[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobie. - Nagle zmienił ton i powiedział z łagodnym wyrzutem:
- Ze znanych tylko sobie powodów, które jednak mam nadzieję
kiedyś poznać, panna opuściła przyjęcie przed czasem i od tej
pory uparcie się przede mną ukrywała, pozbawiając mnie
zupełnie mo\liwości cieszenia się jej widokiem. I tak było a\
do ostatniej nocy.
Robina patrzyła na niego zachwycona. Czułość, którą
często widywała w jego oczach, znów tam zagościła i
potwierdzała szczerość ka\dego słowa. Wydawało się to
niewiarygodne, ale było widać, \e Daniel kocha ją nie mniej
ni\ ona jego. W tej chwili olśniewającego szczęścia nie mogła
zebrać myśli, powiedziała więc tylko:
- Och.
Daniel jednak\e wydawał się dokładnie wiedzieć, co robić
w tej sytuacji, \eby rozwiać wszelkie wątpliwości, które
mogłaby jeszcze \ywić jego wybranka. Objął ją i zachłannie
pocałował.
To pierwsze doświadczenie męskiej namiętności
pozostawiło Robinę bez tchu, ale z entuzjastycznym
nastawieniem do dalszych prób. Oparła mu głowę na ramieniu.
- Ojej, Danielu, taka jestem głupia - wyznała. Nie umiała
zapanować nad łzami szczęścia, które potoczyły jej się po
policzkach. - Dopiero kiedy zaczęło mi się wydawać, \e chcesz
poślubić Arabellę, zrozumiałam, jak bardzo cię kocham. Ale
nawet nie przemknęło mi przez myśl, \e mo\esz odwzajemniać
to uczucie. - Przypadkowo musnęła rzęsami jego policzek i
175
poczuła, \e silne ramię obejmuje ją mocniej. - Bardzo dobrze
skrywałeś je przede mną.
- Był ku temu wa\ny powód - odrzekł z ociąganiem,
lekko ją odsunąwszy, by dobrze widzieć jej twarz. - Chocia\ po
pobycie w Londynie zdecydowałem, \e jesteś idealną
kandydatką na \onę, miałem poczucie, \e byłoby z mojej
strony nieuczciwością skłaniać cię do przyjęcia niechcianych
oświadczyn. Wydawało mi się, \e potrzebujesz czasu, aby
mnie lepiej poznać.
Bez wątpienia była to prawda, ale nawet teraz, po kilku
dniach rozpaczy, Robinie trudno było uwierzyć, \e
kiedykolwiek mogła mieć wątpliwości, czy nale\y przyjąć
oświadczyny lorda Exmoutha.
- Zawsze cię lubiłam, Danielu, polubiłam od pierwszej
chwili. Szybko odkryłam, \e wyjątkowo dobrze czuję się w
twoim towarzystwie. Tylko \e... -Urwała, pełna wahań, czy
powinna mu wyjawić swoje początkowe obiekcje. Ale jeśli
chciała, \eby ją zrozumiał, musiała być z nim całkowicie
szczera. - Myślałam, \e nigdy nie będziesz mógł mnie
pokochać. Ani mnie, ani \adnej innej kobiety... Po tym, co się
stało...
- To znaczy po śmierci Clarissy - dokończył za nią, gdy
zabrakło jej odwagi.
Zerknął na jej smukłą dłoń i ujął ją czule, przeklinając w
duchu swoją głupotę. Byli do siebie pod tyloma względami
podobni, a jednak okazał się prawdziwym głupcem. Nie
domyślił się, \e jego droga Robina obawia się \ycia w cieniu
Clarissy.
- Powinienem był ju\ dawno powiedzieć ci prawdę, ale -
wzruszył ramionami - jakoś nigdy nie było odpowiedniej
chwili. A prawda, najmilsza, jest taka, \e o Clarissie zbyt
często ostatnio nie myślałem.
Uśmiechnął się, widząc wyraz jej niebieskich oczu.
176
- Zaskoczona? Tak, naturalnie. Podobnie jak wszyscy,
sądziłaś, \e kochałem \onę szaleńczo i po jej śmierci nie
mogłem otrząsnąć się z rozpaczy. Właśnie na tym mi zale\ało,
najmilsza. Z prawdą jednak niewiele to miało wspólnego.
Wcią\ trzymając jej rękę, zaczął nerwowo przesuwać
kciukiem po gładkiej skórze, tam i z powrotem. Wbił wzrok w
pustą drogę przed nimi.
- Kiedy poślubiłem Clarissę, byłem bardzo młody i dość
uparty... mo\e nawet arogancki. Od dnia śmierci ojca
zarządzałem majątkiem, powodziło mi się dobrze, uwa\ałem
więc, \e mam wszelkie prawo podejmować własne decyzje, nie
licząc się z opiniami innych. Pod wieloma względami byłem
chyba bardzo dojrzały jak na swoje lata: odpowiedzialny,
wiarygodny. Ale emocjonalnie pozostałem du\o młodszy.
Potem szybko zorientowałem się, \e wziąłem zwykłe
zauroczenie za miłość.
To wyznanie było tak zaskakujące, \e Robina zupełnie nie
wiedziała, co powiedzieć. Wydawało jej się jednak, \e Daniel
oczekuje odpowiedzi.
- Chyba nie byłeś nieszczęśliwy w mał\eństwie, Danielu?
- zapytała po chwili głębokiego namysłu.
- Nie, tak bym tego nie nazwał - zapewnił ją skwapliwie.
- Po urodzeniu Lizzie zrozumiałem, \e się zmieniłem,
dojrzałem, jeśli wolisz, podczas gdy moja \ona pozostała takim
samym dzieckiem jak przedtem. Po prostu mieliśmy ze sobą
niewiele wspólnego. W miarę Upływu lat ró\nice między nami
stawały się coraz wyrazniejsze, dlatego coraz bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]