[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sznurówki.
- Jeszcze nie ma sezonu, więc prawdopodobnie ma jakiś wolny pokój.
- Może skorzystasz, rycerzu Tomaszu, z naszego powozu? - zaproponowałam.
- %7łycie mi miłe, drogie damy. Pozwolicie, że odejdę, bo mi rumak publiczny
ucieknie z przystanku.
Powtórnie ukłonił się i pobiegł przed siebie. Zrobiło mi się przykro, bo nie
przedstawiłyśmy się z Moniką.
Trzeci dom za sklepem był dobrze utrzymanym gospodarstwem agroturystycznym,
ale nie sztucznie nadążającym za trendami mody, lecz prawdziwie wiejską ostoją. Na
66
posesji znajdował się ogródek z grządkami marchewki, pietruszki i kopru, stajnia kryta
strzechą chyba bardziej z powodów ozdobnych niż praktycznych, stodoła i kurnik.
Ciotka Tomka usłyszawszy warkot silnika, wyjrzała zza firanki, zaraz potem wyszła
na powitanie. Wycierając ręce w kuchenną ścierkę, zdążyła wydobyć od nas, skąd
jesteśmy i od kogo miałyśmy informację o tym, że wynajmuje pokoje. Była krępej
budowy ciała i na musztardową sukienkę nosiła fartuch w białe kropki. Miała silne ręce
i mocno przybrązowioną słońcem skórę.
- Panienki rozpakują się, a ja przygotuję im coś na kolację - powiedziała. - Swojski
twarożek ze szczypiorem może być? U nas luksusów nie ma, ale za to zdrowo jak
nigdzie indziej. Mieszczuchy pooddychać czystym powietrzem przyjeżdżają... - gadała
jak nakręcona. Zanim na dobre rozlokowałyśmy się w miejscu noclegu, Monika
wybrała się do wsi po zakupy.
Uparcie twierdziła, że tuż za rogiem widziała otwarty o tej porze sklep. Kolacja
kolacją, ale dobrze byłoby mieć zapas łakoci.
Obrotna gospodyni zdążyła w międzyczasie oblec pościel. Gdy wyszła, pozwoliłam
sobie na okropne niechlujstwo i w ubraniu wyciągnęłam się na wykrochmalonej
kołdrze. Prawie zapadłam w sen. Jednak emocje minionego dnia nie pozwoliły mi na
odpoczynek.
W oczekiwaniu na Monikę, postanowiłam wykorzystać czas na telefon do stryja.
- Zamordowany? - oczami wyobrazni widziałam, jak stryj poluzowuje krawat i
rozpina guzik kołnierzyka.
- Medal przepadł - dodałam.
- No cóż. Sprawa się skomplikowała. Naprawdę nie wiem. co o tym myśleć.
- Uważam, że ten medal i śmierć Zimocha mają ze sobą związek, choć policja na ten
trop nie trafiła. Natomiast udało mi się dowiedzieć, że nasi stróże prawa mają
informację o tym, że w przeddzień zabójstwa w antykwariacie pojawiła się elegancka
blondynka. Są na tropie twojej znajomej, stryju.
- Zośka, co ty wygadujesz?! - przerwał mi stanowczo. - Joanna Głowicka jest
szatynką. Policja jest na właściwym tropie.
Zerknęłam przez okno. Monika wracała z zakupów, targając reklamówkę jedzenia.
- Co mam robić? - zapytałam.
- Zostań na miejscu i obserwuj rozwój wydarzeń. Pokręć się w pobliżu antykwariatu
i domu tej Zimoch, rozpytaj o nią ludzi. Pamiętaj, szukasz medalu, nie zabójcy.
Zbuntowałam się:
- Przecież zabójca może być także ewentualnym złodziejem medalu!
- Błagam cię, nie wpakuj się w kłopoty - jęknął stryj. - Dobranoc.
Rozłączyłam się.
- Alicja kłamała - zza moich pleców odezwała się Monika. Weszła tak cicho, że nie
usłyszałam jej. - Kiedy pobiegła na piętro, dokładnie obejrzałam sobie salon. Na pewno
zauważyłaś, duże biurko...
Wzięłam od Moniki reklamówkę i zaczęłam wyjmować z niej wafelki, batony i
mleczne desery.
- Chodzi ci o to biurko, na które Alicja rzuciła szlafrok? - dociekałam.
67
- A wiesz, że nie zrobiła tego przypadkowo? - spauzowała. - Pod szlafrokiem leżał
odlew medalu. - Na domiar złego, wyglądało na to, że w najbliższym czasie Alicja ma
zamiar zmienić miejsce zamieszkania. Te torby i walizki...
- Jakie torby? - przerwałam. - Nie widziałam toreb!
- Nieważne. W każdym razie Alicja nie zagrzeje tam długo miejsca.
Wzięłam do ręki brzoskwiniowy jogurt. Wypiłam go duszkiem. Momentalnie zrobiło
mi się niedobrze, więc otworzyłam okno. Zimne powietrze przyniosło ulgę.
- Jaką mamy gwarancję, że widziałaś odlew właściwego medalu? Nie wiesz, jak
wygląda oryginał.
Złapałam drugi jogurt, ale Monika wyjęła mi go z ręki.
- Zaraz zjemy kolację - przypomniała. - A jeśli chodzi o medal, to profesor Kraniec
pokazał nam taką dziwną odbitkę tego medalu. Podobno zrobił ją, zanim medal
skradziono twojemu stryjowi. Cały uniwerek huczał od plotek na ten temat.
Zeszłyśmy na podwórko. Na wsi panowała cisza inna niż ta spowijająca nocą miasto.
I przecinał ją dzwięk przebudzonych po zimie świerszczy.
Zanim zapukałyśmy do drugiej części domu, gdzie mieszkali gospodarze, Monika
zatrzymała mnie.
- Co na naszym miejscu zrobiłby Pan Samochodzik?
- Trudno to przewidzieć - przyznałam. - Ale my nie mamy wielkiego wyboru.
Bierzemy torbę z prowiantem i jedziemy pod dom Alicji. Jeśli zrobiła odcisk medalu
po to, by zachować go przynajmniej w postaci kopii, to znaczy, że coś kombinuje.
Może medalu nikt nie ukradł, a ona wykorzystuje śmierć ojca do ciemnych interesów.
- Nie zapędziłyśmy się w oskarżeniach? A jeżeli prawdziwa wersja jest taka, że
zrobiła odlew medalu, bo różne zabawy w gipsie są jej pasją?
Bez zastanowienia odpaliłam:
- Gdyby była uczciwa, pokazałaby nam przynajmniej odlew!
Przerwała nam ciotka Tomka. W kuchni czekała już na nas gorąca herbata z cytryną,
chleb i ser ze szczypiorkiem i śmietaną.
- Pyszny chleb - zachwyciłam się. - Złota skórka, zwarty miąższ i lekko kwaskowy
posmak.
Uśmiech gospodyni wydawał się nieograniczony. Energicznym ruchem włożyła
ścierkę za pasek fartucha i zasiadła do stołu. Nie jadła, ale nalała sobie herbaty do
kubka.
- Jestem na diecie - wyjaśniła dosypując do naparu trzy łyżeczki cukru. - A chleb
domowy, to i dobry - rzekła.
- Wypieka pani pieczywo? - zainteresowałam się.
- Przepis mam jeszcze po matce. Wiele z tutejszych domów miało piece chlebowe,
kiedy ludzie przeprowadzili się tu po wojnie. Z czasem większość osób zlikwidowała
je, a ja kazałam mojemu chłopu zostawić. Mówiłam, że jak przyjdzie klęska głodu, to
będzie jak znalazł. Głodu, odpukać, nie mamy, ale taki domowy chleb cenniejszy niż
złoto. Zawsze wypiekam więcej, to nawet z Kłodzka przyjeżdżają, żeby jeszcze ciepły
kupić.
Posmarowałam masłem następną pajdę. Monika również jadła ze smakiem. Wtem
gospodyni podbiegła do okna zza którego rozległ się głośny stukot.
Uchyliła drzwi i zawołała:
68
- Dajże chłopie, spokój o tej godzinie! Jutro porąbiesz te pniaki! - wrzeszczała -
Letniczki mamy ciszę trza zachować i zapewnić paniom odpoczynek!
Zatrzasnęła drzwi, aż szyby zadrżały w ramach.
- Chłopy to żadnej wyobrazni nie mają! Jak sobie taki co uplanuje, to choćby się
waliło i paliło, nie zrezygnuje.
Roześmiałyśmy się.
- U państwa to tak cicho i spokojnie, że aż chce się tu trochę pomieszkać. Nie to, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]