[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tylko Jennifer mogła w to uwierzyć , pomyślała Julia pogardliwie.
Nie, to była zamiana nowej lampy na starą i oznaczała, jak u Aladyna, że w tej właśnie
rakiecie coś jest. Dziewczynki nie wspomniały nikomu o wymianie, przynajmniej Julii nic nie
było o tym wiadomo.
A więc chyba naprawdę to była rakieta, której wszyscy szukali w sportowym pawilonie. I
od niej zależało, czy odkryje d l a c z e g o ! Obejrzała sprzęt starannie. Nie było w nim nic
nadzwyczajnego. Była to rakieta dobrej jakości, trochę zużyta, ale mająca nowy naciąg i
doskonale nadająca się do użytku. Jennifer uskarżała się na zły balans.
Jedynym miejscem w rakiecie tenisowej, w którym można coś ukryć, jest rękojeść.
Przypuszczalnie można ją wydrążyć, robiąc skrytkę. Bardzo to wymyślne, ale możliwe. A
gdyby uchwyt został przerobiony, zapewne pojawiłyby się kłopoty z wyważeniem.
Koniec rękojeści był obciągnięty skórą, której wytłoczenia zostały niemal zupełnie
wytarte. Skóra była oczywiście tylko naciągnięta. A gdyby ją usunąć? Julia usiadła przy
toaletce i zaatakowała skórę nożem do papieru, szybko ją ściągając. Wnętrze było otoczone
cienką warstwą drewna. Nie wyglądało solidnie. Wzdłuż całego uchwytu widać było spoinę.
Julia zaczęła dłubać nożem. Ostrze złamało się. Nożyczki do paznokci nadały się lepiej.
Wreszcie udało się jej rozdzielić obie części.
Ukazała się pstra, czerwono niebieska substancja. Dziewczynka zbadała ją i doznała
olśnienia: plastelina! Ale przecież uchwyty rakiet tenisowych normalnie nie zawierają
plasteliny? Chwyciła mocno nożyczki i zaczęła wydłubywać kolorową masę& Coś w niej
tkwiło. Coś jakby guziki lub kamyczki.
Energicznie zabrała się do plasteliny. Mały przedmiot wypadł na stół. Potem jeszcze jeden.
Niebawem zebrała się cała kupka.
Julia wyprostowała się i złapała oddech. Patrzyła i patrzyła&
Płynny ogień, czerwony, zielony, szafirowy i oślepiająco biały&
W tym momencie Julia dojrzała. Nie była już dzieckiem, stała się kobietą. Kobietą,
patrzącą na klejnoty& Strzępy dziwnych myśli przemknęły jej przez głowę. Grota Aladyna&
Małgorzata i szkatułka klejnotów& (W zeszłym tygodniu były w Covent Garden na
Fauście)& Kamienie przynoszące nieszczęście& diament Hope a& Romans& ona sama w
czarnej aksamitnej sukni z lśniącym naszyjnikiem na szyi&
Siedziała napawając się widokiem i marząc& Brała kamienie i pozwalała im przesypywać
się przez palce strumyczkiem ognia, cudownym i świetlistym.
A potem coś, może cichy dzwięk, oprzytomnił ją. Siedziała zastanawiając się, próbując
posłużyć się zdrowym rozsądkiem i zdecydować, co powinna zrobić. Zaalarmował ją słaby
odgłos. Zgarnęła kamienie, zaniosła do umywalki, wrzuciła do woreczka na gąbkę, wkładając
na wierzch gąbkę i szczoteczkę. Potem wróciła do rakiety, upchnęła na powrót plastelinę,
nałożyła drugą część rękojeści i spróbowała przylepić znowu pokrycie. Skóra marszczyła się,
ale udało się pokonać jej opór za pomocą cienkich pasków przylepca.
Zrobione. Rakieta wyglądała jak poprzednio i mogła być używana, różnica wagi była
ledwie wyczuwalna. Przyjrzała się jej i cisnęła beztrosko na krzesło.
Popatrzyła na schludnie zasłane i czekające łóżko, ale nie rozebrała się. Zamiast tego
usiadła, nasłuchując. Czyżby to był odgłos kroków?
Niespodziewanie poznała strach. Dwie osoby zostały zamordowane. Gdyby ktoś
dowiedział się, co znalazła, zostałaby również uśmiercona.
W pokoju stała dość ciężka dębowa komoda. Zdołała przeciągnąć ją przed drzwi, życząc
sobie serdecznie, by w Meadowbank były klucze w zamkach. Podeszła do okna i zamknęła je.
W pobliżu okna nie rosły drzewa ani pnącza. Wątpiła. by ktoś dostał się tą drogą, ale nie
zamierzała dać mu szansy.
Spojrzała na swój mały zegarek. Pół do jedenastej. Zaczerpnęła głęboko tchu i zgasiła
światło. Nikt chyba nie zauważył nic niezwykłego. Odsunęła trochę zasłonę. Była pełnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]