[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylnej kieszeni, wyjął z niej dwuostrzowy scyzoryk firmy Barlow i wyciągnął z niego
mniejsze ostrze. Podał je Sketchowi, rączką w jego kierunku.
-Tylko uważaj, może cię skaleczyć.
Chłopiec podważył płytkę, nacisnął mocniej i kawałek drewna odskoczył na tyle,
że Sketch mógł w powstałą dziurę wetknąć dłoń.
Ostrożnie złożył nóż i podał go wujkowi, który podniósł rękę i zrobił gest stopu.
- Nie, nie, to zły znak. Zawsze oddawaj nóż w taki sam sposób, jak go dostałeś.
Chłopiec złapał paznokciami ostrze, wyciągnął je i otwarty scyzoryk, skierowany
rączką w jego stronę, podał wujkowi.
- Masz już taki?
Sketch, przecząc, pokręcił głową. Wujek zakołysał się na piętach, przewrócił
oczami i ponownie zapytał:
- Chcesz powiedzieć, że nie masz swojego scyzoryka? Sketch spojrzał na mnie i
powoli jeszcze raz zaprzeczył ruchem głowy.
- To nie w porządku. Myślę, że w takim razie ten powinieneś sobie zatrzymać.
Sketch spojrzał zdziwiony. Wujek obrócił kapelusz w dłoniach.
-Tak... tak długo, jak jesteś gościem w moim domu, możesz go zatrzymać. Można
nim przeciąć większość żyłek wędkarskich i ścinać storczyki. Nigdy nie wiadomo, kiedy
się może przydać - klepnął mnie po brzuchu. - Najlepiej zapytaj jego.
Uśmiechnąłem się i wyjąłem z kieszeni dokładnie taki sam scyzoryk, jaki wujek
właśnie podarował Sketchowi. Chłopiec obejrzał obydwa, uśmiech rozjaśnił mu twarz, a
potem wsunął swój nowy nabytek do kieszeni spodni.
Klęcząc na podłodze, odsunął przeszkodę i wsunął rękę tak daleko, jak tylko
mógł, pod wannę. Usłyszeliśmy kilkakrotne stuknięcie i Sketch wyciągnął rękę, w której
trzymał plastikowe pudełko w kolorze kości słoniowej. Usiadł na podłodze po turecku,
odczepił małe mosiężne zatrzaski i otworzył wieczko, a gdy to zrobił, obie strony
wnętrza pudełka zamieniły się w szachownicę, odpowiedniej wielkości do podróży, z
wszystkimi sześćdziesięcioma czterema figurami i pionkami patrzącymi na nas od razu z
pozycji pionowej. Sketch otworzył jedną z dwóch szufladek i wyjął z niej kartę
kolekcjonerską do baseballu. Wytarł ją o ubranie, tak że strona z twarzą zawodnika
zaczęła błyszczeć, i podał ją wujkowi. Wujek wziął ją od chłopca, a gdy ją oglądał, oczy
zrobiły mu się okrągłe.
- Aał, skąd ty to wziąłeś?
Sketch wzruszył ramionami, wyjął gońca z pudełka i wytarł go do czysta.
Przyjrzał się innym figurom, zamknął wieczko, zatrzasnął zameczki i schował pudełko
pod pachę. Wujek wręczył mu kartę.
- Cóż, nie zgub jej. Zanim dorośniesz, żeby pójść do college'u, będzie warta tyle,
że opłaci ci połowę czesnego.
Chłopiec pokręcił głową, włożył kartę do kieszeni koszuli wujka i dwukrotnie
przyklepał. Wujek powiedział:
- Nie, synu... nie mógłbym...
Chłopiec klepnął wujka w brzuch, wskazał na kieszeń, kiwnął głową i wyszedł z
łazienki. Wujek spojrzał na mnie.
- Cóż, będę...
- Co? - Zapytałem.
- Dał mi właśnie kartę z Hankiem Aaronem.
Patrzyłem, jak Sketch przemierza korytarz, zabiera kota i wychodzi głównym
wejściem z kotem pod jedną pachą, a pudełkiem z szachami pod drugą.
- Cóż, ty bardziej skorzystałeś na tej wymianie.
- Panie McFarland? - Mandy odciągnęła wujka na bok.
- Tak, słucham.
Dziewczyna uśmiechnęła się, skrzyżowała ramiona i przesunęła czubkiem buta
wzdłuż rozdarcia wykładziny.
- Naprawdę uważa pan, że to bezpieczne dawać chłopcu scyzoryk?
- Pani Parker?
- Tak, słucham.
- Prędzej czy pózniej ktoś musi w jakiś sposób zaufać temu chłopcu. - Wujek
spojrzał przez zniszczone okno w przyczepie. - Stawanie się mężczyzną nie przychodzi z
dnia na dzień. To zabiera trochę czasu. Ten chłopiec już go sporo stracił, ale może
nadrobić. Włożył kciuki do kieszeni spodni i czekał.
- Ale czy nie sądzi pan, że może zrobić sobie krzywdę?
- A, o to chodzi. Przez cały tydzień czyściłem końskie kopyta tym scyzorykiem,
jest bardziej tępy niż brzeg dziesięciocentówki i najpewniej nie przeciąłby nawet kluski.
Wiedziałem, że to także nie była prawda, i wujek wiedział, że ja wiedziałem. Ale
była to jedna z tych spraw, w których miał rację. Mandy też nie musiała wszystkiego
wiedzieć i się denerwować.
- Wie pan, że jeśli Sketch się skaleczy i zabierze go pan na pogotowie, i tam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]