[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie strząsnąć. Mariusz doskoczył i zasypał go od przodu gradem uderzeń.
Sumo miotnął mną o ścianę. Poczułem, jak mur ustępuje pod plecami i wpadamy
razem do jakiegoś pokoju. Puściłem go w ostatniej chwili, ratując ręce przed
połamaniem. Mimo to znalazłem się pod spodem, gdy upadł plecami na podłogę. śebra
zatrzeszczały mi, ale wytrzymały, choć poczułem wyraznie wszystkie stare, zaleczone
złamania...
Sumo poderwał się momentalnie i porwawszy jeden z wyłamanych pustaków, cisnął w
głąb korytarza. Policjant odpalił w niego kolejną antyterrorystyczną petardę. Poprzednio
byłem z tyłu i zaciskałem uszy. Teraz przekonałem się, jaki efekt daje taka zabawka w
ciasnym pomieszczeniu. Ogłuchłem i oślepłem. Wizg całkowicie mnie zdezorientował,
odebrał wszelką zdolność myślenia. Sumo te\ sflaczał, skulił się w kącie, zaciskając uszy
dłońmi. A potem jednak runął do przodu, wywalając barkiem kolejny kawał ściany.
Sadząc po odgłosach, przebiegł po le\ącym policjancie. Trzasnęły drzwi. Zaraz te\
rozległy się dzwięki kilku uderzeń.
- Podwójne kajdanki - krzyknął ktoś.
Mieli go! Wyszedłem przez wyłom do przedpokoju. Pomogłem Mariuszowi dzwignąć
się na nogi. Wyglądał nieszczególnie. Sumo le\ał za drzwiami. Ręce wykręcone na plecy
miał skute stalowymi obrączkami.
- Trzysta tysięcy woltów - pochwalił się jeden z policjantów, pokazując profesjonalny
pora\acz. - Ale przewrócił się dopiero po trzecim razie.
Spojrzałem na powalonego wroga.
- Do diaska - powiedziałem masując obolały łokieć. - Zaczynam się cieszyć, \e nie
82
wszystkie dzieci piją tyle mleka co on.
Przeciwnik odwrócił się na wznak. Widać było, \e odzyskuje ju\ władzę nad ciałem.
- Ale te\ niezle oberwaliście - powiedział z satysfakcją.
A potem nieoczekiwanie wykonał akrobatyczny wymyk i stanął na równe nogi.
Potworny kopniak trafił policjanta z pora\aczem w \ołądek. Biedak wpadł przez otwarte
drzwi do wnętrza domu. Olbrzym szarpnął potę\nie rękami. Kajdanki nie puściły.
Szarpnął raz jeszcze i stalowy łańcuch pękł.
Gigant zawył triumfalnie. Mariusz zwiał. Nie nale\y go winić, ja te\ zmykałem gdzie
pieprz rośnie. Ocknąłem się koło warsztatu. Policjant, który ubezpieczał dom od drugiej
strony nadbiegł z pistoletem w ręce.
- Stój, bydlaku! -wrzasnął, odbezpieczając broń. - Policja, będę strzelał!
Wróg tylko strzepnął dłonią i gliniarz osunął się na ziemię z wielkim guzem miedzy
oczami. Po chwili spostrzegłem, jak trzej braciszkowie pakują się do cię\arówki stara.
Ryknął silnik i zniknęli w ciemnościach. Uderzony kamieniem w głowę odzyskał
przytomność i szybko doszedł do siebie. Dokonaliśmy przeglądu sił. Wszyscy byli w
zasadzie cali i zdrowi, choć tylko jeden policjant, ten piąty, który złapał Młodego
pilnując drugiej strony domu, wyszedł bez szwanku. Ale i on na widok szar\ującego
olbrzyma po prostu uciekł.
Poszliśmy po radiowóz i podjechaliśmy nim na podwórze. Nadali komunikat o
ucieczce podejrzanych. Pan Tomasz wyglądał na nieco zdegustowanego brakiem
efektów, ale nic nie powiedział.
- Co robimy? - zapytałem.
- Wy czterej ruszcie w pościg. Na szosach są ju\ blokady; niewykluczone, \e się na
nich natkniecie. A my trzej przeszukamy dom - zadecydował Mariusz.
Podporządkowali się bez szemrania. Mariusz z zawodowym doświadczeniem
rewidował po kolei wszystkie pomieszczenia. Zaglądał do szuflad, za meble... Trud się
opłacił. Niebawem znalazł w puszce po herbacie stosik złotych precjozów. Pierścionki,
broszki, kolczyki...
- Mo\e pan to oszacować? - zwrócił się do pana Tomasza.
Szef zasiadł przy kuchennym stole i po kolei badał przedmioty. - W załamaniach są
drobinki gliny lub nalot z wapienia - powiedział. - Prawdopodobnie wygrzebali to w
grocie, gdzie był cmentarz... I wszystkie te przedmioty to osiemnastowieczna robota...
- A właśnie - przypomniałem sobie. - Jaskinia, w której pan był uwięziony... Gdzie
jest?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]