiony, lecz kiedy wyszliśmy spomiędzy rzędów szeregowych
domów na wiejskie drogi, poczułem się lepiej. Po jakimś czasie odwróciłem się i spojrzałem
w stronÄ™ leżącego w dole Priestown. Chmury odpÅ‚ynęły, na niebie Å›wieciÅ‚ ksiÄ™¬Å¼yc, wieża
katedry zdawała się błyszczeć w mroku.
- Już wygląda lepiej - mruknąłem, zatrzymując się na chwilę.
Stracharz przystanął obok mnie i także spojrzał w tamtą stronę.
- Większość rzeczy z daleka wygląda lepiej - rzekł. -1 dotyczy to także większości
ludzi.
Uznałem, że żartuje, toteż uśmiechnąłem się.
- Cóż - dodaÅ‚ z westchnieniem. - Od tej pory bÄ™¬dzie to lepsze miejsce. Lecz mimo
wszystko nieprędko tam wrócimy.
Po jakiejś godzinie marszu znalezliśmy starą, opuszczoną stodołę, w której mogliśmy się
schronić. WewnÄ…trz szalaÅ‚y przeciÄ…gi, przynajmniej jednak by¬Å‚o sucho, a stracharzowi
pozostaÅ‚ jeszcze kawaÅ‚ek żół¬tego sera. Alice niemal natychmiast zasnęła, ja jed¬nak
siedziałem bardzo długo, rozmyślając o tym, co się zdarzyło. Stracharz także nie wyglądał na
zmÄ™¬czonego. SiedziaÅ‚ w milczeniu, obejmujÄ…c rÄ™kami ko¬lana. W koÅ„cu przemówiÅ‚
pierwszy.
- Skąd wiedziałeś, jak zabić Mora?
- Obserwowałem cię - odparłem. - Widziałem, jak mierzysz w jego serce. - Nagle
jednak nie mogÅ‚em dÅ‚użej znieść wÅ‚asnych kÅ‚amstw i zawstydzony zwie¬siÅ‚em gÅ‚owÄ™. - Nie,
przepraszam - rzekÅ‚em. - To nie¬prawda. PodkradÅ‚em siÄ™, kiedy rozmawiaÅ‚eÅ› z du¬chem
Naze'a. Słyszałem każde słowo.
- Faktycznie, masz za co przepraszać, chłopcze. Wiele ryzykowałeś. Gdyby Mór zdołał
odczytać twe myśli.
- NaprawdÄ™ mi przykro.
" - I nie wspomniałeś mi, że masz srebrny łańcuch -dodał.
- Mama mi dała - wyjaśniłem.
- I dobrze się stało. Na razie leży bezpiecznie w mojej torbie, do czasu gdy znów
bÄ™dziesz go potrze¬bowaÅ‚ - dodaÅ‚ zÅ‚owieszczo.
Znów zapadła cisza. Stracharz sprawiał wrażenie zamyślonego.
372
373
- Kiedy wyniosłem cię z katakumb, wydawałeś się zimny i martwy - powiedział w
końcu. - Zbyt wiele razy oglądałem śmierć, by się pomylić. A potem dziewczyna złapała cię
za rękę i wróciłeś. Nie wiem, co o tym sądzić.
- Byłem z Małym Ludem - rzekłem. Stracharz pokiwał głową.
- No tak, teraz, gdy Mór nie żyje, wreszcie zaznają spokoju. Także Naze. Ale co z tobą,
chłopcze? Jak to wyglądało? Bałeś się?
Pokręciłem głową.
- Bardziej się bałem, kiedy przeczytałem list mamy
- odparłem. - Wiedziała, co się stanie. Czułem, że nie mam wyboru. Ze wszystko już się
zdecydowaÅ‚o. Ale jeÅ›li wszystko jest z góry ustalone, to jaki sens ma ży¬cie?
Stracharz zmarszczył brwi i wyciągnął rękę.
- Daj mi ten list - zażądał.
Wyjąłem go z kieszeni i podałem mu. Przez długi czas pochylał się nad nim, ale w końcu mi
go oddał. Jakiś czas czekałem w milczeniu.
- Twoja matka to przebiegła i inteligentna kobieta
- powiedział w końcu stracharz. - To wyjaśnia wiele z tego, co tu napisała. Domyśliła
siÄ™ dokÅ‚adnie, co za¬mierzam zrobić, pamiÄ™taj jednak, że ma stosownÄ… wiedzÄ™. To nie
proroctwo. Zycie i tak jest dość ciężkie bez wiary w przepowiednie. Sam zdecydowałeś się
zejść do katakumb. Miałeś jednak wybór: mogłeś odejść i wtedy wszystko wyglądałoby
inaczej.
- Ale gdy już zdecydowałem, miała rację. We trójkę stawiliśmy czoło Morowi i tylko dwoje
przeżyÅ‚o. By¬Å‚em martwy, wyniosÅ‚eÅ› mnie na powierzchniÄ™. Jak zdoÅ‚amy to wyjaÅ›nić?
Stracharz nie odpowiedziaÅ‚ i stopniowo cisza sta¬waÅ‚a siÄ™ coraz gÅ‚Ä™bsza i dÅ‚uższa. Wkrótce
potem poÅ‚o¬Å¼yÅ‚em siÄ™ i zasnÄ…Å‚em. Nie Å›niÅ‚em o niczym. Nie wspo¬mniaÅ‚em też o klÄ…twie.
Wiedziałem, że wolałby o tym nie rozmawiać.
374
D
ochodziła już północ i rogaty księżyc wznosił się ponad drzewa. Zamiast podejść do domu
najbliż¬szÄ… drogÄ…, stracharz poprowadziÅ‚ nas od wschodu. PomyÅ›laÅ‚em o wschodnim
ogrodzie i dole czekającym na Alice. Dole, który sam wykopałem.
Z pewnością nie zamierzał jej teraz tam uwięzić. Nie po tym, co zrobiła, by wszystko
naprawić. Pozwo¬liÅ‚a mu zasÅ‚onić sobie oczy i zatkać uszy woskiem. SiedziaÅ‚a też caÅ‚ymi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \