[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Edward nic nie powiedział. Cofnął się o krok, kryjąc się w cieniu. Henrietta
spojrzała na niego i dodała:
- Dzisiaj wszystko wydaje mi się nierealne i nic nie jest bardziej rzeczywiste od
Johna.
- Wiem - powiedział zamyślony Edward. - Jestem nierzeczywisty.
- Jestem okropna, Edwardzie, ale nic na to nie poradzę. Nie mogę przestać się
smucić, bo John, zawsze pełen życia, nie żyje.
- A ja, mimo że na wpół umarły, jestem wśród żyjących.
- Tego nie chciałam powiedzieć.
00
- Myślę, że chciałaś. Pewnie masz rację. Henrietta wróciła do poprzedniej myśli.
- To nie smutek. Możliwe, że w ogóle nie potrafię się smucić. Może nigdy się tego
nie nauczę. A przecież chciałabym się teraz smucić z powodu śmierci Johna.
Edward nic z tego nie zrozumiał. Tym bardziej zaskoczyło go, że Henrietta
odezwała niespodziewanie rzeczowym tonem.
- Muszę iść nad basen.
I zniknęła między drzewami.
Edward wrócił do pokoju. Midge przyglądała mu się, kiedy szedł jak niewidomy.
Twarz miał ściągniętą i szarą, jakby odpłynęła z niej cała krew. Nie zwrócił uwagi na
krótki szloch, który Midge szybko zdusiła.
Edward podszedł do krzesła i usiadł. Wiedział, że powinien coś powiedzieć.
- Jest zimno - stwierdził.
- Zimno ci, Edwardzie? Może rozpalimy w kominku?
- Co?
Midge wzięła do ręki zapałki i przyklękła, żeby rozniecić ogień. Ukradkiem
zerknęła na Edwarda. Zwiat - pomyślała - przestał dla niego istnieć.
- Ogień przyjemnie rozgrzewa - odezwała się. Wygląda tak, jakby przemarzł do
szpiku kości - myślała.
- Przecież nie jest aż tak zimno. Co ona mu powiedziała?
- Przysuń krzesło bliżej ognia, Edwardzie.
- Co?
- Nic. Chodziło mi o ogień.
Mówiła powoli i głośno, jak do głuchawego dziadka. Nagle - tak nieoczekiwanie,
że Midge poczuła nagły skurcz serca - znów zobaczyła dawnego Edwarda,
uśmiechającego się łagodnie.
- Mówiłaś coś do mnie, Midge? Przepraszam. Niestety, byłem zamyślony.
- Nie szkodzi. Chodziło mi o ogień.
Patyki trzaskały, szyszki płonęły jasnym, czystym płomieniem. Edward spojrzał na
nie i powiedział:
01
- Aadnie płoną.
Wyciągnął w kierunku ognia długie, chude ramiona. Poczuł, że napięcie go
opuszcza.
- W Ainswick zawsze mieliśmy szyszki - przypomniała Midge.
- Nadal je zbieram. Codziennie stawiają koło kominka pełny koszyk.
Edward i Ainswick - Midge przymknęła oczy, wyobrażając to sobie. On siedzi w
bibliotece w zachodniej części domu. Wielka magnolia zasłania jedno okno. Po południu
pokój napełnia się złocistozielonym światłem. Z drugiego okna można wyjrzeć na trawnik
i wysoką wellingtonię, stojącą niewzruszenie na swoim miejscu. Na prawo od niej był
wielki, miedziany buk.
Ainswick& Och, Ainswick!
Poczuła słodki zapach magnolii. We wrześniu drzewo powinno jeszcze mieć kilka
wielkich, wonnych kwiatów. Płonące szyszki. I lekki zapach pleśni z książki, którą czyta
Edward. Siedzi w wygodnym krześle i od czasu do czasu spogląda w ogień, myśląc o
Henrietcie.
Midge poruszyła się i spytała:
- Gdzie jest Henrietta?
- Poszła nad basen.
- Dlaczego? - zdziwiła się Midge.
Jej głęboki głos wyrwał Edwarda z zamyślenia.
- Droga Midge, musiałaś przecież wiedzieć& Domyślałaś się& Henrietta bardzo
dobrze znała Christowa.
- Oczywiście, że o tym wiem, ale i tak nie rozumiem, dlaczego się kręci koło
miejsca, gdzie został zastrzelony. To do niej niepodobne. Nigdy nie była
melodramatyczna.
- Czy ktokolwiek zna drugiego człowieka? Na przykład Henriettę?
Midge skrzywiła się.
- Przecież oboje znamy ją od dziecka - przypomniała.
- Zmieniła się.
02
- Nie całkiem. Moim zdaniem, człowiek się nie zmienia.
- Henrietta się zmieniła.
Midge spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Bardziej niż ty czy ja?
- Ja stoję w miejscu, dobrze o tym wiem. A ty&
Nagle spojrzał na nią bacznie, klęczącą przy ogniu, jakby jej dawno nie widział.
Patrzył na kwadratową szczękę, ciemne oczy i rezolutne usta.
- %7łałuję, że tak rzadko się widujemy, mała Midge. Midge uśmiechnęła się do
niego.
- Wiem. W dzisiejszych czasach łatwo jest stracić się z oczu - odparła.
Z tarasu dobiegł ich jakiś dzwięk. Edward wstał.
- Lucy miała rację - powiedział. - To był męczący dzień; pierwsze w życiu
spotkanie ze zbrodnią. Pójdę się położyć. Dobranoc.
Wychodził właśnie z pokoju, kiedy z tarasu weszła Henrietta. Midge odwróciła się
ku niej.
- Co zrobiłaś Edwardowi?
- Edwardowi?
Henrietta nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Czoło miała zmarszczone;
widać było, że myśli o czym innym.
- Tak, Edwardowi. Kiedy tu wrócił, był zimny i szary na twarzy.
- Skoro tak bardzo ci na nim zależy, dlaczego się nim nie zajmiesz?
- Nie zajmę się? Co masz na myśli?
- Nie wiem. Stań na krześle i zacznij wrzeszczeć. Zwróć na siebie uwagę. Nie
wiesz, że w przypadku mężczyzny takiego jak Edward to jedyny sposób?
- Edward nigdy nie pokocha nikogo oprócz ciebie, Henrietto.
- To niemądre z jego strony - powiedziała i rzuciła Midge krótkie spojrzenie. -
Widzę, że sprawiłam ci przykrość. Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę ścierpieć Edwarda.
- Edwarda?
- Tak! Nawet nie wiesz&
03
- Czego?
- Przypomina mi różne rzeczy, o których wolałabym zapomnieć - powiedziała z
namysłem Henrietta.
- Jakie rzeczy?
- Na przykład Ainswick.
- Ainswick? Chciałabyś zapomnieć o Ainswick? - spytała Midge z
niedowierzaniem.
- Tak, tak, tak! Byłam tam szczęśliwa. Nie mogę znieść niczego, co przypomina mi
minione szczęście. Nie rozumiesz? W tamtych czasach nie miałam pojęcia o tym, co
mnie spotka. Mówiłam z przekonaniem, że wszystko się dobrze ułoży. Niektórzy są na
tyle mądrzy, że nie liczą na to, iż kiedykolwiek będą szczęśliwi. Ja nie byłam mądra& -
Nigdy nie wrócę do Ainswick - oznajmiła po chwili.
- Ciekawe - powiedziała Midge.
04
XIV
Midge obudziła się w poniedziałkowy ranek i przez chwilę miała dobry humor.
Spoglądała na drzwi, jakby się spodziewała, że lada moment stanie w nich lady
Angkatell. Co powiedziała Lucy, wchodząc tu pierwszego ranka? %7łe czekają ją trudne
dni. Martwiła się, że może się wydarzyć coś nieprzyjemnego.
I rzeczywiście, coś takiego się zdarzyło; coś, co leżało ciężkim kamieniem na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]