[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możemy mu na to pozwolić.
- Na mnie jego oszczerstwa i pogróżki nie robią żadnego wrażenia, ale
drżę się o twoje bezpieczeństwo, najdroższa.
- Musimy być odważni - podkreśliła Sara. - Nie przypuszczam, by on
chciał mnie zabić. Nienawidzi cię z jakichś sobie znanych powodów, ale nie
dopuścimy przecież, żeby nas terroryzował. Poza tym nie mamy żadnych
dowodów, że kula przeznaczona była dla mnie. Powtarzam, równie dobrze
mógł to być zwykły kłusownik.
- Sara ma rację - poparł siostrę Charles. - Jak by to wyglądało, gdybyście
przełożyli ślub? Pomyśl tylko. Zaczęto by szeptać za waszymi plecami. Nie
możecie tego zrobić. Trzeba trzymać się pierwotnych planów. Rozmawiałem z
Tob- boldem, wzmocni ochronę. Podwoi liczbę ludzi, którzy będą strzegli
dostępu do majątku. Potrwa to aż do dnia waszego wyjazdu do Szkocji. Tam
też pośle z wami kilku agentów, którzy po powrocie będą pilnowali Elworthy
House. Tobbold mówi też, że przypuszcza, kim jest ów człowiek.
- Mów zaraz! Charles pokręcił głową.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tobbold nie zdradził mi jego tożsamości, powiedział jedynie tyle, że
jego zdaniem to jednak żołnierz, jak podejrzewał wcześniej. Jeden z ludzi
Tobbolda rozpoznał go, mówi, że walczyli razem we Francji.
- Trzeba go pojmać i przepytać - rzucił John porywczo. - Chcę wiedzieć,
czemu szuka na mnie zemsty. Niech wreszcie powie, bo ja się gubię w
domysłach.
- Znasz moje przypuszczenia w tej materii, ale nie będziemy do nich
wracać. Zabierz Sarę na spacer po ogrodach, zapomnijcie na chwilę o
problemach. Nie ruszała się z domu na krok od tamtego incydentu w lesie, a i
pewnie chcielibyście zostać sami.
John podał Sarze ramię i wyszli z gabinetu, kierując się przez mały
salonik do ogrodów. Dzień był przyjemny, ciepły, chociaż na niebie pojawiły
się chmury i trochę ochłodziło się w porównaniu z dniem poprzednim.
- Oby tylko taka pogoda utrzymała się do dnia naszego ślubu i nie
zaczęło padać - wyraziła nadzieję Sara. - Dla ludzi z majątku byłby to wielki
zawód, bo liczą na zabawę pod gołym niebem.
- Jestem pewien, że będzie ładnie. - John popatrzył z troską na
narzeczoną. - Wybacz mi, ale czuję, że sprowadziłem na ciebie zagrożenie.
Gdybym wiedział, że sprawy przyjmą taki obrót, nigdy bym... - Urwał i
pokręcił głową, zły na siebie.
- Nie obwiniaj się, proszę. Ja nie zmieniłabym swoich decyzji, nawet
gdybym wiedziała, że masz groznego wroga. Nie możemy dopuścić, by zmącił
nasze szczęście, najdroższy.
- Jesteś bardzo dzielna. - John uścisnął mocno dłoń Sary. - Inna młoda
panna uciekłaby zapewne z płaczem, szukając bezpiecznego schronienia pod
skrzydłami mamy, gdyby spotkało ją to, co ciebie.
- Nie jestem znowu taką młodą panną - poprawiła narzeczonego. - Za
kilka miesięcy kończę dwadzieścia jeden lat, a czuję się starsza. Wiele
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
wycierpiałam, kiedy zostałam porwana. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje,
ale tamto szczęśliwie już za mną. Ten człowiek, kimkolwiek jest, z pewnością
nas nie rozdzieli.
- Moja najdroższa - szepnął John wzruszony do głębi i pocałował ją. -
Jakiż jestem szczęśliwy, że znalazłem ciebie. Kiedy wyjechałaś do Włoch,
myślałem, że między nami wszystko skończone. Ożeniłem się z Andreą, bo...
była takim bezbronnym dzieckiem, które potrzebowało mojej opieki.
Zawiodłem ją koniec końców, ale miałem najlepsze intencje. Chciałem być dla
niej dobry...
- Ty nie potrafisz być inny.
- Myślę, że Andrea ostatecznie doszła do innego wniosku - powiedział
John ze smutkiem. - Nie kochałem jej i nie powinien był się z nią żenić.
Wiedziałem przecież, że to ciebie kocham, ale zawahałem się i... - Tu wzruszył
ramionami. - Nie mówiłem ci nic wcześniej przez wzgląd na lojalność wobec
Andrei, ale nasze małżeństwo nie było prawdziwym małżeństwem. Nigdy nie
dzieliliśmy małżeńskiego łoża. Kazałem przygotować dla niej sypialnię obok
mojej, ale ona wybrała sobie inny pokój. Mówiła, że niedomaga i potrzebuje
samotności. Nie nalegałem. Po urodzeniu dziecka dała mi do zrozumienia, że
teraz wszystko może się zmienić, że jest gotowa być ze mną jak żona z mężem,
ale ja nie próbowałem zasypywać przepaści, która nas rozdzieliła. Wtedy już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]