[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szansa na milion, zrobi wszystko, by ją wykorzystać.
Wrócił do biura z taką miną, że pani Mackey natychmiast
podała mu aspirynę.
74
UKOCHANY
75
Ledwie Tira otrząsnęła się ze zdenerwowania wywołanego
niespodziewanym spotkaniem z Simonem, kiedy przydarzyła
jej się miła niespodzianka. Znajoma ofiarowała jej swój bilet do
opery, na przedstawienie „Turandot".
Była w siódmym niebie, uwielbiała bowiem tę operę. Na­
reszcie wyrwie się wieczorem z domu i przeżyje miłe chwile.
Do opery pojechała taksówką, gdyż bała się, że nie znajdzie
miejsca na parkingu. Kiedy weszła do budynku i znalazła się
w tłumie melomanów, poczuła się naprawdę fantastycznie.
Odnalazła swoje miejsce i doznała dziwnego uczucia, kiedy
patrzyła na pusty fotel, który zawsze zajmował Simon. Dzięki
Bogu! Miała nadzieję, że dzisiejszego wieczoru nie przyjdzie,
przecież niedawno był na tym przedstawieniu razem z Jill.
Rozległ się dzwonek, światła przygasły, orkiestra zaczęła
grać uwerturę. Tira z rozkoszą poddała się urokowi pięknej mu­
zyki. Nagle usłyszała obok siebie jakiś ruch. Pełna nagłego
niepokoju, odwróciła głowę. Na sąsiednim fotelu usiadł Simon.
Skinął jej głową i odwrócił się w stronę sceny.
Zacisnęła kurczowo dłonie na brzegu torebki. Simon popra­
wił się na siedzeniu, muskając ramieniem jej ramię. Tira miała
wrażenie, że ogarnął ją płomień.
Dawniej tak nie było. Mogła rozmawiać z nim, spacerować,
siedzieć obok niego - i nigdy nie było to tak bolesne. Fizycznie
bolesne. Tak bardzo chciała oprzeć się o jego ramię... tak prze­
rażająco mocno zapragnęła jego ust, ciała, wszystkiego. Za­
drżała.
- Zimno ci? - szepnął Simon.
- Nie - wykrztusiła, otulając się aksamitnym szalem.
Siedziała jak skamieniała, niemal bojąc się oddychać. Tak
samo czuła się wczoraj, przed sklepem z zabawkami. Czy Si-
76
UKOCHANY
mon domyślał się, jakie tortury powoduje jego bliskość? Na
pewno tak i dlatego z sadystyczną zawziętością wciąż szuka jej
towarzystwa. Chce ją w ten sposób ukarać za to, co spotkało
Johna. Sędzia i kat w jednej osobie. Tira zamknęła oczy. Czy
ten koszmar nigdy się nie skończy?
Nie słyszała muzyki, nie dostrzegała niczego wokół. Pragnę­
ła tylko jednego: uciec stąd jak najdalej.
Gdy zerwała się z miejsca, Simon natychmiast złapał ją za
ramię.
- Zostań - powiedział ciepło.
Wahała się tylko przez ułamek sekundy. Nie, to podstęp.
Musi uciekać!
- Co ty wyrabiasz! Puść mnie. Idę do toalety. Masz coś
przeciwko temu? - szepnęła.
- Przepraszam.
Natychmiast cofnął rękę. Cicho przepraszając innych wi­
dzów, Tira przecisnęła się wzdłuż całego rzędu i wyszła z sali.
Nie oglądając się za siebie, pobiegła do wyjścia.
O tej porze łatwo było o taksówkę, gdyż zawsze kilka cze­
kało przy operze. Wsiadła do jednej z nich, podała kierowcy
adres i z westchnieniem ulgi opadła na siedzenie.
Udało się! Była wolna.
W domu przebrała się w jedwabną koszulę nocną, nałożyła
cienki szlafroczek i rozpuściła włosy. Euforia z powodu udanej
ucieczki bardzo szybko ustąpiła miejsca przygnębiającemu
smutkowi.
Nie miała pretensji do Sherry, bo w końcu kto mógł przypu­
szczać, że Simon zechce jeszcze raz obejrzeć „Turandot" i zrobi
to akurat dzisiaj.
Co za ironia losu! Tak się cieszyła na te dwie godziny pięknej
UKOCHANY
77
muzyki, ale zły los przekreślił jej plany. Zły los, któremu na
imię Simon.
Mimo późnej pory postanowiła napić się kawy. Z parującą
filiżanką w ręce usiadła w pokoju, gdy nagle usłyszała dzwonek
u drzwi.
To pewnie Charles, pomyślała. Nie widzieli się od kilku dni,
pewnie więc postanowił ją odwiedzić w drodze powrotnej ze
szpitala. Ucieszyła się. Rozmowa z przyjacielem na pewno do­
brze jej zrobi.
Ale w progu stał Simon.
Tira chciała mu zatrzasnąć drzwi przed nosem, lecz przytrzy­
mał je nogą. A potem wszedł do środka.
- Serdecznie witam! Gość w dom, Bóg w dom - powiedzia­
ła z pełną wściekłości ironią i szczelniej otuliła się kusym szlaf­
roczkiem. Jej oczy ciskały pioruny.
A on ją po prostu podziwiał, wręcz pochłaniał rozjarzonym
wzrokiem. Nigdy przedtem nie widział Tiry w negliżu, a to, co
ujrzał, było wprost zachwycające.
- Dlaczego uciekłaś? - zapytał.
- Bo spotkałam ciebie- odparła, czerwieniąc się mimo woli.
- A miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przecież już byłeś
na tym przedstawieniu.
- I to z Jill - dodał, obserwując jej reakcję.
Unikała jego wzroku. Nie chciała, by domyślił się, jak bardzo
podoba jej się w wieczorowym stroju. Ciemne, zroszone de­
szczem, falujące włosy, no i te oczy, tak intensywnie w nią się
wpatrujące... Co to ma znaczyć? Nigdy dotąd tak na nią nie
spoglądał. Dlaczego on jej to robi?
- Napijesz się kawy? - spytała, żeby przerwać pełne nie­
zwykłego napięcia milczenie.
78
UKOCHANY
- Chętnie, o ile nie dosypiesz do niej arszeniku.
- Czasami jednak masz dobre pomysły - powiedziała Tira
i spojrzała na niego z ukosa.
Poszli do kuchni, gdzie Tira nalała kawę. Nie podała śmie­
tanki ani cukru, gdyż wiedziała, że Simon ich nie używa. Usiedli
przy stole.
Simon uniósł filiżankę do ust, a Tira jak urzeczona wpatry­
wała się w jego protezę.
- O co chodzi?
- Kiedyś jej nie znosiłeś - odparła, wzruszając ramionami.
- Ale jeszcze bardziej nie znoszę litości - odparł. - Na
pierwszy rzut oka wygląda jak prawdziwa i dzięki temu ludzie
nie gapią się na mnie.
- Rzeczywiście, wygląda jak prawdziwa.
- Ale odczucia są nieco inne - powiedział i znów napił się
kawy, a Tira ponownie oblała się rumieńcem. Zauważył to i do­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \