[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Napisał i wydał swoją autobiografię. Jeden wielki atak na tego szczura, Rossa. Ale nie tyl-
ko na niego. Jeszcze na tego kłamcę Harrisa. I na tego zdrajcę, tego szubrawca, tego pożal-
się-Boże-premiera, Asquitha. Na tych wszystkich idiotów i hipokrytów, kłamców i drani, na
te zera zazdroszczące mu geniuszu... O, to ustawi sprawy raz na zawsze! Po tej książce nie
będzie już można rozsławiać Oscara, tego uwodziciela, cynika, łotra, tego drugorzędnego
literata, który przyczepił się do niego, lorda Douglasa, żeby nie pozwolić mu się wybić, nie
pozwolić mu zdobyć należnego uznania i rozgłosu, żeby złudna nadzieja! żeby rozbroić i
uziemić jego talent... Ale to Oscar przegrał. Wpadł we własne sidła. Bo przecież sam nie
umiał tworzyć bez niego, lorda Douglasa. Co napisał po tym, jak musiałem go opuścić? Nic
poza listami! Nic!
Tylko te wierszydła o Reading. Nie ma o czym mówić. Nic.
Zniszczył Oscara. Zniszczył jego pamięć. Rozwalił postument jego pomnika. Jest tego
pewny.
Ale tamci jego wrogowie wciąż mówią tylko o Oscarze. Nigdy o nim. Tylko o tamtym.
Wznawiają jego książki, grają jego sztuki, piszą o nim, wiecznie coś o nim piszą... A on pro-
testuje. Pozywa ich do sądu. Wysyła listy otwarte. Trzęsącymi się rękami wyciąga dokumen-
ty, pokwitowania, kopie czeków. Zgubiłem go? Ja? A ten czek na sto funtów? Ten czek do
Neapolu? Czy daje się pieniądze komuś, kogo się zgubiło? A ten czek na dziesięć funtów, ten
do Paryża, kiedy Oscar umierał?
Tylko dodaje Oscarowi sławy. Ale nie wie o tym. Nie rozumie tego. Tak strasznie go nie-
nawidzi. Tak strasznie dławi go zawiść, i poczucie krzywdy, i urażona duma. Oscar, to bez-
talencie, stał się nieśmiertelny, a on wraz z nim: jako mała kanalia, która go zgubiła, jako śle-
pe narzędzie losu. Oscar jest wielkim artystą, kim zatem może być ten, który go zgubił? Ze-
rem! Och, to wygodne. To bardzo wygodne. To oczywiste. Ale czy ludzie doprawdy mogą
być aż tak ślepi...
Dedykuje tom wierszy Rosencrantzom i Guildensternom, tej bandzie która zmusiła go w
końcu, by lepiej myślał o przeciętnym %7łydzie niż o przeciętnym Angliku tak, do tego do-
szło! Nie %7łydzi są najgorsi, nie %7łydzi! Nie Ross! Wie to teraz. Wie i nie wybaczy.
82
A oni wciąż przychodzą. Cieszy się, zastawia stół ciastkami i konfiturami, przygotowuje w
myśli to, co im powie o swoich wierszach, o swoim życiu, o sobie... Przychodzą. Dziennika-
rze, młodzi poeci, biografowie. I pytają o Oscara. Już na progu pokoju o Oscara!
Jak gdyby on sam nie istniał. Jak gdyby nic nie znaczył.
Nie mają pojęcia o nadziei, z jaką na nich czeka. Może i lepiej. Nie domyślają się chociaż
tego bólu, który czuje, kiedy już na progu...
Wie pan, milordzie? Idąc tu, wybrałem się specjalnie pod dom, w którym mieszkał kie-
dyś Oscar Wilde...
Nie może tego powstrzymać. Wykrzywia się drwiąco. Wybucha:
Mam nadzieję, że już tam wmurowano tablicę pamiątkową? I ustawiono jego pomnik na
koniu?
Ci, którzy przychodzą, patrzą na niego wzrokiem zranionych saren. Jak można tak kpić?
Prędzej czy pózniej tablica pamiątkowa zostanie, oczywiście, wmurowana. I pomnik no,
może nie na koniu ustawiony. A lord Douglas powinien wreszcie, na Boga, zrozumieć
swoją rolę wobec historii. Ostatecznie jest głównym żyjącym świadkiem życia Oscara Wil-
de a, Niechże okaże trochę sumienia, niech zrozumie własną powinność. Chciałem zapytać,
milordzie, o pewien epizod z życia Oscara Wilde a, który pan najlepiej powinien rozświetlić...
O jego wierszach nikt się nawet nie zająknie. Nikt!
Lord Douglas może najwyżej, zapytany, kogo uważa za największego we współczesnej li-
teraturze, powiedzieć gorzko:
O obecnych, jak zwykle, się nie mówi?
I zobaczyć zdumienie w oczach pytającego, i dać za wygraną, wie przecież, że nikt nie
zna, że nikt nie ceni jego wierszy, że gdyby nie znalazł się kiedyś w łóżku z ich wielkim
Oscarem, nie zapamiętano by nawet jego nazwiska, na wieki pozostanie dudusiem Wilde a i
zgubą Wilde a, niczym więcej... może więc tylko odpowiedzieć kostycznie, że skoro o
obecnych się nie mówi nie ma w literaturze angielskiej niczego godnego uwagi. A oni no-
tują grzecznie. Nic im nie przychodzi do głowy. Jeśli są to ładni, młodzi chłopcy, dostają
ciastka i konfitury, pożerają je, pytając o Wilde a, potem odchodzą, a on zostaje, upokorzony,
sponiewierany, odtrącony, ale i pełen godności... jak święty! Jak święty!
To piękne stworzenie, nazywające siebie reinkarnacją Doriana Graya (jak gdyby on, lord
Douglas, już nie żył! ach, ale on, grubas z ogromnym, sinym nosem, jest teraz portretem Do-
riana Graya, niczym więcej), to piękne stworzenie, wyrzucone z Oxfordu (zdaje się, że biedak
zrobił potem karierę w amerykańskich musicalach), takie oddane, takie wdzięczne, takie za-
lotne... Blask jego oczu, trzepot rzęs, wysmukłość szyi! Młodość, jego własna młodość! Jego
ostatnia miłość miłość do własnej młodości! Nie tknął go, nie tknął tego cudownego chłop-
ca; oczywiście, że go nie tknął. Jak święty! Karmił go ciastkami, konfiturami i kremem, poił
go słodkim winem, i wpatrywał się w niego w zachwycie (ta brzoskwiniowa cera, złote loki,
blask oczu, trzepot rzęs!), w tego naiwnego wielbiciela Wilde a w tę reinkarnację Doriana
Graya , we własną młodość, wpatrywał się w niego aż do bólu oczu, aż do pękania serca, a
potem odprowadził go do portu, gdy odpływał do Ameryki po sławę, dając mu na pożegnanie
lusterko z rączką z kości słoniowej i wiersz... Ale nic więcej! Naprawdę święty!
I tak samo krzywdzony, poniewierany, szkalowany jak wszyscy święci.
Nie piszą o jego książkach! Nie recenzują jego wierszy!
To prawda, nie umie o to zabiegać. Nie umie łasić się do Rosencrantzów i Guildensternów.
Może tylko lżyć i grozić. Napadać na tę bandę w mowie i w piśmie, przede wszystkim w pi-
śmie. Na sędziów, wydających wyroki przeciwko niemu. Na krytyków, którzy zachowują się,
jakby nie istniał. Na Asquitha i jego żonę, tę ciotę, tę wesołą Małgośkę koronowaną przez
lesby... na Jowisza! Mogła sobie podpisywać list do Rossa, ale to, co o n zrobił, ustawi
sprawy jak należy, i raz na zawsze. Na Jowisza! Na Jowisza!
A potem łagodnieje. Ale nie do końca.
83
Gdyby choć nie musiał czytać tych bzdur. Tych obrazów literatury angielskiej, w których
(nigdy, przenigdy!) nie pojawia się jego nazwisko, tych artykułów o współczesnej poezji, w
których jego nie ma, tych biografii Wilde a, w których pojawia się niczym zbir mający zadać
cios... I ani słowa, że był wielkim poetą, ani słowa! Ani linijki z jego wierszy. Piękny młody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]