[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wie o programie nauczania, w którym zamierzała uczestniczyć. Nie omieszkała
napomknąć, jak bardzo czuła się zagubiona wśród studentów noszących teczki i
laptopy oraz słuchających muzyki płynącej z iPodów. Nie pomogły jej nawet dżinsy
i trampki, które notabene okazały się nie takie jak trzeba.
I chociaż uczelnia nie oferowała dokładnie takich zajęć, jakie ją interesowały,
zyskała nowego przyjaciela. Wymienili się numerami telefonów i zaczęli do siebie
wydzwaniać. Rose nie była pewna, czy zrodzi się z tego jakieś uczucie, ale
zamierzała się o tym przekonać.
50
S
R
Wieczór zakończył się sukcesem. Przedstawienie było udane, a kolacja bardzo
romantyczna. Podczas wieczoru omówili różne sprawy. Rose wspomniała nawet o
Gabrielu. Oczywiście nie zdradziła się ze swoim uczuciami do niego, ale
opowiadała, jakim jest człowiekiem, i jak się z nim pracuje, nie omieszkując
wspomnieć o irytujących i nieprzewidywalnych zmianach nastroju szefa. Potem Joe
zaczął opowiadać o sobie i nim się spostrzegła, wybiła północ i przyjechała
taksówka.
- Chyba nadszedł czas, żebym zapytał, czy zaryzykujesz spotkanie ze mną raz
jeszcze - odezwał się, po czym pocałował ją w czoło.
Doskonałe zakończenie wieczoru - pomyślała Rose. %7ładnego nalegania na
seks, żadnego pośpiechu. Poza tym musiała przyznać, że był naprawdę przystojny.
Blondyn o niebieskich oczach, które mrużył, kiedy się uśmiechał, a robił to bardzo
często.
- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie. - Rose uśmiechnęła się do niego. -
Cudownie się bawiłam.
- Nie powiedziałaś mi w końcu, który wybrałaś college.
- Nie chciałam cię zanudzać.
- Nic podobnego. Nie zapominaj, że jestem wykładowcą. Lubię wiedzieć, co
interesuje studentów. - Otworzył dla niej drzwi taksówki. - W takim razie
koniecznie musimy umówić się ponownie. Zadzwonię w poniedziałek. Czy ten twój
nieokrzesany szef pozwala ci korzystać z telefonu w biurze, czy może mam
zadzwonić na komórkę?
- Zdecydowanie na komórkę - rzuciła Rose pośpiesznie, kiedy nagle obraz
Gabriela mignął jej w pamięci.
- Inaczej przywiąże cię do komputera i każe napisać tysiąc razy: Nie będę
postępować wbrew zasadom firmy" - zaśmiał się ironicznie.
- Ależ nie mów tak. Gabriel jest sprawiedliwy. - Chociaż sama na niego
narzekała, rozgniewała ją krytyka Joego. - Nigdy by nie...
51
S
R
- %7łartowałem, Rose - przerwał jej łagodnie. - A teraz wsiadaj, Kopciuszku,
zanim taksówka odjedzie bez ciebie.
Tak jak obiecał, zadzwonił. Rose zdążyła się już przekonać, że można było na
nim polegać. Był przyzwoitym człowiekiem. Manipulowanie kobietami nie leżało w
jego naturze, podobnie jak kupowanie drogich prezentów, czy szastanie pieniędzmi.
W poniedziałek Joe wysłał jej kilka SMS-ów, które bardzo ją rozbawiły. Cała w
skowronkach weszła do gabinetu Gabriela. Siedział za biurkiem z podwiniętymi
rękawami, bez krawata i z ponurą miną. Rose obiecała sobie, że nie pozwoli, żeby
popsuł jej humor.
- Cieszę się, że chociaż jedno z nas miało udany weekend.
- Dzień dobry, Gabrielu. - Usiadła naprzeciwko niego i położyła laptopa na
kolanach. - Jeśli chcesz, mogę przejrzeć e-maile z piątku. Nie zapomnij o dwóch
paniach, z którymi spotykasz się dzisiaj po południu. Po obu wiele się spodziewam.
- Przełóż to.
- Co takiego? Dlaczego?
- Bo budowa jednego z naszych hoteli na Karaibach bardzo się opóznia z
powodu przerwania dostaw materiałów budowlanych. Musimy się tym zająć i
wyprowadzić sprawy na prostą do końca tygodnia, a najlepiej do końca dnia.
- Skąd nagle taki pośpiech?
Rose doskonale wiedziała, który projekt miał na myśli. Od początku były z
nim problemy. Wyspa, na której stawiano obiekt, była bardzo mała, a dostęp do niej
- utrudniony. Dostarczenie surowców na miejsce było prawie niemożliwe. I chociaż
budowa kosztowała majątek, Rose zorientowała się, że miała dla Gabriela
szczególne znaczenie. Początkowo planował postawić ogromny hotel, ale
ostatecznie zdecydował się na willę z kilkunastoma sypialniami i widokiem na
Atlantyk. Uznał, że będzie wynajmował ją firmom na imprezy albo spragnionym
odpoczynku bogaczom.
52
S
R
- Krążą plotki o zbliżającym się huraganie. Podobno kieruje się na Florydę, ale
istnieje szansa, że zmieni kurs, a wtedy skutki mogą okazać się katastrofalne.
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Zwietnie. A w międzyczasie zarezerwuj dla mnie bilet na samolot.
Zamierzam polecieć tam jutro rano albo dzisiaj, jeśli istnieje taka możliwość.
- Wybierasz się na wyspę, której zagraża huragan? - Spojrzała na niego
zdumiona. Czuła, jak krew odpływa jej z twarzy. - Gdzie się zatrzymasz? Oboje
dobrze wiemy, że nie ma tam żadnych hoteli.
- Zawsze mogę przenocować na plaży. - Wstał i zaczął krążyć po biurze.
Przecież w obliczu takiego żywiołu będzie bezbronny jak niemowlę. - Rose
zaczęła wyobrażać sobie najgorsze scenariusze. Dobrze, że nie potrafił czytać w jej
myślach. Inaczej musiałaby wyjaśnić mu, czemu ogarnął ją taki lęk.
- Obudz się, Rose! - krzyknął, pochylając się nad nią, a jego twarz wyrażała
złość.
- Przepraszam.
- Nie ma z ciebie pożytku, kiedy oddajesz się tym swoim rozmyślaniom -
warknął. Dziewczyna nie miała pojęcia, do czego zmierzał. - Jesteś w pracy.
Miłostki zostawiaj w sypialni!
Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale uznała, że to nie najlepszy pomysł.
- Masz rację - przyznała, czym zasłużyła sobie na jeszcze grozniejsze
spojrzenie Gabriela.
- Odwołaj wszystkie spotkania zaplanowane na ten tydzień. Nie zamierzam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]