[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardzo niski, miał dziwnie długi tors i krótkie ramiona.
Policzkiem sięgał mi do piersi.
- Sporo czasu - rzekł.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, od czego zacząć.
 Jak tu wszedłeś?
 Co? - puścił mnie. - Och, drzwi były otwarte.
Przepraszam, że tak się do ciebie zakradłem, ale... -
Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Nic się nie
zmieniłeś, Willie.
 Wciąż dobrze wyglądasz.
- Nie powinieneś tak...
Przechylił głowę na bok i przypomniałem sobie, że
zazwyczaj uderzał bez ostrzeżenia. John Asselta chodził
do jednej klasy z Kenem i ukończył liceum w Livingston
dwa lata przede mną. Był kapitanem drużyny zapaśników, a
Strona 97
Bez pozegnania
przez dwa lata z rzędu mistrzem okręgu Essex w wadze
lekkiej. Zapewne zaszedłby wysoko, ale został
zdyskwalifikowany za celowe wywichnięcie barku
przeciwnikowi. Było to jego trzecie wykroczenie; rywal
wrzeszczał z bólu. Zapamiętałem, że niektórzy kibice
pochorowali się na widok bezwładnie zwisającej kończyny.
Pamiętałem też uśmieszek Asselty, kiedy jego przeciwnika
wywożono na noszach.
Mój ojciec twierdził, że Duch ma kompleks Napoleona. To
wyjaśnienie wydawało mi się zbytnim uproszczeniem. Nie
wiem, jak było naprawdę: czy Duch chciał coś sobie
udowodnić, miał dodatkowy chromosom Y, czy po prostu był
najpaskudniejszym sukinsynem na świecie.
Tak czy inaczej, z całą pewnością był psycholem.
Nie da się tego inaczej ująć. Lubił ranić ludzi.
Roztaczał wokół siebie atmosferę destrukcji. Nawet
najwięksi zabijacy omijali go z daleka. Nie należało
patrzeć mu w oczy ani wchodzić w drogę, bo nigdy nie było
wiadomo, co może go sprowokować. Potrafił uderzyć bez
ostrzeżenia.-Złamać nos. Kopnąć w jądra. Wydrapać oczy.
Zaatakować od tyłu.
Kiedy byłem w drugiej klasie, posłał Milta Sapersteina do
szpitala ze wstrząsem mózgu. Saperstein, ofermowaty
pierwszoklasista noszący w kieszonce wkładkę chroniącą
przed zabrudzeniem długopisem, popełnił błąd, opierając
się o szafkę Ducha. Ten uśmiechnął się i darował mu,
poklepawszy go po plecach. Nieco pózniej tego samego dnia
Saperstein szedł korytarzem z klasy do klasy, a wtedy
Duch skoczył na niego od tyłu i uderzył. Saperstein nawet
nie wiedział, co się stało. Upadł, a wtedy Duch ze
śmiechem kopnął go w głowę. Musieli zawiezć Milta na
pogotowie w St. Barnabus.
Nikt niczego nie widział.
Kiedy Duch miał czternaście lat - jak głosiła wieść -
zabił psa sąsiadów, wpychając mu fajerwerki w odbyt.
Jednak najgorsza, znacznie gorsza od wszelkich innych
plotek była ta, że Duch, mając zaledwie dziesięć lat,
zadzgał kuchennym nożem niejakiego Daniela Skinnera.
Podobno Skinner, o kilka lat starszy od Ducha, zaczepiał
go, a Duch pchnął go nożem w serce. Mówiono, że spędził
potem jakiś czas w poprawczaku i w szpitalu
psychiatrycznym, ale to wcale mu nie pomogło. Ken
utrzymywał, że nic o tym nie wie. Kiedyś zapytałem o to
ojca, ale on nie potwierdził ani nie zaprzeczył.
- Czego chcesz, John? - spytałem, próbując odciąć się od
przeszłości.
Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego mój brat się z nim
przyjaznił. Rodzice nie akceptowali tej znajomości,
Strona 98
Bez pozegnania
chociaż Duch potrafił być czarujący. Miał jasną karnację
albinosa - stąd przezwisko - dodającą uroku delikatnym
rysom twarzy, długie rzęsy i dołek w brodzie i wyglądał
jak ucieleśnienie niewinności. Słyszałem, że po szkole
poszedł do wojska. Podobno brał udział w tajnych
operacjach jednostek specjalnych lub coś w tym rodzaju,
ale nikt nie wiedział o tym nic pewnego.
Znów przechylił głowę.
- Gdzie jest Ken? - zapytał tym jedwabistym głosem
kaznodziei.
Nie odpowiedziałem.
- Wyjechałem na długo, Willie. Za morze.
- Co robiłeś? - zapytałem.
Znowu błysnął zębami w uśmiechu.
- Teraz wróciłem i pomyślałem sobie, że odszukam mojego
najlepszego przyjaciela z dawnych lat - odrzekł, nie od
powiadając na moje pytanie.
Nagle przypomniałem sobie, jak zeszłej nocy stałem na
balkonie. Człowiek patrzący na mnie z drugiej strony
ulicy to musiał być on.
- No więc, Willie, gdzie mogę go znalezć?
 Nie wiem.
Przyłożył dłoń do ucha.
 Przepraszam?
 Nie mam pojęcia, gdzie on jest.
 Jak to możliwe? Jesteś jego bratem. Bardzo cię kochał.
 Czego chcesz, John?
- Powiedz mi - rzekł i znów pokazał białe zęby co stało
się z twoją szkolną miłością, Julie Miller? Chajtnęliście
się?
Wytrzeszczyłem oczy. Wciąż się uśmiechał. Wiedziałem, że
ze mnie kpi. To dziwne, ale on i Julie się przyjaznili.
Nie mogłem tego zrozumieć. Julie twierdziła, że dostrzega
w nim głębię pod powłoczką psychozy. Kiedyś zażartowałem,
że pewnie wyjęła mu cierń z łapy. Teraz zastanawiałem
się, jak to rozegrać. Brałem pod uwagę ucieczkę, ale
wiedziałem, że nie zdążyłbym dopaść drzwi. Wiedziałem
też, że sobie z nim nie poradzę.
 Długo cię nie było? - zapytałem.
 Całe lata, Willie.
- Kiedy ostatni raz widziałeś Kena?
Udał głęboki namysł.
- Och, chyba jakieś... dwanaście lat temu? Od tego czasu
byłem za morzem. Nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu.
- Uhm.
Zmrużył oczy.
 To brzmi tak, jakbyś mi nie wierzył. - Przysunął się
bliżej. O mało nie odskoczyłem. - Boisz się mnie?
Strona 99
Bez pozegnania
 Nie.
 Nie ma tu starszego brata, który by cię obronił,
Willie.
 I nie jesteśmy już w liceum, John.
Spojrzał mi w oczy.
 Myślisz, że świat jest teraz inny?
Usiłowałem się trzymać.
 Wyglądasz na przestraszonego, Willie.
 Wynoś się - powiedziałem.
Zaskoczył mnie. Opadł na podłogę i podciął mi nogi.
Runąłem na wznak. Zanim zdążyłem się poruszyć, założył mi
dzwignię na rękę. Nacisnął z całej siły, pokonując opór
bicepsu. Wyłamywał mi rękę w stawie łokciowym. Poczułem
przeszywający ból.
Usiłowałem się wyrwać. Zmienić pozycję. Cokolwiek, byle
ten nacisk zelżał.
W pewnym momencie Duch powiedział lodowatym głosem:
- Przekaż mu, że już dość chowania się, Willie. %7łe może
stać się krzywda innym ludziom. Takim jak ty albo twój
ojciec lub siostra. A może nawet ta mała Millerówna, z
którą spotkałeś się dzisiaj. Przekaż mu to.
Był szybki jak błyskawica. Jednym płynnym ruchem puścił
moją rękę i uderzył mnie pięścią w twarz. Miałem
wrażenie, że eksplodował mi nos. Zakręciło mi się w
głowie. Może na chwilę straciłem przytomność, sam nie
wiem.
Kiedy znów podniosłem głowę, Ducha już nie było.
19
Squares podał mi worek z lodem.
 Taak, pewnie powinienem zobaczyć tamtego, co?
 Jasne - odparłem, przykładając lód do obolałego nosa. -
Wygląda jak finalista konkursu piękności.
Squares usiadł na kanapie i położył buty na stoliku do
kawy.
 Wyjaśnij mi, co się stało.
 Uroczy facet - zauważył Squares, gdy już wysłuchał
mojej opowieści.
 Czy wspomniałem, że męczył zwierzęta?
 Taak.
 Albo że trzymał w swoim pokoju kolekcję czaszek?
 Rany, to musiało robić wrażenie na panienkach.
 Nie rozumiem. - Odjąłem worek od twarzy. Miałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \