[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powinna go unikać jak ognia.
Po rozmowie z Redmondem Rick odnalazł teczkę z dokumentami Pottera, za
27
którego się podawał. Na szczęście zebrane tam informacje były bardzo powierzchowne.
Zanotował sobie ważniejsze dane o przebiegu pracy zawodowej Pottera i jego
upodobaniach. Z kopiarki wolał nie korzystać. Błysk światła w biurze mógłby kogoś
zainteresować, a na to Rick nie mógł sobie pozwolić.
Okazało się, że Potter jest dyrektorem finansowym w MolTech Industries, a co
najważniejsze, że także ma na imię Richard. Ricka ten kolejny szczęśliwy zbieg
okoliczności niepomiernie ucieszył. Postanowił sobie, że zrobi wszystko, żeby takich
zbiegów okoliczności było w tej sprawie coraz więcej. Wierzył bowiem, że ma siłę
sprawczą i że wszystko, na czym mu zależy, może się wydarzyć, jeśli tylko on będzie
tego bardzo pragnął.
 Dannazióne!  zaklęła Holly po włosku na widok kolejnego dzieła sztuki
garncarskiej, które właśnie się rozpadło. A przecież tym razem prawie mi się udało,
pomyślała. Wazon nabierał kształtu i mógł być całkiem ładny. Niepotrzebnie tylko na
chwilę się zamyśliłam. Ta krótka myśl o Ricku wystarczyła, żeby zniszczyć taką piękną
rzecz.
Był wprawdzie środek nocy, ale Holly ani spać nie mogła, ani siedzieć na ganku
już jej się nie chciało. Postanowiła zatem raz jeszcze spróbować szczęścia w
garncarstwie. To zresztą także się nie udało. Zniechęcona, uznała, że postara się jednak
zasnąć, bo rano będzie nieprzytomna.
Ze zwieszoną głową wracała do swego domku. Ten cały Rick nie jest nawet w
moim typie, myślała. Nie rozumiem, dlaczego tak mnie zafascynował. Może to te jego
niewinne, błękitne oczy? A może ten uśmieszek.
Nawet nie zauważyła stojącego na jej drodze człowieka. Znów wpadła na Ricka.
 A niech to dunder świśnie!  zawołała zdumiona i trochę wystraszona. 
Naprawdę nie powinniśmy się w ten sposób spotykać.
 Dunder?  zdziwił się Rick?
 To takie przekleństwo. Jeden z moich przyjaciół bardzo często go używa.
Podobno jego dziadek tak mówił.
 Masz mnóstwo przyjaciół  zauważył Rick.
 Mam szczęście do ludzi.
 Do rodziny też masz szczęście?
28
 Przyjaciele są moją rodziną.
 To znaczy, że własnej rodziny nie masz?  dopytywał się Rick,
 Nie mam męża.
 O to nie pytałem.
 Fakt. Ale zaraz byś zapytał.
Rick wiedział, że Holly ani teraz, ani nigdy przedtem nie była mężatką. Znał
wszystkie fakty dotyczące życia tej kobiety, od daty urodzenia począwszy, a na wadze
skończywszy. Teraz musiał się tylko dowiedzieć, jakich użyć argumentów, żeby dała
się zawiezć do tatusia,
Rick potrafił sobie radzić z kobietami. Był absolutnie pewien, że z tą także sobie
poradzi i bezpiecznie dowiezie ją do domu. O to, żeby znów nie uciekła, niech się
martwi Redmond. Rick nie miał zamiaru jej pilnować, tylko doprowadzić do domu.
 A co się stało z twoją rodziną?  wypytywał ją Rick.  Dlaczego nie chcesz o
niej mówić?
 Dlaczego uważasz, że nie chcę o niej mówić?  wykręcała się Holly. Po chwili
jednak doszła do wniosku, że przecież nie stanie się nic złego, jeśli przyzna się temu
człowiekowi do swoich obaw.  Masz rację. Rzeczywiście nie chcę o niej mówić.
 Nie jesteście w najlepszych stosunkach?
 Nie jestem w najlepszych stosunkach z moim ojcem, który uważa się za Boga, a
ponieważ on jest jedynym moim krewnym, to chyba można powiedzieć, że nie jestem
w najlepszych stosunkach z moją rodziną.  Holly zdziwiona spojrzała na Ricka.  Jak
to się stało, że w ogóle dotknęliśmy tego tematu?
 Zapytałem cię o rodzinę.
 Więc teraz zapytaj mnie o coś innego.
Holly uśmiechnęła się widząc, jak Rick uchyla się przed jakimś owadem, który
leciał w jego kierunku. Pomyślała sobie, że to typowa reakcja mieszczucha. Ale kiedy
w wyniku tej typowej reakcji usta Ricka znalazły się niebezpiecznie blisko jej warg,
natychmiast przestała się uśmiechać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \