[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłeś gotów mnie zabić, żeby tylko ją zdobyć.
Reijo zaśmiał się ironicznie, ale w jego śmiechu nie słychać było radości.
Karl wciąż milczał.
- Zapewniałeś też, że jesteś gotów dla niej umrzeć! Umierać jest łatwo - mówił dalej
Reijo. - Podobno to przynosi honor i sławę! O wiele trudniej jednak stawić czoło urągliwym
szyderstwom i plotkom. Poddać swą miłość próbie. Kochać mogą tylko żywi, Karl. Martwi nie
kochają...
Przerwał na chwilę, a potem podjął na nowo tym samym ostrym tonem:
- Chciałeś jej dać gwiazdkę z nieba, prawda, Karl? Piękne suknie i nie wiem co jeszcze.
Chciałeś, żeby wszyscy zobaczyli, jaki z ciebie wielki pan. Chciałeś pokazać im, jakie szczęście
spotkało Raiję, że mogła poślubić Karla Elvejorda... Tak, Raija miała dostać wszystko, o czym
zamarzy...
Zawiesił głos, a ponieważ Karl nadal nie reagował, chwycił go za ramiona i mocno nim
potrząsnął. Oczy zapłonęły mu zielonkawym blaskiem. Przebił się przez mrok i spojrzał wprost
w błękitne oczy Karla.
- Na razie ani ty, ani ja nie znalezliśmy bogactwa. Ty jednak masz teraz szansę
ofiarować Raiji coś cenniejszego niż całe złoto świata. Ludzie może nie będą patrzeć na ciebie z
podziwem i zachwycać się, jakim to jesteś mężczyzną, ale czy to ważne? Spójrz prawdzie w
oczy! Raija nie marzy o pięknych sukniach. Jeśli naprawdę ją kochasz, zachowaj się jak dorosły
mężczyzna i uznaj to dziecko za swoje! Nie odtrącaj jej, nie zasłużyła na to! Nic nie mogła na
to poradzić... tak samo jak ty nic nie poradzisz na to, że ją pokochałeś... - Reijo uśmiechnął się
smutno i dodał: - Ja także nic na to nie poradzę, że ciągle tyle dla mnie znaczy.
- Ty oczywiście na moim miejscu tak właśnie byś postąpił? - Karl popatrzył
wyzywająco na przyjaciela.
- A żebyś wiedział! - odrzekł Reijo bez namysłu i zaraz dodał: - Jeśli ty ją zawiedziesz,
Karl, to bądz pewien, że ja tego nie uczynię. Powiem wszystkim, którzy zechcą posłuchać, że to
moje dziecko.
- Nie zrobisz tego! Reijo tylko uśmiechnął się na te słowa, a Karl zrozumiał nagle, że
dotąd nie miał nawet pojęcia, jak szlachetnym człowiekiem jest jego przyjaciel.
- Chcesz się przekonać? - zapytał cicho Reijo. - Myślisz, że bałbym się narazić na
szwank naszą przyjazń? A może kocham Raiję tak bardzo, że dla niej gotów jestem poświęcić
nawet przyjazń z tobą? Może to właśnie z miłości do niej pozwoliłem, by została twoją żoną, bo
wydawało mi się, że z nas dwóch ty możesz jej więcej ofiarować? Mogłem próbować ją
zdobyć, ale nie zrobiłem tego. Nie mów mi, Karl, że moja ofiara była daremna! Nie mów, że się
tak co do ciebie pomyliłem!
- Nie potrafię - jęknął Karl zgnębiony. - Nie potrafię! Wiedzieć, że to jego dziecko... że
Raija cały czas myśli o nim...
Reijo położył mu dłoń na ramieniu i powiedział spokojnie:
- Przecież wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że nie kocha żadnego z nas, dlatego z takim
zapałem o nią walczyliśmy. Mieliśmy równe szanse, Karl... I obaj byliśmy tego świadomi.
- Teraz to zrozumiałem, ale on... Jak to możliwe, że tyle dla niej znaczy... Nie pojmuję...
- Aączy ich miłość silniejsza niż moja i twoja razem wzięte. Czy nie rozumiesz, że inni
też potrafią mocno kochać? %7łe ona także jest zdolna do wielkiego uczucia?
Karl otarł dłonią twarz. Słowa przyjaciela wcale go nie pocieszyły. Bronił Raiji z takim
przekonaniem. Reijo nadal ją kochał, nic się nie zmieniło. Ale to przecież on, Karl, był jej
mężem!
- Jaki on jest? - zapytał. - Rozmawiałeś z nim. Jaki jest? Reijo ukucnął i oparł się o
ścianę szopy. W jaki sposób ma powiedzieć najlepszemu przyjacielowi, że mężczyzna, który
spłodził dziecko z jego żoną, jest wspaniałym człowiekiem? myślał z ciężkim sercem.
- Spodobał mi się. Myśl sobie, co chcesz, ale polubiłem go. A jego uczucia do Raiji były
piękne i prawdziwe. Kochał ją równie mocno jak ty...
- A więc wiedziałeś o wszystkim? - Karl odwrócił się gwałtownie do Reijo, a na jego
twarzy malowało się bolesne niedowierzanie. - Też mi przyjaciel! Wygląda na to, że wszyscy,
którym ufałem, oszukali mnie.
- Posłuchaj, Karl... - Reijo pociągnął przyjaciela, żeby przykucnął obok. - To, co
zdarzyło się między Raiją i Mikkalem, stało się bez niczyjego błogosławieństwa. Nie
wiedziałem o tym, co zaszło, ale nie sposób było nie dostrzec, że coś ich łączy. Coś więcej niż
przyjazń. Rozstali się, ponieważ uznali, że tak będzie najlepiej. I Raija wyszła za ciebie. Od tej
pory nie uczyniła niczego, co mógłbyś poczytać jej za zdradę. Zachowywała się tak, jak
przystało na dobrą żonę...
- Poza tym, że urodziła dziecko tamtego mężczyzny - uśmiechnął się pogardliwie Karl.
- A może miała pozbyć się tego dziecka? Są przecież sposoby, no wiesz...
- Przenigdy! Raija nie jest z tych... - przeraził się Karl.
- Nie rozumiem cię! - Reijo uśmiechnął się cierpko. - Uważasz, że nie powinna
pozbywać się dziecka, ale równocześnie nie powinna go urodzić. Doprawdy, trudno ci do-
godzić.
- Wiesz, o co mi chodzi!
- To zależy, jaki z ciebie mężczyzna! - Reijo podparł brodę. - Czy stać cię na taki gest,
na jaki on się zdobył...
- Nie kręć! Jaki gest? O co ci chodzi? Reijo wzruszył ramionami.
- Pozwolił jej odejść. Musiało go to wiele kosztować. Dużo więcej niż ciebie
kosztowałoby uznanie tego maleństwa za swoje. Wbrew pozorom masz więcej niż on. - Tak?
- Pewnie nigdy nie przyszło ci do głowy - ciągnął Reijo - jak wielu marzy, by znalezć
się na twoim miejscu. To ty masz wszystko, czego Mikkal i ja pragnęliśmy najbardziej! Czego
kiedykolwiek moglibyśmy zapragnąć...
- Wcale nie - wydusił Karl przez zaciśnięte zęby. - Raija o nim myśli, urodziła jego
dziecko!
- Jesteś jej mężem. - Słowa Reijo, choć kryło się w nich cierpienie, zabrzmiały nad
wyraz miękko. - Nie sądzisz, że on ci zazdrości? A dziecko jest twoje, nigdy nie pozna innego
ojca. Nawet się nie dowie, że ma innego ojca, Karl. Raija już cię więcej nie zdradzi. Teraz
wszystko zależy od ciebie, albo ją odtrącisz, albo zostaniesz najszczęśliwszym mężczyzną w
całej Ruiji.
Karl poczuł się żałośnie. W porównaniu z przyjacielem wydał się sam sobie
niedojrzałym szczeniakiem. Reijo był jego rówieśnikiem, a mówił o trudnych sprawach z taką
pewnością. Jego sytuacja przerosła. Może gdyby chodziło o kogoś innego, radziłby to samo.
Wybaczyć. Aatwo powiedzieć! Karl nie był pewien, czy okaże się na tyle dojrzały, by sprostać
wyzwaniu.
- Ty powinieneś zostać jej mężem, Reijo...
- Prawda - potwierdził przyjaciel, usiłując zdobyć się na żartobliwy ton.
%7ładen z nich się jednak nie roześmiał.
- Strasznie jest być tym drugim i przez cały czas mieć świadomość, że się jest
porównywanym do kogoś, komu nie dorasta się do pięt.
- Raiji nigdy nie przyszłoby do głowy, by was ze sobą porównywać - zaprotestował
Reijo. - A ty, Karl, wcale nie przestałeś jej kochać. Nie potrafisz kłamać!
Karl zwiesił głowę i wyglądał, jakby przybyło mu lat.
- Masz rację - rzekł w końcu. - Nadal ją kocham.
Kiedy Karl wrócił do chaty, zastał tam jeszcze rodziców. Matka, obrzuciwszy go
spojrzeniem, którego nie potrafił zrozumieć, rzekła:
- Musisz zachować się jak dorosły mężczyzna, Karl. Sytuacja Raiji i tak już jest dość
skomplikowana.
Karl przełknął ślinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]