[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pamięć wróciła mi nagle, jakbym z tych wszystkich poszarpanych, fragmentarycznych
szczegółów ułożyła sobie w głowie film. Podchodzę do jej samochodu. Ona opuszcza
okienko, w dłoni mam nóż. Pierwszy cios i krew na jej bluzce, drugi i jej bezładna
szamotanina...
Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Bardzo łatwo się tobą manipuluje. Wyobraz sobie, że ta
mała wcale nie pieprzyła się z Aukaszem, kiedy jeszcze ze sobą byliście odezwał się w
mojej głowie kot.
Zapytałam dlaczego.
Stare porachunki. We wczesnych latach trzydziestych dziewiętnastego wieku, kiedy tę
okolicę gnębiła epidemia cholery, wysłaliśmy do was spodek z ekipą medyczną. Umierały
dzieci i chcieliśmy pomóc. Mieliśmy leki, których do tej pory nie znacie, i chcieliśmy was
wesprzeć. Niestety, wskutek awarii spodek się rozbił, a dwójka naszych, która przeżyła,
została bestialsko zadzgana widłami przez miejscowych. Jednym z agresorów był
prapradziadek dziewczyny, którą zabiłaś na parkingu .
Mścicie się na niewinnych ludziach za coś, co się stało w dziewiętnastym wieku?!
krzyknęłam.
Czemu nie? Nie tylko ludzka pamięć jest długa. Uważasz, że jesteśmy okrutni? Wy,
Ziemianie, nie jesteście lepsi. Wołyń, Katyń, hitlerowskie obozy zagłady... Rwanda, rzez
Ormian, ludobójstwo na Bałkanach, ekstremiści Hutu i masakra Tutsi. Pol Pot i Czerwoni
Khmerowie. Słyszałaś kiedyś o Polach Zmierci w Kambodży? W imię zupełnie poronionej
komunistycznej ideologii brutalnie odebrano życie ponad dwóm milionom istnień. Według
niektórych szacunków zginęło nawet trzydzieści pięć procent ludności tego kraju. Mam
kontynuować? .
Nie odpowiedziałam. Po dłuższej chwili milczenia zapytałam, czemu wybrali akurat
mnie.
Czemu?! A mogliśmy znalezć kogoś bardziej podatnego na sugestię? Paniusia u progu
wieku średniego i jej młody jurny kochanek. Odrobina zazdrości i nóż sam wpadł ci w rękę.
Na twoim miejscu wziąłbym szybki prysznic lada moment będzie tu policja. Nie sądzę
jednak, żebyś zdołała się wywinąć, bo kilku świadków widziało cię nocą na parkingu, zresztą
jest jeszcze monitoring. Posadzą cię, jak amen w pacierzu, ale to już w sumie nie moja
sprawa odezwał się jeszcze Boruta, zanim na dobre zniknął mi z oczu.
Wstałam i duszkiem wypiłam pół butelki mineralnej. Chwilę pózniej wzięłam szybki
prysznic i założyłam czyste ubranie. Policja zjawiła się, kiedy siedząc na ganku, usiłowałam
poukładać sobie w głowie wydarzenia z zeszłej nocy. To, że z zimną krwią, w szale
obłąkańczej zazdrości zabiłam młodą dziewczynę, wciąż chyba jeszcze do mnie nie
docierało...
35.
Dziś, sześć lat od krwawych wydarzeń przed Zielonym Aabędziem, wciąż odsiaduję
swoją karę. Biegli uznali mnie za całkowicie poczytalną, a otyły starszy sędzia w przyciasnej
todze nie dopatrzył się żadnych okoliczności łagodzących. Któregoś dnia, zanim usłyszałam
wyrok, usiłowałam nawet opowiedzieć jednemu z psychiatrów to, co wydarzyło się na Lisim
Wzgórzu, ale pośrodku jasnego, pełnego książek i kwiatów gabinetu doktora nawet mnie cała
ta historia wydawała się tak nieprawdopodobna, że aż nierealna... Siedziałam więc w
milczeniu, bawiąc się troczkiem swojej bluzy, a podstarzały szpakowaty lekarz ze znudzonym
wyrazem twarzy niespiesznie robił jakieś notatki.
Niedawno odwiedził mnie Maciek. Zmieszna sprawa, ale to właśnie on jest jedyną osobą,
która przychodzi do mnie na widzenia. Rodzina nie chce mnie znać; dawni przyjaciele jakby
zapadli się pod ziemię. Nawet Emil się ode mnie odwrócił... Emil, w którym przez lata
widziałam najbliższego mi człowieka... Ale czy mogłam mu się dziwić?
Maciej usiadł naprzeciwko mnie i przeczesał palcami gęste odrobinę przetłuszczone
włosy. Zauważyłam, że posiwiał na skroniach i nieco przytył. Przyniósł mi winogronowy sok,
pomarańcze i gazetę, w której pełen entuzjazmu młody dziennikarz usiłował bliżej przyjrzeć
się zagadkowym wydarzeniom sprzed sześciu lat.
Zapytałam o Zuzię. Dawny sąsiad wyjął z portfela zdjęcie i podał mi je z uśmiechem.
Zlicznie wam rośnie powiedziałam, odwracając głowę, żeby nie widział moich łez.
Niedługo jej jedenaste urodziny. Szkoda, że Aneta tego nie widzi cicho odparł Maciej.
Aneta... pomyślałam z bólem. Zabiła się niecały rok po porodzie, zdruzgotana
faktem, że jej porzucona w lesie córeczka nigdy się nie odnalazła. Policja jeszcze długo
rozglądała się za zwłokami dziecka, jednak nie wpadła na żaden ślad. Maciej do tej pory miał
do siebie żal, obwiniał się o wszystko, co się stało.
Może to nie twoja wina? powiedziałam. Może to rzeczywiście oni za tym
wszystkim stoją?
Dawny sąsiad spojrzał na mnie jakoś dziwnie, jakby nagle w całkowitej ciemności ktoś
podał mu pomocną dłoń.
Więc w końcu mi wierzysz? zapytał z nadzieją.
Wierzę powiedziałam. I przepraszam. Gdybym posłuchała cię wcześniej, może
chociaż parę spraw zakończyłoby się inaczej...
Wątpię powiedział. Poczytaj sobie. Ktoś w końcu zaczął na poważnie się tym
interesować dodał Maciej i otworzył na trzeciej stronie przyniesioną ze sobą gazetę.
Artykuł o dość kiczowatym tytule: Obłęd w małym miasteczku był autorstwa
Sebastiana Wróbla. Krótka notka o dziennikarzu mówiła, że urodzony w tysiąc dziewięćset
osiemdziesiątym trzecim chłopak był absolwentem jednej z krakowskich uczelni,
współwłaścicielem stadniny pod Bielskiem i ojcem trzyletnich blizniaków.
Czytaj. Wygląda na to, że gość naprawdę nam wierzy. Kilka razy rozmawialiśmy przez
telefon i muszę powiedzieć, że facet ma otwarty umysł zapewniał z entuzjazmem Maciej.
Wiem, że nie zmieni to twojej sytuacji, ale sam fakt, że w końcu ktoś zaczął się temu
przyglądać, wydaje mi się błogosławieństwem!
W jego głosie usłyszałam ożywienie i zrozumiałam, że pewnie nigdy nie będzie mu dane
uwolnić się od towarzyszącej mu od lat obsesji.
Gazeta sprawiała wrażenie szmatławej. Przeleciałam wzrokiem dwie pierwsze kolumny.
Zielone błyskawice, amatorskie nagrania widzianych nad okolicą niezidentyfikowanych
obiektów. Zagadkowe zaginięcia, samobójstwa, szokująco wysoki odsetek zabójstw,
rozmowy z kilkoma miejscowymi, w tym z lokalnym pijaczkiem, panem Zenkiem a
wszystko to utrzymane w żenująco tandetnym stylu.
Wybacz, ale według mnie cały ten tekst brzmi jak te śmieszne kawałki z brukowców.
Pan Henryk spod Goleniowa wygrał, bo obstawił w Lotto podane mu przez kosmitów
liczby tego typu bełkot.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]