[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ellie znieruchomiała. Z trudem przełknęła ślinę.
- Nie wierzę ci - wyszeptała. - Pan Vogel by mnie uprzedził.
Od razu uświadomiła sobie jednak, że wcale nie musiało tak być. Al
Vogel z dnia na dzień stawał się coraz bardziej osłabiony i miewał pro-
blemy z pamięcią.
- Sama go spytaj.
Nie była w stanie zebrać myśli. Jack mógł kłamać, ale w to wątpiła.
Po co miałby oszukiwać? Biuro wydawało się jej dobrze ogrzane, gdy do
niego weszła, lecz teraz zrobiło się jej zimno, choć miała na sobie gruby,
zrobiony na drutach sweter. Przycisnęła przedramię do brzucha, jakby w
ten sposób chciała uśmierzyć przeszywający ból. Galeria, jej galeria, trafiła
w ręce Wisnewskiego. Była zdana na jego łaskę i niełaskę, podobnie jak
wszyscy artyści, którzy współpracowali z Voglem.
Pomyślała, że Jack doskonale o tym wie. Stał za biurkiem niczym
król, który czekał, aż jego poddany się ukorzy. Najwyrazniej spodziewał
się od niej przeprosin, błagania o litość. Wbiła paznokcie w sweter.
Postanowiła nie dać mu tej satysfakcji.
- Kazałeś mi tutaj przyjść, aby mnie osobiście zwolnić? - spytała
wyniośle. - A może chciałeś mi oznajmić, że zamykasz galerię? Albo po
prostu chciałeś napawać się sukcesem?
96
R S
- Niestety, nie chodzi mi o żadną z tych opcji. Chciałem cię o coś
spytać. Jak rozumiem, w moim imieniu przekazałaś Instytutowi Sztuki
pewną rzezbę.
Ellie westchnęła. Jeszcze parę dni temu ten pomysł wydał się jej
doskonały. Teraz, z perspektywy czasu...
Uniosła brodę.
- Owszem, przekazałam muzeum rzezbę Bertrice. Postawiłam tylko
jeden warunek. Zażądałam, aby w wyeksponowanym miejscu znalazła się
tabliczka z twoim imieniem i nazwiskiem. Każdy, kto przyjdzie do
muzeum, zobaczy karalucha, a przy nim napis: Jack Wisnewski. Twoi
znajomi z pewnością się zorientują, co cię z nim łączy.
- Niewykluczone - oświadczył spokojnie. - Ciekawi mnie tylko, czy
to arcydzieło było warte pięć tysięcy dolarów.
- Prawdziwy znawca sztuki zapłaciłby za nie nawet dziesięć razy
więcej! - Ellie zatrzęsła się z oburzenia. - Nigdy tego nie zrozumiesz, ale
nie interesuję się twoimi pieniędzmi. Zrealizowałam czek tylko dlatego, że
zachowałeś się grubiańsko. Wsparłam Bertrice i jestem z tego zadowolona.
Przynajmniej jedna osoba skorzystała z twoich funduszy. Teraz cały świat
się dowie, jaki z ciebie robal...
- Skończyłaś?
Położyła dłonie na oparciu fotela.
- Tak - warknęła. - Czy możesz przynajmniej zaczekać, aż znajdę
nowe pomieszczenie na prace, które wystawiam?
- Nie zamykam galerii.
Nie wierzyła własnym uszom.
- Chcę, aby galeria pozostała otwarta, a ty nadal będziesz nią
kierować.
97
R S
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Dlaczego?
- Może po prostu się obawiam, że sprzedasz brukowcom historię o
naszym ślubie.
Usiłowała pozbierać myśli.
- Przecież już mówiłam, że nagłośnię tę sprawę tylko wówczas, gdy
doprowadzisz do aresztowania Robbiego.
- Zatem mogę zamknąć galerię i nie muszę się przejmować twoją
zemstą?
- Tak. A właściwie nie... Chcę powiedzieć...
- Zjesz ze mną kolację?
Nie miała pojęcia, czy Jack żartuje, czy mówi poważnie.
- Dlaczego chcesz się ze mną umówić? Przecież uważasz mnie za
kryminalistkę.
Wsunął ręce do kieszeni.
- Powiedzmy, że mam ochotę się z tobą zaprzyjaznić.
- Co takiego? Nie, dziękuję. Bardzo starannie dobieram sobie
przyjaciół.
Nie wydawał się urażony jej nieuprzejmą odmową.
- Przyjazń ze mną bywa bardzo korzystna. Mogę dofinansować
fundację albo przenieść galerię do modnej dzielnicy...
- Wydaje ci się, że można mnie kupić? - spytała wprost.
- Skąd.
- To dobrze. Moja odpowiedz brzmi: nie.
Patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
98
R S
- W najbliższą sobotę u mojej siostry odbędzie się zamknięta aukcja,
zorganizowana przez Stacy Hatfield. Musisz przyjść, to wchodzi w zakres
twoich obowiązków.
- Stacy z pewnością sobie poradzi.
- Jeśli nie przyjdziesz, sponsorzy będą niezadowoleni. Ludzie chcą
wiedzieć, kto korzysta z ich pieniędzy.
- Zobaczą ciebie i twoją siostrę.
Zmrużył oczy.
- Potrafię być trudnym przeciwnikiem.
- Grozisz mi?
- Dbam o to, aby fundacja odniosła sukces - wyjaśnił zimno. -
Zainwestowałem w nią sporo pieniędzy.
- No tak, to wszystko zmienia - burknęła. - Zatem nie mam wyboru.
Czy zawsze szantażujesz kobiety, z którymi chcesz się umówić?
- Nie - zaprzeczył ponuro. - Ty jesteś pierwsza.
- Nie powinieneś był mnie zmuszać do organizowania tej imprezy -
syknęła Doreen Tarrington do Jacka i z uśmiechem kiwnęła głową parze
znajomych, którzy podjadali kanapki z krewetkami. - To się skończy
katastrofą.
- Może tak, może nie - odparł Jack znudzonym tonem.
Doreen ciosała mu kołki na głowie, odkąd kazał jej wydać uroczystą
kolację. Stękała, marudziła i jęczała, lecz przerażona wizją samodzielnego
finansowania następnego liftingu, ostatecznie zgodziła się zorganizować
przyjęcie.
- Ostrzegam cię. Nigdy się do ciebie nie odezwę, jeśli ta obdartuska
albo jej komiczny przyjaciel narobią mi wstydu.
99
R S
Jackowi przyszło do głowy kilka nieuprzejmych odpowiedzi, ale
udało mu się pohamować irytację. Nie miał ochoty spędzać tego wieczoru
na kłótniach z siostrą.
- Ellie i Caspar z pewnością będą się zachowywali odpowiedzialnie -
burknął.
Nie spodziewał się, że Ellie przyprowadzi akurat tego ze swoich
znajomych. Stacy Hatfield najwyrazniej poprosiła Ellie o wybranie
jednego z artystów i przedstawienie go sponsorom. Wszystko byłoby w
porządku, gdyby Eleanor nie ściągnęła na przyjęcie Caspara.
Gdy zadzwięczał dzwonek na kolację, wszyscy podążyli do jadalni.
Ellie wcale nie miała ochoty przyjść. %7łałowała, że trafiła do tego
brzydkiego, przeładowanego ozdobami domu, w którym znajdowały się
wyłącznie bardzo drogie przedmioty. Siedziała przy stole i spoglądała na
Jacka Wisnewskiego, pogrążonego w rozmowie z Amber Bellair, swoją
dawną przyjaciółką. Przy malej czarnej, która opinała ponętne kształty
Amber, skromna, niebieska sukienka Ellie wyglądała jak nabytek prosto z
lumpeksu. Cóż, Ellie chętnie kupowała tanią odzież...
Jack, ubrany w ciemny garnitur szyty na miarę, wydawał się
idealnym partnerem dla Amber. Tylko jaskrawy, wielobarwny krawat -
urodzinowy prezent od Ellie - fatalnie kontrastował z suknią jego
rozmówczyni. Dlaczego go wybrał? Może chciał przypomnieć Eleanor,
jaka była naiwna i głupia, gdy mu go wręczała?
Z lekkim niepokojem zerknęła na Caspara, który zasiadł po
przeciwnej stronie stołu. Z początku zamierzała przyprowadzić artystę z
galerii, lecz czuła się w obowiązku uprzedzić ich, że gospodyni nie
interesuje się sztuką współczesną, a nawet jest jej otwartym wrogiem. Jak
się należało spodziewać, artyści zgodnie odrzucili zaproszenie. Tylko
100
R S
Caspar uparł się, że przyjdzie. Chciał koniecznie skorzystać z okazji i
nawiązać kontakty z potencjalnymi nabywcami swoich prac. Zirytowana
zachowaniem Jacka, Ellie ostatecznie wyraziła zgodę, zwłaszcza że
pozbawione wyrazu obrazy byłego więznia miały szansę się spodobać
bogatym snobom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]