[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kayla i Ashley nadejdą.
Ku jego wielkiemu zdziwieniu to Ashley pierwsza się z
nim przywitała. Podeszła do niego i przytuliła się do jego
zdrowej nogi.
- Powiedz mamusi, ze juz cię naplawiłam - poleciła,
wpatrując się w niego swymi błękitnymi ślepkami.
- Naprawiłaś? - zdziwiony Jack spojrzał na roześmianą
Kaylę.
- Jestem księznicką - oświadczyła dumnie Ashley. -
Naplawiłam zły cal. Hugs mi pomógł. Cy telaz nas psytulis? -
Wolałbym najpierw usiąść, bo inaczej mogę się przewrócić.
- Z mojego doświadczenia wynika, że to nie całkiem
prawda - mruknęła Kayla.
- Chętnie wzbogacę twoje doświadczenia - zaproponował
Jack, spoglądając na nią z uznaniem. W czarnych spodniach i
czarnej obcisłej bluzeczce wyglądała po prostu bombowo.
Choć bez niczego wyglądałaby jeszcze lepiej.
Jack w porę przypomniał sobie, że jest z nimi dziecko, i
zajął się gośćmi tak, jak należało.
Ashley nie zauważyła kalarepki w zupie, a jej stosunek do
Jacka całkowicie się zmienił. Miał nawet takie wrażenie, że
Ashley wzięła go pod swoją opiekę. Co dziwniejsze, jej
zabiegi wokół niego nie były irytujące.
Kayla uparła się, że to ona pozmywa po obiedzie.
- Pobaw się trochę z Ashley - zaproponowała.
- Fajowo! - ucieszyła się Ashley i zaraz zaczęła nim
komenderować. - Pobawimy się w dom. Ja będę mamusią, a ty
dzidziusiem. Musis ksyceć jak mały dzidziuś.
- Nie potrafię. - Jack z rozpaczą spojrzał na Kaylę.
- To się nauc. - Ashley nie miała litości. - Dzidziusie lobią
tak: łaaaa. Telaz ty.
- Nie znasz innych zabaw? A może opowiem ci, gdzie
mieszkają strażacy?
- A są tam jakieś księznicki?
- Nigdy żadnej nie widziałem. Ale za to spotkałem kiedyś
księżniczkę.
- No pewnie - zgodziła się Ashley. - Mnie. Powiedziała to
z taką powagą, że Jack musiał się roześmiać. Kayla nie
wytrzymała i zerknęła przez ramię na to, co działo się w
salonie. Jack wyglądał wspaniale w szarym swetrze,
podkreślającym barwę jego oczu. Kayla odniosła wrażenie,
jakby wcale mu nie przeszkadzało, że Ashley się nim opiekuje
i bez przerwy się koło niego kręci. Był rozbawiony i może
nawet zadowolony.
Jack opowiadał Ashley o pożarach i o tym, jak
niebezpieczna może się okazać zabawa zapałkami. Ku swemu
zaskoczeniu, Kayla rozpoznała opowiadanie, które czasami
czytano dzieciom w przedszkolu. Może to Jack przyniósł lam
tę książkę, pomyślała.
Od razu zauważyła zainstalowane w przedszkolu
urządzenia sygnalizacyjne. Zresztą był to jeden z powodów,
dla których to przedszkole wybrała. Najważniejszy był dla niej
zastosowany tam system bezpieczeństwa dotyczący osób
odwiedzających przedszkole. Nikt obcy nie miał prawa wejść
na teren, na którym przebywały dzieci. Każdy z rodziców miał
osobisty kod, który musiał wczytać w system bezpieczeństwa.
Bez tego nie można się było dostać z holu do pomieszczeń
przeznaczonych dla dzieci. Bruce nie miał takiego numeru.
Nie będę dzisiaj myśleć o tym łajdaku, postanowiła Kayla.
Wolę popatrzeć na te cuda, które się tu dzieją.
Bo rzeczywiście stał się cud. Ponury mężczyzna dał się
oczarować trzyletniej dziewczynce.
- Tak nie może być - mądrzył się Bruce. Przyjechał
zabrać Ashley na weekend, a przedmiotem krytyki była tym
razem dziecinna wymowa Ashley. - Dlaczego ona nie potrafi
poprawnie mówić? Moi znajomi też mają dzieci w wieku
Ashley, ale one mówią jak normalni ludzie.
Bruce wprawiał Kaylę w stan, w jakim normalni ludzie z
reguły nie bywają. Nigdy nic mu się nie podobało. Nigdy! - I
jeszcze ten ohydny miś, którego ona wszędzie ze sobą nosi -
ciągnął Bruce. - Wygląda, jakby go pies zjadł i wypluł.
Dlaczego go nie wyrzucisz? Daję ci tyle pieniędzy, że stać cię
chyba na nowe zabawki.
- Ashley ma nowe zabawki, ale kocha Hugsa. I nie waż
się tknąć tego misia. Złamałbyś jej serce.
- Jak zwykle przesadzasz. No, jesteś już, Ashley. Chodz,
bo się spóznimy.
- Przywiez ją jutro przed czwartą - przypomniała mu
Kayla.
- Przywiozę, przywiozę - powiedział, wsadzając Ashley
do nowiutkiego, eleganckiego samochodu.
Wizyta Bruce'a zawsze wytrącała Kaylę z równowagi.
Zazwyczaj też podczas nieobecności Ashley urządzała
generalne porządki, byleby tylko odsunąć od siebie złe myśli.
W niedzielę już około południa dom był wysprzątany, a Kayla
czekała na córeczkę.
Nadeszła czwarta. Minęła, ale Bruce'a wciąż nie było.
Kayla się zdenerwowała. Tłumaczyła sobie, że może utknął
gdzieś w korku. Wytrzymała do piątej, a potem do niego
zadzwoniła. Telefon w domu nie odpowiadał. Ten w
samochodzie także milczał. Zadzwoniła więc na pager, ale
Bruce się do niej nie odezwał. Wykręcała jak oszalała to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]