[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Właśnie! Otóż muszę panu powiedzieć, że tydzień temu oglądał pewien dom i powiedział, że za
parę miesięcy go kupi.
Do diabła!
Właśnie.
Około godziny dwudziestej trzeciej Martiala znowu przesłuchiwano w klinice. Tym razem trwało to
przeszło godzinę...
Technik nie wytrzymał wreszcie nerwowo i przyznał się do roli, jaką odegrał w całej tej sprawie.
Ostatecznie był to przestępca jedynie przypadkowy, skusiła go olbrzymia prowizja za wyświadczenie
usługi. Miał zrobić tylko jedno: podać miejsce, dzień i godzinę, kiedy będzie wykonywał mikrofilm. Cios
pałką nie był w umowie przewidziany, miało być jedynie zakneblowanie go. W istocie omal nie
przypłacił tego życiem. W każdym razie nieszczęśnik był przekonany, że tamten chciał go zabici Martial,
skoro już zaczął powiedział wszystko, co wiedział, ale... było tego niewiele.
Tymczasem, zestawiając ze sobą najdrobniejsze szczegóły i szczególiki, policja po nitce do kłębka
trafiła wreszcie na ślad, który wydawał się właściwy. Tak więc w Lyonie zatrzymano niejakiego
Martinellego. Była godzina pierwsza w nocy.
Od tej chwili komisarz Leduc trzymał w ręku nić przewodnią całego śledztwa i chociaż skradziony
dokument przechodził z ręki do ręki, dążąc do Norberta i chaty górskiej, trop policji posuwał się równie
szybko.
Zrodki bezpieczeństwa zostały zarządzone od pierwszej chwili wszczęcia sprawy, to jest o godzinie
osiemnastej. Porty, lotniska, przejścia graniczne zostały ostrzeżone na terenie całego kraju.
Zawiadomienie dotarło również do posterunku na Pannie o godzinie wpół do drugiej w nocy.
Sylvian i Boulain grali w karty, ale nie mieli dobrych humorów. Ziewali.
A bodaj go!... powiedział Boulain. Ten Johannot to ma pomysły...
W tej chwili zadzwonił telefon. Obaj strażnicy zerwali się na równe nogi.
A to co znowu? powiedział Boulain. Chyba z rok już nikt do nas nie dzwonił w środku nocy!
Podniósł słuchawkę.
Halo? Tak jest, panie poruczniku, Boulain przy aparacie. Nie, nie ma nic do zameldowania...
chociaż, owszem: ta wielka suka wciąż wałęsa się koło Baou. Johannot już meldował o tym, czy pan
porucznik otrzymał? Wezwać Johannota? To będzie raczej trudne, bo jest z Bergiem na nocnym patrolu...
Nagle twarz strażnika Boulaina stała się bardziej skupiona. Słuchał, kiwał głową i nic nie mówił.
Poszukał ołówka, notesu, zaczął pisać. A wreszcie powiedział poważnym tonem:
Tak jest, panie poruczniku, zanotowałem. Według rozkazu.
Odłożył słuchawkę i odwrócił się do Sylviana:
Jakiś tajny dokument skradziono w Państwowym Centrum Badań. Szajka przemytników chce go
przerzucić przez granicę. Trzeba uważać!
Sylvian pokiwał głową.
We Francji jest granic a granic! Kto by tam przenosił tajny dokument akurat przez tutejsze góry...
Boulain przejrzał to, co zanotował przed chwilą.
Zdaje się, że gdyby się miało coś do zakomunikowania, trzeba będzie kontaktować się z jakimś
komisarzem... Leduc. Popatrzył na Sylviana. Może by mu opowiedzieć o tej suce i ludziach-duchach,
którzy szwendają się koło schroniska na Wielkim Baou?
O, to teraz już w to wierzysz?
Słuchaj... taki dokument-mikrofilm to rzecz niewielka... gdyby tak ta suka...
Do licha!
Sylvianowi przyszło nagle do głowy, że Bella rzeczywiście mogłaby przebiec granicę z mikrofilmem
na szyi! Podszedł do okna. Mgła nie podnosiła się, noc była ciemna, nieprzyjemna.
Gdyby można było porozumieć się z brygadierem powiedział.
Lepiej nie ruszać się z posterunku...
Połączę się z Paryżem i opowiem całą sprawę komisarzowi. Biorę to na siebie.
Sylvian kiwnął głową.
Dzwoń.
W tym samym czasie Norbert w swej komórce wywoływał po ciemku Castellane. Od ostatniego
ćwiczebnego biegu Belli nie ruszał się stąd, siedział z aparatem na kolanach, ze słuchawkami na uszach,
bez światła.
Halo, 220... tu 149. Odpowiedzcie... Mówcie, mówcie wreszcie coś! Aasica się spóznia, bardzo się
spóznia!
Usłyszał głos Odona.
Teraz nie pora się denerwować. Aasica biegnie swoją drogą. Dotrze na miejsce o oznaczonej
porze... Trzymać nasłuch. Skończone.
A tam, w Castellane, w małym, niepokaznym hoteliku, w pokoju numer 18, Mareil patrzył na Odona.
Co mu się stało, nerwowy jest?
Boi się... Ty zresztą też się boisz.
Chyba jest czego! Mareil ciągnął cicho, gwałtownie: Dwóch ludzi zatrzymanych, gliny
wszędzie, trzy nasze stacje w ogóle się nie odzywają... Byłoby najlepiej prysnąć stąd.
I zrobimy to... Tylko jeszcze nie zaraz. Mareil, podrażniony pozornym spokojem Odona, rzucił mu
spojrzenie pełne nienawiści. O godzinie trzeciej nad ranem oficer policji śledczej, Gauthier, wpadł jak
bomba do gabinetu komisarza.
Szefie, niech pan posłucha... Zostały wykryte dwie następne tajne radiostacje!
Czy udało się ustalić ich miejsce?
Tak. Jedna w Castelłane, a druga w górach, gdzieś niedaleko włoskiej granicy... zdaje się, że to
będzie w okolicy takiej małej wioski, Zwięty Marcin...
A co oni mówią?
Porozumiewają się kodem.
Gauthier odczytał: Aasica biegnie, ale myśliwi ją tropią. Czekaj na nią koło drzewa, jak doliczysz
do czwartego palca swojej ręki...
To mi nic nie mówi przerwał komisarz. Gauthier!
Tak, szefie?
Proszę mi dać dokładną mapę tamtej okolicy.
Zwiętego Marcina czy Castellane?
Obie. A poza tym proszę mi jeszcze raz przynieść meldunek tego wariata!
Gauthier zdumiał się:
Tego, co się nazywa Boulain? Komisarz wykonał ruch zniecierpliwienia.
Tak, mój drogi. Niech się pan pośpieszy.
W kilka minut pózniej Gauthier rozpostarł na biurku komisarza mapę. Komisarz odczytał powtórnie
meldunek, otrzymany telefonicznie o godzinie pierwszej minut pięćdziesiąt, a pochodzący z małego
posterunku granicznego, zagubionego gdzieś na zboczu góry, którą strażnik Boulain nazywał Panną. Gdy
komisarz czytał ten długi meldunek poprzednio, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]