[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
czasu powtarzałem oświadczyny jeszcze kilka razy.
To brzmi powanie.
-
Sądzę... Nie, jestem pewien, e ona myli mnie ze swoim ojcem. Oczekuje, e
-
będę się zachowywał tak, jak on. - Przechadzał się po pokoju. - Najpierw
oczekiwała, e nie będę zainteresowany małeństwem, a kiedy
udowodniłem, e myślę inaczej, załoyła, e nie troszczę się o rodzinę.
Sądziła, e oświadczam się jej dla czysto powierzchownych przyczyn.
Cynster nietroszczący się o rodzinę? - achnęła się Minnie. - Teraz, kiedy
-
spotkała tak wielu z was, nie moe być wcią ślepa.
Nie, nie jest. I o to właśnie mi chodzi. - Vane zatrzymał się przy łóku. - Ona
-
nadal nie chce zmienić zdania. Co oznacza, e musi powstrzymywać ją coś
więcej, coś głębszego, i myślę, e to ma swoje zródło w małeństwie jej
rodziców, dlatego jestem tutaj i pytam cię o zdanie.
Minnie pokiwała głową.
Moesz mieć rację. Chcesz, bym ci opowiedziała o Constance i Reggie'em?
-
Vane pokiwał głową. Minnie westchnęła.
To nie była szczęśliwa para.
-
To znaczy?
-
Constance kochała Reggie'go. I nie mówię tutaj o zwykłym uczuciu, które
-
mona odnalezć w wielu małeństwach. Mam na myśli miłość bezinteresow-
ną, kompletną i niezachwianą. Dla Constance świat kręcił się wokół
Reggie'ego. Och, kochała swoje dzieci, ale one były dziećmi Reggie'ego i
dlatego tak się o nie troszczyła. eby oddać mu sprawiedliwość, starał się
temu sprostać, ale oczywiście, z jego punktu widzenia odkrycie, e jego ona
kochała go tak bardzo, było bardziej zawstydzające ni radosne. -Minnie
prychnęła. - Był prawdziwym dentelmenem swojego czasu. Nie oenił się
dla czegoś tak oburzającego, jak jej miłość. To miał być dobry układ dla obu
stron; nie jego wina, naprawdę, e to rozwinęło się w takim
nieprzewidzianym kierunku. Starał się trochę osłabić uczucia Constance, ale
jej uczucia były wyryte w skale i nie mogły być wymazane. W końcu Reggie
zrobił rzecz godną dentelmena i postanowił trzymać się z dala. Stracił
kontakt z dziećmi. Nie mógł widywać się z nimi bez widywania się z Con-
stance, co prowadziło do sytuacji, której nie mógł znieść. Vane spacerował
po pokoju.
Jaką lekcję z tego mogła wyciągnąć Patience? Minnie obserwowała go przez
-
dłuszą chwilę.
Zakładam, e jesteś pewien, e w innym przypadku zgodziłaby cię poślubić?
-
Całkowicie pewien.
-
A zatem na tyle, na ile ja wiem, sprawa jest oczywista.
-
Oczywista? - zawołał Vane. - Czy mogłabyś podzielić się ze mną swoim
-
odkryciem?
Có. Jeśli Patience gotowa jest cię przyjąć w ten sposób, znaczy to, e jest w
-
tobie zakochana.
Więc?
-
Więc widząc, jak jej matka zmagała się ze swoim nieszczęściem poprzez
-
poślubienie męczyzny, którego kochała, a który jej nie kochał, męczyzny,
który nie dbał o jej miłość...
Vane zmarszczył brwi.
Jeśli chcesz zmienić stanowisko Patience, musisz ją przekonać, e jej miłość
-
jest dla ciebie wana, e nie jest dla ciebie kamieniem u szyi. Musisz przeko-
nać ją, by ci zaufała.
Nie ma powodu, dla którego nie mogłaby mi zaufać. Nie zachowałbym się,
-
jak jej ojciec.
Ja to wiem, ty to wiesz. Ale skąd Patience ma o tym wiedzieć? Dziwna rzecz,
-
zaufanie. Ludzie, którzy boją się zaufać, mogą zachowywać się defensywnie.
Najlepszym sposobem, by zachęcić ich do ufania, jest - zaufać im samym.
Tak się rzeczy mają. - Min-nie pokiwała głową. - Musisz jej tak zaufać, jak
byś chciał, by ona zaufała tobie. Sądzisz, e stać cię na to?
*
Szczerze mówiąc, nie wiedział.
Zmagając się z odpowiedzią na pytanie Minnie, Vane nie zapomniał o swoich
innych zobowiązaniach. Pół godziny po tym, jak wyszedł od Minnie, był
widziany w przytulnym salonie domu na Ryder Street u syna wuja Martina.
Gabriel, jak został poinformowany Vane, wcią był jeszcze w łóku. Lucyfer
zaś siedział przy stole i jadł śniadanie.
Có - Lucyfer spojrzał na zegarek stojący na gzymsie kominka. - Czemu
-
zawdzięczamy
twoją niespodziewaną wizytę? - Uniósł brwi. - Czybyś
przynosił nowiny o bliskiej uroczystości?
Vane opadł na krzesło, sięgając po czajniczek z kawą.
Chodzi o perły Minnie.
-
Perły Minnie? Podwójne pasmo, trzydzieści cali, jeśli nie więcej? A
-
kolczyki, zdaje się, były w komplecie?
Były i przepadły.
-
Przepadły? Czyli zostały ukradzione?
-
Tak sądzimy.
-
Kiedy? I jak?
-
Vane wszystko wyjaśnił. Lucyfer słuchał uwanie. Kady członek Klubu
Cynsterów miał konkretny obszar zainteresowań; w przypadku Lucyfera były to
klejnoty i biuteria.
Przyszedłem zapytać - ciągnął Vane - czy nie mógłbyś mi pomóc. Jeśli perły
-
prześliznęły się przez naszą sieć i zostały sprzedane, zakładam, e przejdą
przez Londyn?
Powiedziałbym, e tak. Zostaw to mnie. Vane wypił kawę, potem odsunął
-
krzesło.
Daj mi znać, jak tylko o czymś usłyszysz.
-
*
Pół godziny pózniej Vane był ju z powrotem na Aldford Street. Zabierając
wcią senną Patience, posadził ją w swojej dwukółce i wybrał się prosto do
parku.
Jakieś postępy? - zapytał, kierując konie w jedną z cichszych alejek.
-
Ziewając, Patience potrząsnęła głową.
Jedyna zmiana, jeśli to w ogóle jest zmiana, to ta, e Alice stała się jeszcze
-
bardziej dziwna. Odrzuciła zaproszenie Honorii. Kiedy Minnie zapytała
dlaczego, Alice spojrzała ze złością i zadeklarowała, e wszyscy jesteście
diabłami.
Nie ona pierwsza tak nas nazwała. Patience uśmiechnęła się.
-
Odpowiadając na twoje następne pytanie, rozmawiałam ze Sligiem. Mimo e
-
była zupełnie sama, Alice nie zrobiła nic bardziej ekscytującego, ni wczesne
pójście do sypialni, gdzie została przez cały wieczór.
Modląc się o wybawienie nas od szatana, bez wątpienia. Czy Whitticombe
-
był na balu?
Tak. Whitticombe nie jest specjalnie purytański. Według Gerrarda,
-
Whitticombe spędził większość czasu, gawędząc z rónymi seniorami rodu
Cynsterów. Gerrard uwaa, e szukał potencjalnych darczyńców, jednake
pozostaje niejasne, do jakiego projektu. Oczywiście Gerrard nie jest
najbardziej obiektywny, jeśli chodzi o Whitticombe'a.
Nie lekcewayłbym Gerrarda. Jego oko artysty jest niesamowicie dokładne. I
-
wcią ma słuch dziecka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]