[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sekund pózniej uśmiechał się od ucha do ucha. Bo czyż
coś lepszego mogło go spotkać w życiu? Chłopiec, którego
kochał, był synem kobiety, którą także kochał, a na doda
tek dowiedział się od tego chłopca, że jego matka spodzie
wa się dziecka - a więc jego, Franka, dziecka!
106
- Mirando! - wykrzyknÄ…Å‚ przez drzwi. - Musimy po
rozmawiać!
- Po moim trupie! - odparła. - I zabieraj tego konia
z mojego ganku!
Chwilę pózniej Randy spojrzała na syna.
- Kiedy z tobą skończę, będziesz gorzko żałował, że
wtrąciłeś się w cudze sprawy, młody człowieku.
Ona też już zdążyła się zorientować, że jej obecność
w górskiej chacie Franka miała wiele wspólnego z knowa
niami Eliego i Chelsea.
. Eli udawał bardzo pochłoniętego czasopismem, ale tak
naprawdę z zafascynowaniem przyglądał się całej sytuacji
i robił wszystko, by nie uronić ani słowa z wymiany zdań
pomiędzy mamą a Frankiem.
W końcu Frank doszedł do wniosku, że zbyt długo oka-
zywał cierpliwość - chwycił więc jedną z doniczek stoją
cych na ganku, rozbił szybę w drzwiach i otworzył zamek.
- Jak śmiesz! - wykrzyknęła Randy, gdy już znalazł się
W środku. - Natychmiast dzwonię po policję!
Chwycił ją, zanim zdążyła dobiec do telefonu. Wie
dział, że powinien jej wiele wyjaśnić, nie miał jednak po
jęcia, od czego zacząć. Teraz pamiętał jedynie ich wspólną
noc i najwspanialszy seks, jakiego doświadczył w życiu.
Bez zastanowienia przyciągnął więc Randy do siebie
i zaczął namiętnie całować.
Kiedy w końcu oderwał usta od jej warg, powiedział:
- Posłuchaj, Mirando. Zapewne nie wiem, jak dorów
nać bohaterom romansów, ale nie mam żadnych wątpli
wości, że cię kocham.
- Przecież mnie porzuciłeś - wyszeptała.
- To prawda. Moje uczucie było tak nagłe, że nie umia
łem się z nim uporać. Słyszałem niejednokrotnie o zako
chiwaniu się, nigdy jednak nie zdawałem sobie sprawy, że
to może być przerażające. Przedtem wydawało mi się,
%7łe to tylko miłe uczucie.
107
- Nie - powiedziała, a on znów zaczął ją całować.
- Chciałbym jednak, żebyś mnie wreszcie wysłuchała.
Kocham cię i już od dłuższego czasu kocham Eliego. Na
wet ci o tym mówiłem, gdy byliśmy w górach.
- Eliego?
- Tak. Kocham też dziecko, które nosisz, i zrobię
wszystko, żeby być dla niego jak najlepszym ojcem. Poza
tym... - Nagle opuściła go cała odwaga. Przycisnął Randy
mocno do siebie. - Wyjdz za mnie, Mirando. Proszę, bła
gam, zostań moją żoną. Wybacz, że uciekłem od ciebie
tamtego dnia. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko. My
ślałem, że uda mi się o tobie zapomnieć. %7łe to wszystko
stało się jedynie za sprawą blasku księżyca i twojego kre
mu z poziomkami.
- Wszystko, to znaczy co?
- Nie wiem. Wiem jedynie, że cię kocham. Proszę,
wyjdz za mnie.
Zanim Randy zdążyła odpowiedzieć, Eli poderwał się
z kanapy i zaczął wykrzykiwać:
- Tak! Tak! Tak! Ona za ciebie wyjdzie! Tak! Oczywi
ście!
- Nie wiem... - zaczęła, tymczasem za jej plecami Eli
zaczął całować swoją dłoń, a Franka tak to zdumiało, że
w pierwszej chwili nie mógł pojąć, co chłopak chce mu
w ten sposób przekazać.
W końcu jednak się zorientował. Nie pozwolił więc
Randy dojść do głosu, tylko znów przycisnął usta do jej ust.
- Pomyśl o dzieciach - powiedział po chwili.
- Ale nie wiem, czy...
Znów zaczął ją całować.
" " - Kocham cię, Mirando. A czy ty kochasz mnie choć
troszkÄ™?
- Tak. Tak, chociaż zupełnie na to nie zasługujesz. -
Odchyliła się do tyłu, by spojrzeć mu w oczy. - A co z Ju
lianem? Nie byłeś dla niego zbyt miły.
108
- Pierwszy raz w życiu doświadczyłem uczucia za
zdrości! Po sześciu tygodniach leniuchowania był potwor
nie znudzony brakiem pracy, przyjąłem go więc z powro-
tern za połowę poprzedniej pensji. Mirando, proszę,
wyjdz za mnie!
W tej samej chwili na sąsiedniej ulicy włączył się alarm
samochodowy. Przestraszony tym dzwiękiem koń nie
oczekiwanie wpadł do domu, zwalając wszystkich - Fran
ta, Randy i Eliego - z nóg.
,, - Ty głupi zwierzaku - mruknął Frank, gdy ogier
zaczął obwąchiwać mu kieszenie w poszukiwaniu jabłek.
- Któremu z was przyszedł do głowy pomysł z ko
niem?
- Mnie - odpowiedzieli jednocześnie i w tym momen
cie Randy zdała sobie sprawę, kogo cały czas przypominał
jej Frank- Eliego. Gdy sobie to uświadomiła, nie miała już
Wątpliwości, co powinna zrobić.
- Tak! - zawołała, obejmując go za szyję. - Tak, wyjdę
za ciebie.
Eli objÄ…Å‚ ich oboje.
- A więc dostałem najlepszy możliwy prezent na
Gwiazdkę i moje urodziny - oznajmił. -I w gruncie rze-
czy wolę iść do Cambridge niż do Princeton.
Ale Randy i Frank nie dosłyszeli jego słów, bo znowu
namiętnie się całowali.
Uśmiechając się radośnie, Eli wyplątał się z ich uścisku
pobiegł do swojego pokoju, aby zadzwonić do Chelsea
. oznajmić jej dobrą nowinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]