[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miał wreszcie narzędzie, które powinno sprostać zadaniu. Edipon musiał uważnie śledzić postęp
prac, gdy bowiem Jason powrócił z gotowym kluczem, d'zertano czekał na niego koło machiny.
- Byłem pod spodem - oznajmił - i widziałem nakrętki, które ten szatański pomiot z Appsali ukrył
pod metalową powierzchnią. Któż mógł się tego spodziewać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jeden
metal może być ukryty pod warstwą drugiego. Jakim sposobem można to uczynić?
- Bardzo prosto. Podstawę zmontowanego silnika wstawiono do formy i zalano innym,
roztopionym metalem. Musiał mieć niższą temperaturę topnienia niż stal silnika i dlatego jej nie
uszkodził. Widocznie w mieście lepiej znają się na technologii metali i liczyli na waszą
niewiedzę.
- Niewiedzę? Obrażasz...
- Cofam moje słowa. Po prostu miałem na myśli, że sądzili, iż ta sztuczka się im powiedzie, a
ponieważ się nie udała, sami wyszli na durniów. Czy takie wyjaśnienie cię zadowala?
- Co teraz zrobisz?
- Zdejmę nakrętki. Wtedy powinno się nam udać odczepić osłonę i zdjąć ją z silnika wraz z
zawartą w niej trucizną.
- To zbyt niebezpieczne, byś sam się tym zajmował. Wrogowie mogli przygotować inne pułapki,
które uruchomi przekręcenie mutr. Przyślę silnego niewolnika, który wykona tę pracę, podczas
gdy ty będziesz
przyglądał się z bezpiecznej odległości. Jego śmierć się nie liczy.
- Jestem wzruszony twą troską o moje zdrowie i choć chciałbym skorzystać z twojej propozycji,
nie mogę. Sam o tym myślałem i doszedłem do niemiłego wniosku, że jest to robota, którą sam
muszę odwalić. To odkręcenie mutr wygląda na zbyt łatwe i dlatego jestem nieufny. Zrobię to
sam i przy okazji będę szukał jakichś innych niespodzianek - a niestety, tylko ja mogę dać sobie z
nimi radę. A teraz mam propozycję, żebyś wraz ze swymi strażnikami udał się w nieco
bezpieczniejsze miejsce.
Nikt nie wahał się ani chwili. Rozległ się szelest stóp na piasku i Jason został sam. Było zupełnie
cicho i tylko skórzane osłony trzepotały leniwie na wietrze. Jason popluł w dłonie, próbując
opanować ich lekkie drżenie, i zsunął się do wykopu. Klucz dokładnie pasował do mutry. Ujął go
oburącz, zaparł się nogami w ścianę wykopu i pociągnął.
I natychmiast zamarł. Z mutry sterczały trzy zwoje gwintu śruby, oczyszczone dokładnie z metalu
przez pracowitego Mikaha. W ich wyglądzie było coś cholernie nie tak, choć nie bardzo mógł
sobie uzmysłowić co. Wystarczyło jednak samo podejrzenie.
- Mikah! - wrzasnął. Musiał jednak krzyknąć jeszcze dwa razy, zanim jego asystent ostrożnie
zajrzał za osłonę. - Podskocz do rafinerii i przynieś mi jedną z ich gwintowanych śrub wraz z
mutrą. Rozmiar obojętny, to nieważne.
Jason grzał ręce nad piecykiem do chwili, gdy
^Mikah powrócił z upaćkaną w oleju śrubą, po czym
machnięciem ręki polecił mu, by przyłączył się do
pozostałych. Znowu zszedł do wykopu, przyłożył śrubę do wystającej, nagwintowanej części i
niemal krzyknął z radości. Appsalańska śruba miała gwint nachylony pod zupełnie innym kątem -
tu, gdzie na. jego śrubie biegł ku górze, na tamtej skierowany był ku dołowi. Appsalańczycy
nacięli odwrotny, lewoskrętny gwint.
W obrębie galaktyki istniało tyle technicznych i kulturalnych różnic, ile planet, ale jedną z
niewielu wspólnych cech, odziedziczonych po ziemskich przodkach, był jednakowy sposób
nacinania gwintu. Jason nigdy przedtem nie zdawał sobie z tego sprawy, ale teraz, przywołując w
pamięci rozmaite zdarzenia, uzmysłowił sobie, że śruby wszędzie były takie same. Wkręcano je w
drewno, w nagwintowane otwory, nakręcano na nie mutry - zawsze ruchem zgodnym z ruchem
wskazówek zegara. By wykręcić, obracano je w przeciwną stronę. Trzymał w dłoni prymitywną
śrubę wykonaną przez d'zertanoj i gdy próbował nakręcić na nią mutrę, musiał tak właśnie
postępować. Ale nie w przypadku śruby mocującej silnik - by ją odkręcić, musiał obracać mutrę
w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara.
Upuścił śrubę z nakrętką, założył klucz na potężną mutrę mocującą silnik i powoli, powoli
nacisnął w zupełnie, zdawało się, przeciwnym kierunku - jakby chciał ją zakręcić, nie zaś
zluzować. Poddała się wolno. Najpierw ćwierć, potem pół obrotu. Wystające zwoje gwintu
znikały powoli, aż wreszcie koniec śruby zrównał się z powierzchnią mutry. Teraz poszło łatwiej
i po minucie nakrętka spadła na dno wykopu. Rzucił klucz w ślad za nią i szybko wygramolił się
z wykopu.
Stojąc na jego krawędzi, ostrożnie wciągał nosem powietrze, gotów do błyskawicznej ucieczki w
chwili, gdy tylko poczuje zapach gazu. Nie poczuł nic.
Druga mutra zeszła równie łatwo jak pierwsza i również bez żadnych niespodzianek. Jason
wsunął ostre dłuto pomiędzy przykrywającą silnik osłonę a podstawę. Przycisnął rękojeść dłuta i
osłona uniosła się lekko.
Zbliżył się do wyjścia z ogrodzenia i zawołał w stronę znajdującej się w sporej odległości grupki.
- Wracajcie, robota prawie skończona.
Po kolei schodzili na dno wykopu, oglądali sterczące śruby i pomrukiwali z aprobatą, gdy Jason
pokazywał im, że osłona się unosi.
- Pozostał jeszcze mały problem -jak zdjąć osłonę - oznajmił. - Jestem pewien, że uniesienie jej
byłoby złym rozwiązaniem. To mój pierwszy pomysł, ale przekonałem się, że faceci, którzy
zmontowali tę machinę, mieli w zanadrzu paskudną niespodziankę dla każdego, kto zacisnąłby te
mutry, zamiast je zluzować. Zanim się nie zorientujemy, co to takiego, musimy chodzić na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]