[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taksówkę.
Wyciągnęła rękę i pomógł jej wstać. Nagle, bez ostrze-
żenia, pocałowała go w policzek.
 Dziękuję za miły dzień.
 Nie ma sprawy  odparł, odsuwając się.
 Scusi  powiedziała, prychając ze zniecierpliwie-
niem.  Przepraszam, ale nie rozumiem. Czy zrobiłam coś
złego?
Uśmiechnął się.
 Tak się mówi, to znaczy, że nie zrobiłem nic
wielkiego. Nie przejmuj się tym.
58 Debbi Rawlins
 Ale to nieprawda.  Objęła go w pasie i spojrzała
prosto w oczy.  Podarowałeś mi wspaniały dzień.
 Tak, dobrze, cieszę się, że ci się podobało.  Próbował
wyśliznąć się z jej rąk.  Uważam, że nie powinnaś tego
robić.
Trzymała mocno.
 Dlaczego? Bo przez ciebie... jak to się mówi? Wierci
mnie w brzuchu?
 Gina.  Zabrzmiało to jak ostrzeżenie, ale ona je
zignorowała.
 Mike?
 Tak?  Cofnął się o krok. Przesunęła się za nim.
 Mogę cię poprosić jeszcze o jedną rzecz?
 Tak?  odparł powoli, nie mogąc oderwać od niej
wzroku.
 Pocałuj mnie.
Jeszcze przez chwilę patrzył jej w oczy, aż nagle
zrozumiał, że zaraz jej posłucha.
 Cholera! Gina, nawet o tym nie myśl!
Zamrugała, zdziwiona.
 Dlaczego?
 Dlatego.
 Masz dziewczynę?  Rozluzniła uścisk.
 Nie.
 To dobrze.  Przechyliła głowę i zamknęła oczy.
 Teraz możesz mnie pocałować.
Promienie słońca zalśniły na jej ustach. Przełknął ślinę.
 %7ładnego całowania.
Otworzyła oczy, pociemniałe z urazy jak gradowe
chmury.
 Nie lubisz mnie. Uważasz, że sprawiam za dużo
kłopotów.
Amerykańskie wakacje 59
 Oczywiście, że nie.
Opuściła ręce i odsunęła się.
 Nie szkodzi. Potrafię to zrozumieć.
 Nie. Nic nie rozumiesz.  Nie mógł znieść wyrzutu
w jej oczach. Co takiego mówili jej rodzice? A może to
zakonnice sprawiły, że czuła się tak niepewna swojej
wartości?  Chodzi o to, że tu jest tyle ludzi.
Wpatrywała się w niego oczami szeroko otwartymi ze
zdziwienia, aż nagle uśmiechnęła się z nadzieją.
 Widzę, że szykuje się nie lada pocałunek.
Mike jęknął. Ona myślała pewnie o zwykłym cmok-
nięciu w policzek, a teraz oczekuje o wiele więcej. I co
gorsza, wcale nie musi go do tego namawiać.
 Robert, zaczekaj.  Mike wyskoczył zza biurka,
bojąc się, że przyjaciel znów zniknie na cały dzień.
 Kawa. Muszę natychmiast napić się kawy  uśmiech-
nął się Robert i zniknął w kuchence.
Mike ruszył za nim, ale przystanął przy biurze Augie-
go, widząc otwarte drzwi.
 Nie wiedziałem, że już przyszedłeś. Może napijemy
się razem kawy?
Augie wzruszył ramionami i wlepił wzrok w rozłożoną
na biurku gazetę.
 Mam mnóstwo pracy.
Mike zamarł. Rzeczywiście, Augie wyglądał na strasz-
nie zajętego. Co się tu do diabła działo? Dotąd zawsze
miał czas, żeby wypić razem kawę, nawet jeśli przy okazji
wypytywał się, jak idzie sprzedaż, i trzymał rękę na
pulsie.
 Nie ma sprawy  odparł.  Może jutro.
 Jasne.  Augie spojrzał na niego przelotnie i wrócił do
60 Debbi Rawlins
gazety. Mike poszedł do kuchni, nie mogąc pozbyć się
uczucia, że coś jest nie porządku. Cierpliwie czekał, aż
przyjaciel naleje sobie kubek ciemnego, mocnego napoju.
Było jeszcze wcześnie, przynajmniej jak na Roberta.
 U mnie czy u ciebie?  zapytał Robert, gdy już wypił
pierwszy łyk.
 U mnie. Zostawiłem kawę na biurku.  Mike ruszył
korytarzem. Przynajmniej Robert go nie unikał. Inna
sprawa, że nadal nie zająknął się ani słowem o swoim
wyjezdzie do New Jersey.
 O co chodzi?  Robert rozsiadł się wygodnie na
krześle naprzeciw Mike a, z kawą w ręku.
 Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
Robert uniósł do góry brwi.
 Jak to?
 O co chodzi z tym wyjazdem do Jersey?
Robert prychnął lekceważąco.
 To nic ważnego. Znasz ojca. Umowa najmu maga-
zynów wygasa i tato panikuje, że właściciel będzie chciał
podnieść czynsz.
Mike zasępił się. Nie jest dobrze. Przeprowadzka
opózniłaby otwarcie centrum dystrybucji na Zachodnim
Wybrzeżu.
 Pewnie go podniesie.
 Nie sądzę. Tata robi interesy z Einsteinami od ponad
dwudziestu lat i zawsze płaci w terminie.  Robert
pociągnął powoli łyk kawy i spojrzał na Mike a sponad
krawędzi kubka.  Nie sądziłeś chyba, że robię coś za
twoimi plecami, co?
 Nie, ale nie rozumiem, czemu mi nic nie wspo-
mniałeś o wyjezdzie do Jersey.
 Tata poprosił mnie o to w ostatniej chwili.  Wzru-
Amerykańskie wakacje 61
szył ramionami.  Pewnie chciał mnie czymś zająć, żebym
nie wyglądał na totalnego nieroba.
 Daj spokój, Robert. Nikt tak o tobie nie myśli.
 Jasne. Naleję sobie jeszcze kawy.
 Możemy jeszcze chwilę pogadać?
 Nie martw się, Mike.  Robert wstał z krzesła.
 Dystrybucja na Zachodnim Wybrzeżu jest twoja. Chy-
ba że tata uzna, że sam sobie tutaj nie poradzę.
Mike poczuł ukłucie winy. Miewał takie myśli. Nie
dlatego, żeby uważał Roberta za nie dość zdolnego. Po
prostu wydawało się, że wcale mu na tym nie zależy.
 Odkąd to przejmujesz się tym, co myśli twój ojciec?
 Wcale się nie przejmuję  odparł Robert bez przeko-
nania  ale podsłuchałem, jak rozmawia o tym z moją
kuzynką.
 Z którą?  Trzy z nich pracowały w księgowości.
 Z Giną.
 O tobie?  spytał Mike, gdy Robert sam nie rozwijał
tematu.
 Nieważne. O czym chciałeś porozmawiać?
Ale dla Mike a to było ważne. Znał Roberta i widział,
że coś go gryzie. Może uważał, że Gina stanowi za-
grożenie dla jego pozycji. Może chciał... Nie! Przecież ona
wcale nie chciała pracować w Nowym Jorku. A nawet
gdyby, jeszcze długo nie mogłaby pracować na samodziel-
nym stanowisku, dopóki nie nauczyłaby się wszystkiego.
O rany, to znaczy, że nie może teraz rozmawiać
z Robertem o Ginie. Jeśli wywiąże się konflikt, on nie chce
znalezć się w jego centrum.
 Założę się, że chodzi o Ginę  powiedział Robert po
chwili milczenia.
 Jak to?
62 Debbi Rawlins
 To o niej chciałeś ze mną porozmawiać, prawda?
 Robert uśmiechnął się kwaśno.  Czyżby już zanudziła
cię na śmierć?
 Niezupełnie  mruknął Mike.
Miał poczucie winy, rozmawiając o niej. Nie tylko
dlatego, że bał się biurowych intryg. Chodziło bardziej
o nią, czuł się, jakby zdradzał ich tajemnice. To bez sensu,
znali się przecież dopiero od dwóch dni, ale tak właśnie
było.
Robert spochmurniał i wpatrywał się w niego uważ-
nie.
 Co się dzieje?
 Nic. Myślałem o tym, ile pracy mnie jeszcze dziś
czeka.
 Aha  odparł ze zrozumieniem Robert.  Gina
zajmuje ci za dużo czasu.
Mike wzruszył ramionami, nagle przestraszony, że
Robert mógłby zle go zrozumieć i zabrać mu Ginę.
Zamrugał. Czy nie tego właśnie chciał?
 Dzięki niej nadrabiam zaległości. Jakoś dajemy sobie
radę.
Robert podrapał się po karku, marszcząc brwi.
 Posłuchaj, wiem, że macie dziś jechać na Coney
Island. Jeśli chcesz, ja mogę ją tam zabrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \