[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poczcie. Co jak co, ale to ja już wiem najlepiej.
Rok w rok 200 składało przysięgę. Bezwzględna poczta wypluwała średnio 198.
Dwóch pozostawało, ale to za mało, ciągle za mało, żeby Wuj Sam był zadowolony czy
nawet szczęśliwy.
10
Jakiś inny umundurowany, też wariat, oprowadzał nas po budynku. Nasza grupa była
tak liczna, że trzeba było podzielić ją na mniejsze. Poruszaliśmy się za pomocą wewnętrznej
windy. Pokazywano nam stołówkę, składy i magazyny, i inne mało interesujące rzeczy.
To trwa już wieczność - pomyślałem. Freddy oszaleje, a ja też oszaleję wiedząc, że on
już oszalał z mojego powodu!
A potem demonstrowano nam karty do stemplowania. Ustawiliśmy się grzecznie
przed zegarem.
- I tak to się odbywa.
Umundurowany zademonstrował nam niezwykle skomplikowaną operację
stemplowania kart pracy.
- A teraz każdy sobie spróbuje!
Po dwóch i pół godzinie przyszła kolej i na mnie.
Była to gigantyczna i potężna ceremonia składania przysięgi, w obecności narodowej
flagi.
11
Po dziewięciu czy dziesięciu godzinach pracy, ludzie stawali się ospali i leniwi, i
cudem tylko udawało się im chronić głowę przed gwałtownym i bardzo bolesnym spot-
kaniem z zielonkawą metalową kratą wózka rozdzielczego. Sortowaliśmy pocztę według
dzielnic. Jeśli adres zawierał numer 28, to trzeba było przesyłkę umieścić w wózku
rozdzielczym z takim samym numerem. I proste to, i głupie!
Jakiś czarny chłopak zaczął nagle podskakiwać i wymachiwać ramionami. Typowa i
klasyczna walka ze snem, po której zawsze cierpi się na silne zawroty głowy.
- Boże Przenajświętszy, dłużej tego nie wytrzymam! - gardłował.
A był silny i mocny jak byk.
Powtarzać w nieskończoność ciągle te same ruchy - to nie tylko, że bolało, to było
morderczo bolesne.
W samym końcu korytarza stał wartownik - taki drugi Stone, z ciągle taką samą miną
przylepioną do ryja - spróbujcie kiedyś tego przed lustrem, to wcale nie jest tak łatwo
zniekształcić własną twarz, żeby wiedzieć, że cały, bez wyjątku cały świat ma wiedzieć, że
ten wartownik czy też właściciel i kreator tej miny uważał i będzie uważać wszystko i
wszystkich za nic nie wartą kupę gówna. Kiedyś byli listonoszami albo zasuwali w sortowni,
a teraz... Nigdy nie mogłem tego pojąć. Bez wątpienia jednak wartownikami zostawali
specjalnie dobierani beznadziejni debile.
Jedną nogę trzeba było postawić na krawędzi wózka, a drugą gdzie tylko się dało.
Rozmowy były zabronione. Dwie krótkie dziesięciominutowe przerwy w ciągu ośmio-
godzinnego dnia pracy. Dokładnie zapisywano czas wejścia do toalety i wyjścia z niej.
Zostawało się w niej dłużej niż trzynaście minut, draka murowana. Kara też.
Ale płacili lepiej niż w sklepie z antykami, Myślałem, że za takie pieniądze można się
do wszystkiego przyzwyczaić.
Nigdy mi się to nie udało.
12
A potem poprowadził nas wartownik do innego oddziału. Zostaliśmy tam dziesięć
godzin.
- Zanim zaczniecie, muszę wam zwrócić na coś uwagę - zaczął wartownik. - Poczta
znajdująca się w koszu tego rodzaju, co stoi właśnie przed wami, musi być posortowana w
ciągu 23 minut. To jest dopuszczalna dolna granica waszej wydajności pracy. A teraz
spróbujcie sami, ilu z was posortuje przesyłki w czasie krótszym niż 23 minuty! Uwaga!
Start!
- Co on wyprawia, z byka spadł - pomyślałem jako były pracownik z doświadczeniem.
Mnie zawody i konkursy zawsze męczyły! Każdy z tych koszyków miał sześćdziesiąt
centymetrów długości, ale każdy z nich zawierał różną liczbę przesyłek. Niektóre z nich
miały dwa, a nawet trzy razy więcej niż pozostałe.
Nowi koledzy rzucili się na to jak oszołomy. Obawa przed kompromitacją? Tępota
umysłu? Wstyd klęski?
Ja nie dałem się zwariować. Z moim doświadczeniem?
- Jeśli skończyliście pierwszy kosz, możecie natychmiast zacząć następny - usłyszałem
pełne walorów motywacyjnych słowa wartownika.
A ci wysilali się jakby byli na katordze. Prawie wyrywali sobie kosze z przesyłkami.
A ja poczułem w pewnej chwili wzrok wartownika na karku.
- Widzicie, ten człowiek już czegoś dokonał - i wskazał na mnie palcem. - Właśnie
kończy już drugi kosz!
A to był ciągle pierwszy, i to dopiero w połowie. Nie wiedziałem, po co i dlaczego on
to powiedział. Ta intryga wydawała mi się zbyt prostacka. Po chwili jednak sam musiałem
stwierdzić, że taki komplement, nawet prostacki, powoduje zwiększenie prędkości pracy
rąk. I to własnych rąk! Zaczęły one nawijać jakieś zupełnie diabelskie tempo, a oczy mokre
były od łez czy od potu?
13
O wpół do czwartej nad ranem miałem koniec pracy. Dwanaście godzin harówy non
stop. Wtedy nie otrzymywało się ekstra stawek za nadgodziny. Płacono zwykłą stawkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]