[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ziewicz. Może nie byli to w komplecie ludzie ze spiżu. Ale mieli wielką wiedzę,
znajomość języków, erudycję, a niektórzy  tak jak Małcużyński  kartę stałego
wstępu do europejskich elit towarzyskich. Jasne, że wśród nich i obok nich byli
współpracownicy służb oraz partyjni funkcjonariusze, ale tych kilku wspomnia-
nych wyżej dziennikarzy TVP potrafiło mnie i bardzo wielu innych zafascynować
dziennikarstwem, obudzić w nas zainteresowanie polityką światową i marzenia
o tym, by kiedyś się nią zająć. Przez litość dla współczesnych nie będę porówny-
wał personalnie tamtej przeszłości z terazniejszością.
Jeśli program naukowy, to słynni Kurek i Kamiński, jeśli sport, to charyzma-
tyczni Hopfer i Ciszewski, jeśli rozrywka, to Wasowski i Przybora, jeśli wido-
wiska, to Walter i Marzyński. Do wyboru, do koloru. Jak w zestawieniu z tym,
co pokazywano w PRL-owskiej TVP, wygląda dzisiejsza jarmarczno-biesiadna
rzeczywistość? Nawet słowo  gala pożeniono z boksem. Kiedyś znana pani z te-
lewizji prowadziła program XYZ. Dziś prowadzi Bezludną wyspę. Niestety, są na
niej telewizory. Znak czasu.
Na kim mają się wzorować, oglądając TVP, dorastający dziś młodzi ludzie,
skoro tandeta jest wszechobecna? Przecież płacimy abonament właśnie po to, by
nie oglądać w niej ogłupiających ludzi reality shows. Płacimy za to, by oglą-
dać rzeczy, które nigdy nie schodzą poniżej pewnego estetycznego standardu.
A w TVP z tymi estetycznymi standardami jest niemal taki kłopot jak z etycz-
nymi. Zamiast wyrafinowanych argumentów  cepy, zamiast oryginalności 
banał. Wszystko sprowadzone do taniej anegdoty. Jak Papież, to nieustannie kre-
mówki, jak Europa i Unia Europejska, to wtłaczany na okrągło do głowy Beetho-
ven. Jak akcja charytatywna, to wrzask i  róbta, co chceta . Jak muzyka, to Sopot
albo Enrique z playbacku. Zęby bolą. Kwintesencją tego był prezes Kwiatkowski
wręczający Papieżowi nagrodę  dla największej gwiazdy TVP . Najwidoczniej
pretensjonalność, brak gustu, brak taktu i brak wyczucia sąsiadują z nadzwyczaj-
nym  wyczuciem politycznym .
To wszystko dałoby się szybko zmienić. Są ludzie, którzy potrafią to zrobić.
Bardzo wielu z nich chodzi nawet po korytarzach na Woronicza. Tylko tak trochę
pod ścianami chodzą.
115
KTO JEST WINNY?
Politruków jest w TVP tylu, że ten i ów nie ma problemów z rozgrzeszeniem
się. Robię, co mi każą, bo jakbym przestał robić, co mi każą, to w ogóle prze-
stałbym robić. Takie rozumowanie pomnożone przez iks gwarantuje, że wszyst-
ko tonie w cynizmie, w strachu, w dyspozycyjności. Lepiej nie dawać sobie tak
łatwo rozgrzeszenia. Bo być dziennikarzem telewizji publicznej, być dziennika-
rzem w ogóle, to zobowiązanie. Trzeba się zdecydować, kto jest naszym panem.
Miliony bezimiennych ludzi, którzy może czasem wyrażą nam podziękowanie za
pracę, a może i nie, czy ludzie, którzy chcą w mediach załatwić jakieś interesy,
takie, owakie, w każdym razie swoje? To jest decyzja fundamentalna. Wszystko
inne jest jej konsekwencją. Czy jesteśmy wierni ludziom i zasadom, czy politycz-
nym dysponentom? Albo  albo. Czy mówimy prawdę i tylko prawdę? A może
prawdę i nie tylko prawdę. Czy służymy pluralizmowi politycznemu, czy polity-
kom jednej partii? Czy służymy informowaniu ludzi o tym, co się dzieje w go-
spodarce, czy służymy oligarsze, który część tej gospodarki próbuje ustawić pod
siebie? Niezależność nie jest czymś, co dostaje się w prezencie. Jest czymś, co
trzeba codziennie zdobywać. I czasem to zdobywanie jest bolesne. Ale bez owej
niezależności dziennikarstwo nie ma sensu.
To zdobywanie niezależności i jej obrona bywały bolesne nawet w Ameryce,
gdzie jej gwarancje są mocne i dawne. Gdy w 1972 roku dziennik  Washington
Post wyciągnął na światło dzienne aferę Watergate i przez kilkadziesiąt miesię-
cy ją pilotował, prezydent Richard Nixon i jego ludzie chcieli gazetę zabić. Do-
słownie. Próbowali ją zdemolować ekonomicznie, odbierając jej należące do niej
stacje telewizyjne. Bankructwo było wtedy dla gazety całkiem realną perspekty-
wą. Ale jej szefowie nie ugięli się. Postawili na swoim, a reporterom pozwolili
robić swoje. Opłaciło się. Dziś rozgryzanie Watergate uchodzi za symbol zaan-
gażowanego śledczego dziennikarstwa, a postawa wydawców  Washington Post
jest uznawana za wzór do naśladowania. Gdy w 1971 roku  Washington Post
i  New York Times chciały opublikować dokumenty pokazujące, jak doszło do
amerykańskiego zaangażowania w Wietnamie, tak zwane Pentagon Papers, Biały
Dom i ministerstwo obrony chciały wstrzymać publikację. Oba dzienniki i tym
razem się nie ugięły. Rząd zwrócił się więc w akcie desperacji do sądu. A wierny
zasadom wolności słowa Sąd Najwyższy stanął po stronie gazet.
Jasne, łatwiej w Ameryce niż w Polsce, łatwiej dziennikom  Washington Post
i  New York Times niż  Głosowi Pabianic . Ale idzie o zasady. Jeśli zostaną
złamane, nie będzie żadnych standardów, żadnych reguł. Najważniejszą monetą
jest w mediach i w dziennikarstwie wiarygodność. Można mieć zresztą i wiary-
godność, i zysk, bo gdyby było inaczej, nie moglibyśmy czytać ani  Washington
Post , ani  New York Timesa . W punkcie wyjścia trzeba jednak pamiętać, że
psim obowiązkiem mediów i nas, dziennikarzy, jest służba ludziom, społeczeń-
116
stwu oraz kontrolowanie rządzących i stałe patrzenie im na ręce, a nie słuchanie
poleceń władzy. Tu nie ma żadnych odcieni. Albo biel, albo czerń. Trzeba wal-
czyć. Jak? Powtarzam bez końca: trzeba umieć robić rzeczy niepopularne, trzeba
umieć pójść pod prąd i jeśli nie ma innego wyjścia, wejść w zwarcie. Czasem
trzeba umieć histeryzować  nie reagują na argumenty, to może zareagują na
krzyk? Trzeba umieć stawiać na swoim i nie martwić się, że przylepią nam etykiet-
kę  konfliktowy . Niech Bóg nas broni przed niekonfliktowymi dziennikarzami.
Trzeba walczyć nawet o detale dziś, by nie być bez szans na zwycięstwo w walce
o większą stawkę jutro; trzeba umieć stracić pracę dziś, by zyskać ją jutro; trzeba
pamiętać, że ma się tylko jedną twarz i tylko jedno nazwisko i że twarz i nazwisko
traci się tylko raz; trzeba pamiętać, że wolność słowa jest wielkim przywilejem,
który mamy, choć większość z nas ma go dzięki ofiarom i poświęceniu innych.
Musimy na ten przywilej zasłużyć.
CO ROBI?
Polska demokracja jest tak chora między innymi dlatego, że media publicz-
ne w Polsce wyglądają tak, jak wyglądają. Stan mediów to skutek problemów
demokracji. Ale ów stan jest też powodem pogłębiania tych problemów. Każda
demokracja, a młoda demokracja przede wszystkim, potrzebuje jak najszerszej
przestrzeni na debatę publiczną. W takiej debacie nie może zabraknąć żadnego
ważnego głosu. %7ładne ważne stanowisko nie może być zepchnięte na margines. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \