[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Doszliśmy do wniosku, że nie pragniemy zawrzeć z nim bliższej znajomości, przywołaliśmy zatem
psy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Pies opryskany przez skunksa śmierdział potwornie przez kilka
dni. Odór słabł stopniowo, lecz prześladował nas po drodze, zwłaszcza w nocy. Hodowla
skunksów w niewoli nastręcza sporo trudności. Jeśli pozostawi się im gruczoły zapachowe, mogą
opryskać wszystkich i wszędzie w chwili przestrachu. Usunięcie tych gruczołów jest operacją
bardzo prostą, lecz udaje się wyłącznie w przypadku młodych okazów.
Wkrótce potem ujadanie psów ponownie zmusiło nas do szaleńczego wyścigu wśród traw i ostów.
Tym razem nasza sfora wytropiła pancernika, który gnał co sił w krótkich łapach ku norze, ścigany
przez rozszczekane psy. Usiłowały złapać go zębami, lecz uniemożliwiała im to gruba,
zrogowaciała skóra. Schwytaliśmy go bez trudu, podnosząc za ogon i wkładając do worka.
Pokrzepieni pierwszą zdobyczą, ruszyliśmy dalej z zapałem, mając nadzieję, że wkrótce złapiemy
następnego pancernika; natknęliśmy się jednak na zupełnie inne stworzenie.
Gdy, depcząc psom po piętach, mijaliśmy niewielką kępę zarośli, wyskoczyło z niej zwierzę
podobne do szczura i szybko znikło wśród ostów. Psy ruszyły w pościg i wkrótce dogoniły
stworzenie, chwytając je zębami, ono zaś padło jak martwe. Myśliwi odwołali psy i podeszliśmy
do nieżywego zwierzęcia. Okazało się, że jest to duży opos, o rozmiarach niewielkiego kota i wy—
dłużonym jak u gryzonia pysku. Pasiasta sierść miała czekola—dowo—kremową barwę, długi
ogon przypominał szczurzy, uszy zaś przywodziły na myśl miniaturowego muła i były
nieowłosio—ne. Gdy poskarżyłem się myśliwym, że psy uśmierciły zwierzę, wybuchnęli gromkim
śmiechem i poradzili, bym przyjrzał mu się bliżej. Poświeciwszy latarką, upewniłem się, że opos
wciąż oddycha, choć tak lekko, iż było to prawie niezauważalne. Mogłem go poruszać, a nawet
przewracać, on zaś zwisał bezwładnie, wyglądając jak nieżywy, co było w istocie jego metodą
obrony, miał bowiem nadzieję, że w końcu uznamy go za martwego i odejdziemy, a wówczas uda
mu się uciec. Kiedy pakowaliśmy go do worka, uświadomił sobie, że nie daliśmy się nabrać i
podjął walkę, prychając jak kot i kłapiąc zębami. Złapaliśmy później inne stworzenia tego gatunku
i wszystkie z wyjątkiem bardzo młodych, które najwyraźniej nie opanowały jeszcze tej sztuczki,
próbowały nas oszukać, udając martwe.
W drodze powrotnej na ranczo psy wywęszyły jeszcze jednego pancernika włochatego i tym razem
mogłem się przekonać, jak silne jest to nieduże zwierzątko. Gdy psy go wytropiły, znajdował się w
pobliżu swej nory i zanim go dopędziliśmy, zdążył dotrzeć do jej wylotu. Jeden z myśliwych dal
imponującego susa naprzód i złapał zagrzebanego w ziemi pancernika za ogon. Wraz z drugim
myśliwym rzuciliśmy się w stronę zwierzęcia, dysząc ciężko, i każdy z nas pochwycił je za tylną
łapę. Pancernik tkwił w tunelu jedynie przednią połową ciała, lecz przy tym wbił pazury w ziemię
i wygiął grzbiet, klinując się w norze. Choć wszyscy trzej ciągnęliśmy i szarpaliśmy z całych sił,
nie mogliśmy wyrwać go z jamy. Udało nam się to, dopiero gdy czwarty uczestnik polowania
przybył z pomocą i wyciął kawałek darni nożem myśliwskim. Wówczas zwierzątko wyskoczyło
niczym korek z butelki, tak niespodziewanie, że wszyscy klapnęliśmy na ziemię, wypuszczając z
rąk naszą zdobycz, która omal nam nie uciekła po raz wtóry.
Nasze dwa pancerniki bardzo szybko zadomowiły się w klatce i oswoiły. Miały wydzieloną część
sypialną i przesypiały w niej całe dnie, leżąc na grzbietach obok siebie i wydając stłumione
chrapnięcia, podczas gdy ich pyszczki drgały lekko. Zapadały w zadziwiająco głęboki sen, gdyż
leżały jak martwe, nawet kiedy się tłukło w pręty klatki, krzyczało lub szturchało zwierzątka w
różowe, pomarszczone brzuszki. Jedynie grzechot miski, nawet cichy, budził pancerniki, które w
mgnieniu oka zrywały się na równe nogi.
Mięso wszystkich południowoamerykańskich pancerników jest jadalne. Nigdy nie miałem okazji
go skosztować, lecz przypuszczam, że upieczone w swych pancerzach — rzecz jasna, po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]