[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla państwa niespodziankę. Otóż pielęgniarka Copling została aresztowana, gdy usi-
łowała zamordować swego następnego pacjenta, w podeszłym już wieku, który zosta-
wił jej legat w testamencie. Wykorzystała i w tej sprawie swój pomysł na jak sądziła
zbrodnię doskonałą. Zamieniła sole trzezwiące na cyjanek potasu. Jej stary chwyt.
Tak więc panna Instow i pan Pritchard są oczyszczeni z jakichkolwiek podejrzeń.
72
Czyż to nie wspaniałe? panna Marple aż pisnęła z uciechy. To znaczy, nie
mam na myśli morderstwa poprawiła się pospiesznie. Zawsze się smucę, gdy po-
myślę, ile jest zła na świecie, i jeśli ktoś choć raz ulegnie pokusie... Ale, ale, to mi wła-
śnie przypomniało, że muszę dokończyć rozmowę z doktorem Lloydem na temat pielę-
gniarki w naszym St. Mary Mead!...
VIII
Dama do towarzystwa
Doktorze Lloyd, a pan nie zna jakiejś historii z dreszczykiem? mówiąc to Jane
Helier skierowała się w stronę lekarza i obdarowała go uśmiechem, który co wieczór
czarował widownię w teatrze. Pannę Helier nazywano czasem najpiękniejszą kobietą
w Anglii, a zazdrośni o jej sukcesy koledzy po fachu zwykli szeptać między sobą: W
gruncie rzeczy Jane jest mierną aktorką. Ona nie umie grać rozumiecie, co mam na
myśli. Wszystko zawdzięcza t y m oczom .
A teraz te oczy były utkwione w doktorze Lloydzie, starym kawalerze w pode-
szłym wieku, którego wygląd przypominał nieco niedzwiedzia i który od lat pięciu do-
glądał pacjentów w St. Mary Mead. Zupełnie podświadomie obciągnął na sobie kami-
zelkę, która ostatnio jakoś dziwnie się skurczyła, i pospiesznie zaczął się głowić, co by tu
można opowiedzieć, by nie zawieść tego ślicznego stworzenia.
Coś mi się wydaje, że mam dzisiaj ochotę na nurzanie się w zbrodni i krwi
rzuciła Jane marząco.
Wspaniale! poparł ją pan domu, pułkownik Bantry, Zwietnie! Po czym ro-
ześmiał się rubasznym rechotem wojskowego. Co Dolly?
Jego żona akurat obmyślała, czym obsadzić grządki na wiosnę, ale zareagowała
szybko jak na wzorową panią domu przystało.
Doskonały pomysł! przyłączyła się entuzjastycznie do męża. Właśnie
o tym myślałam.
Naprawdę, droga pani? panna Marple spojrzała na nią i leciutko zamrugała
oczami.
Wie pani, panno Helier, my tutaj w St. Mary Mead nie mamy okazji poznać ta-
kich sensacji a jeszcze mniej prawdziwych przestępstw kryminalnych wolał się
zaasekurować dr Lloyd.
Zaskakuje mnie pan tym stwierdzeniem tu były komisarz Scotland Yardu
spojrzał wymownie na pannę Marple. Z tego, co mówiła nasza wspólna znajoma,
wywnioskowałem, że St. Mary Mead jest prawdziwą wylęgarnią występku i zbrodni.
74
Oh, sir Henry! zaprotestowała starsza pani. a policzki jej oblał rumieniec.
Nigdy nie powiedziałam czegoś takiego. Twierdzę tylko, że natura ludzka jest wszę-
dzie taka sama, na wsi czy gdziekolwiek indziej. %7łycie w małym miasteczku daje więcej
okazji, by przyjrzeć się jej z bliska.
Ale pan nie mieszkał tutaj całe życie zwróciła się do lekarza Jane. Wiele pan
podróżował po świecie, był pan na pewno w różnych miejscach, gdzie dzieją się ciekawe
rzeczy!
Tak, z pewnością dr Lloyd przeciągał sylaby, nadal desperacko starając się
przypomnieć sobie coś, co by zadowoliło pannę Helier. Tak... oczywiście... Tak... Ach!
Mam!
Opadł głębiej w fotel z westchnieniem ulgi.
To było tak dawno temu, że prawie o tym zapomniałem. Ale sprawa była dziw-
na, naprawdę dziwna. I równie dziwny był końcowy zbieg okoliczności, który pozwolił
mi rozwiązać i zrozumieć tę zagadkę.
Panna Helier przysunęła krzesło bliżej lekarza, przeciągnęła kredką po ustach i za-
marła w oczekiwaniu. Pozostali również odwrócili się z zainteresowaniem w stronę
opowiadającego.
Nie wiem, czy ktoś z państwa zna Wyspy Kanaryjskie zaczął.
Muszą być śliczne wykrzyknęła Jane Helier. Leżą gdzieś na morzach połu-
dniowych, prawda? Czy nie na Morzu Zródziemnym?
Byłem tam raz, gdy płynąłem do Afryki Południowej rzekł pułkownik Bantry.
Szczyt Teneryfy przy zachodzącym słońcu wywarł na mnie duże wrażenie.
Wypadek, o którym chcę opowiedzieć, zdarzył się na Gran Canarii, nie na
Teneryfie. Było to naprawdę dawno temu. Poważnie się wówczas rozchorowałem
i za namową kolegów wyjechałem z Anglii na wypoczynek. Podjąłem praktykę w Las
Palmas, największym mieście na wyspie. %7łycie tam podobało mi się z wielu powodów.
Klimat był łagodny, dużo słońca, wspaniałe morze, w którym mogłem się kąpać do woli
a jestem zapalonym pływakiem i samo życie portowego miasta, które mnie fa-
scynowało. Do Las Palmas zawijały statki z całego świata, a ja lubiłem przechadzać się
po molo wczesnym rankiem i spacery te tak mnie pochłaniały, jak chyba tylko kobiety
mogą być pochłonięte oglądaniem wystaw z kapeluszami.
Jak już mówiłem, do Las Palmas zawijały statki z całego świata. Czasem stały w por-
cie kilka godzin, czasem po kilka dni. W głównym hotelu, Metropolu, można było spo-
tkać ludzi wszystkich niemal ras i narodowości niczym ptaki w przelocie. Nawet lu-
dzie udający się na Teneryfę zwykli się zatrzymywać w Las Palmas choć na kilka dni.
I tu właśnie, w Metropolu, zaczęła się ta historia. Pewnego czwartku w styczniu od-
bywał się bal. Siedziałem przy stoliku z przyjacielem i obserwowałem parkiet. Sporo
było Anglików i innych obcokrajowców, ale większość tańczących było Hiszpanami.
75
Gdy orkiestra zagrała tango, na parkiecie zostało z sześć par głównie Hiszpanów.
Tańczyli wspaniale, a my patrzyliśmy i podziwialiśmy. Ogólna, uwagę jednak przycią-
gała pewna Hiszpanka, wysoka i niezwykle pociągająca. W tańcu poruszała się z le-
niwym wdziękiem przypominając na wpół oswojoną tygrysicę. Było jednak w niej
coś groznego. Podzieliłem się tym wrażeniem z moim przyjacielem, a on przyznał mi
rację.
Kobiety tego typu, życie zwykle nie zostawia w spokoju powiedział.
Uroda jest niekiedy niszczącą siłą dorzuciłem.
W tym wypadku nie chodzi wyłącznie o urodę. Jest jeszcze coś. Spójrz na nią
uważniej. Różne rzeczy mogą się przytrafić tej kobiecie lub też z jej powodu. Jak już po-
wiedziałem, życie nie przejdzie obojętnie koło niej. Otaczały ją będą dziwne i niepoko-
jące zdarzenia. Wystarczy na nią rzucić okiem, by to wyczuć.
Urwał nagle, a potem dodał z uśmiechem na ustach:
Dla porównania popatrz na te dwie kobiety, o tam! Z góry można przyjąć, że
nic szczególnego nie przydarzy im się w życiu! Są po prostu stworzone do spokojnego,
mało ciekawego istnienia.
Podążyłam za jego spojrzeniem. Kobiety, o których mówił, wysiadały właśnie ze
statku, który przybił do portu tego wieczora.
Gdy przyglądnąłem im się z uwagą, pojąłem, co mój przyjaciel miał na myśli. Były
Angielkami i z daleka wyczuwało się ich dobre maniery. Obydwie mogły mieć około
czterdziestki. Jedna z nich była jasnowłosa i troszkę ale tylko troszkę zbyt pulch-
na. Jej towarzyszka była ciemnowłosa i w przeciwieństwie do tamtej troszkę za szczu-
pła. Ubrane były w doskonale skrojone kostiumy z tweedu, o szarym nie rzucającym
się w oczy kolorze. Ich twarze nie nosiły nawet śladu makijażu. Roztaczały wokół siebie
aurę spokojnej pewności siebie i dobrego wychowania, jak na typowe Angielki przysta-
ło. Nie wyróżniały się niczym, podobne do tysięcy swych rodaczek. Z pewnością chciały
zwiedzić wszystko to, co polecał przewodnik Baedekera pozostając ślepymi na wszystko
inne. Na pewno odwiedzały po drodze brytyjskie biblioteki i chodziły regularnie do ko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]