[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kałam równie interesującego mężczyzny.
Aż mu oczy błysnęły i przez moment spodziewała się,
że Theo zerwie się z kanapy, skoczy ku niej...
Ale nie.
Zwinął dłoń w pięść, odwrócił głowę w bok, konwulsyj-
nie zaciskając szczęki. Po długim milczeniu, które Annie
z ledwością zniosła, powiedział:
- Nie rozumiem, czemu tak urocza dziewczyna szukała
partnera przez Internet. Przecież musiało kręcić się wokół
ciebie wielu chętnych.
Och! A więc jego zdaniem była urocza! Przez chwilę aż
nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Spotykałam się z paroma chłopcami, ale szybko mnie
nudzili. Chyba faktycznie sprawdza się ta teoria, o której
mi mówiłeś. Powinnam zakochać się w kimś z mojego oto-
czenia, tak byłoby najlepiej, a jednak nikt mi się do tego
stopnia nie spodobał. Nie wiem, może to dlatego, że przez
całe życie miałam do czynienia z mężczyznami z buszu,
więc przywykłam do nich. Mężczyzni z dużego miasta wy-
dają mi się dużo bardziej fascynujący.
S
R
Theo zmarszczył brwi i ponuro zapatrzył się w podłogę,
zaś Annie poczuła się straszliwie głupio. Niepotrzebnie aż
tak się odsłoniła. Być może zupełnie błędnie odczytała wy-
syłane przez niego sygnały. Czyżby te wszystkie spojrzenia
i kolejne zaproszenia zupełnie nic nie znaczyły? A jeśli go
spłoszyła? Jeśli on żałuję, że zaoferował jej gościnę? Jeśli
miał jej dość? Najpierw zasypywała go pytaniami, wreszcie
zaczęła mu się narzucać...
Ogarnęła ją panika. Wszystko zepsuła!
Schyliła się, zabrała z podłogi pantofle i wstała.
- Jak chcesz, mogę rano wrócić do Melissy. - Poczuła,
że zaraz się rozpłacze, więc obróciła się i szybko ruszyła ku
schodom. - Dobranoc - rzuciła jeszcze przez ramię i po-
biegła na górę.
Theo patrzył w ślad za nią. Rozsądek nakazywał przy-
stać na jej pomysł. Tak będzie najlepiej dla niej i dla niego.
Rano odwiezie ją do jej przyjaciółek, wróci do domu sam
i z czasem zapomni o wszystkim. Swoim zwyczajem co ja-
kiś czas będzie umawiał się z inteligentnymi kobietami ze
swojego środowiska, takimi, które nigdy nie płaczą z po-
wodu nieszczęśliwego zakończenia, choćby było nie wia-
domo jak tragiczne.
Ogarnęła go zgroza.
Zerwał się na równe nogi i popędził za nią, przeskaku-
jąc po trzy stopnie. Annie właśnie zamykała za sobą drzwi
sypialni.
- Nie chcę, żebyś się wyprowadzała.
Odwróciła się, oczy lśniły jej podejrzanie.
-Nie?
- Nie. Chcę, żebyś została.
S
R
- Zmieniłeś zdanie? Czemu?
Uśmiechnął się.
- Ponieważ jeszcze nigdy nie spotkałem równie intere-
sujÄ…cej kobiety.
Najpierw na jej twarzy odbiła się konsternacja. Potem
radosne zaskoczenie. Na koniec pojawił się przepiękny
uśmiech.
- Miło mi to słyszeć.
Zamiast jednak impulsywnie rzucić mu się w ramiona
- czego się spodziewał - jeszcze raz życzyła mu dobrej no-
cy, po czym zamknęła za sobą drzwi, a zdumiony doktor
Theo Grainger został sam na korytarzu, zupełnie nie wie-
dząc, co myśleć.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Tak! Tak! Tak!
Annie w euforii tańczyła wokół pokoju, wymachując
pantoflami. Uznał ją za najbardziej interesującą kobietę,
jaką kiedykolwiek spotkał! I wydawała mu się urocza!
Urocza! Ach, co za wspaniałe, co za cudowne słowo!
On też był uroczy - oczywiście w bardzo męski sposób.
Był uroczy od czubka głowy po...
Rozległo się pukanie do drzwi.
Zaskoczona Annie próbowała zatrzymać się w połowie
szalonego piruetu i w efekcie straciła równowagę. Gwał-
townie zamachała rękami, pantofle wyleciały jej z dłoni
i upadła na podłogę w tym samym momencie, w którym
drzwi się otworzyły.
Podniosła wzrok na Thea i zarumieniła się po same uszy,
czując, że sukienka podjechała jej wysoko, odsłaniając uda.
- Wybacz. - Wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać. - Nie
chciałem cię przestraszyć. Bardzo się potłukłaś?
- Nie, wcale - odparła z zakłopotaniem i obciągnęła su-
kienkę. - Czy... czy życzysz sobie czegoś?
W orzechowych oczach zamigotało rozbawienie.
- Owszem. Przyszedłem się upewnić, czy dobrze zrozu-
miałem coś, co mi dzisiaj powiedziałaś.
- Mówiłam wiele rzeczy...
S
R
- Już uściślam, w czym rzecz. Czy mi się wydawało, czy
rzeczywiście powiedziałaś, że bardzo cię pociągam?
- Ach, to... - Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. - Nie
wydawało ci się.
Uśmiechnął się i sięgnął po jej rękę.
- To dobrze. Jeśli jeszcze nie zdążyłaś się zorientować,
to zdradzę ci, że odczuwam dokładnie to samo w stosun-
ku do ciebie.
- Naprawdę? - spytała bez tchu.
-Tak.
Przez moment z nieopisaną radością patrzyli sobie
w oczy, po czym Theo powolutku przyciÄ…gnÄ…Å‚ Annie do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]