[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozkazywać. Im bardziej starał się je stłumić, tym intensywniej wzburzało się przeciw
przymusowi.
Podczas ostatnich dni lata Anna-Dora często wyjeżdżała na wycieczki swoim nowym
powozem.
Klaus zagłębiał się w swoją pracę naukową, bo jesienią nie było dużo pracy w
gospodarstwie. Zarządca doskonale dawał sobie radę ze wszystkim.
W ten sposób Anna-Dora i Klaus mogli bez wysiłku schodzić sobie z drogi.
Później jednak nastały słotne dni, które sprawiły, że przebywając pod jednym dachem
zdani byli na ciągły kontakt.
Aby wypełnić coraz dłuższe wieczory, które spędzali siedząc naprzeciw siebie w
starym pokoju, Klaus zaproponował głośne czytanie. Anna zgodziła się z radością. Z
początku pomyślała o tym, że dzięki temu unikną niepokojącego wrażenia, kiedy cisi i
skrępowani będą siedzieć naprzeciw siebie. Ale później okazało się, że pomysł był bardzo
dobry. Umościła się wygodnie w jednym z dużych, ciężkich foteli i wsłuchała w ciepły,
pięknie brzmiący głos Klausa. Czuła się wspaniale, bo bez przeszkód mogła się przyglądać
ukochanej twarzy. Marzyła, żeby zawsze tak mogło być. On i ona - w zażyłej przyjaźni w
kochanym Leśnym Dworze. Na zewnątrz mogła szaleć najdziksza burza, tłukąca w okna i
gnąca żałośnie zawodzące drzewa - ona była bezpieczna, tak długo jak był przy niej Klaus.
* * *
Jesień minęła i kiedy Anna-Dora pewnego dnia zbudziła się i wyjrzała przez okno,
całą okolicę otulała gruba biała warstwa śniegu.
Taki dzień jak ten był dla niej zawsze radosnym świętem. Atakowała wuja Klausa
kulami śniegowymi, kiedy tylko się pojawił na dole, i w kipiącej radości biegała naokoło
domu, aż ślady stóp zamykały domostwo jak w kręgu. Cieszyła się pierwszym śniegiem tak
samo jak pierwszymi fiołkami i przebiśniegami świadczącymi o nadchodzącej wiośnie.
Dzisiaj patrzyła na biały przepych z powagą i w zamyśleniu, jak się wszystko
zmieniło! Jak lekko i beztrosko żyła wcześniej, z dnia na dzień, radosne, naturalnie
szczęśliwe dziecko. A dzisiaj? Dzisiaj na ramionach dźwigała ciężar, słodki ciężar, ale
jednak. Dzisiaj nie była już dzieckiem, była młodą, świadomą swojej miłości kobietą, której z
pewnością nie będzie dane spełnienie cichych, serdecznych pragnień. Jeszcze większym
ciężarem była świadomość, że Klaus był nieszczęśliwy. Tego była pewna. Jak mógłby być
szczęśliwy, żyjąc z niespełnioną tęsknotą za Wilmą?
Kiedy zeszła na śniadanie, Klaus już czekał.
- Tutaj jest list od pani profesorowej Schratt. Zaprasza nas, żebyśmy choć raz spędzili
Boże Narodzenie u niej w Berlinie. Co ty na to?
Anna-Dora słuchała bez entuzjazmu.
- Czy chcesz przyjąć jej propozycję? - zapytała z niepokojem.
- To zależy od ciebie, dziecko.
Spojrzała w oczy patrzące na nią uważnie i zaczerwieniła się.
- Dotychczas zawsze spędzałam Boże Narodzenie w Leśnym Dworze, wujku -
powiedziała cicho.
- Ja różnie - odpowiedział spokojnie. - Ale jeżeli ty chcesz, pojedziemy do Berlina.
- Boże Narodzenie nigdzie nie będzie takie piękne, jak w Leśnym Dworze.
- I ja tak sądzę.
- A więc zostajemy tutaj, tak?
- Chętnie, jeżeli nie czujesz się zbyt osamotniona.
Potrząsnęła głową.
- Dlaczego nagle miałabym się poczuć osamotniona?
- Nie wiem - czasami wydaje mi się, że jesteś taka cicha i zamknięta w sobie. Myślę,
że brakuje ci wesołego towarzystwa.
Na twarz dziewczyny wystąpiły czerwone rumieńce.
- Przecież w styczniu pojedziemy do Lipska - powiedziała szybko, by odwrócić jego
uwagę.
Na chwilę zacisnął wargi, ale potem odpowiedział spokojnie.
- To oczywiście się nie zmieniło. Ale gdybyś wolała, moglibyśmy wcześniej pojechać
do Berlina, tym bardziej, że jesteśmy zaproszeni na duży bal sylwestrowy. Tutaj jest
zaproszenie! Pani Wilma Stein zaprasza nas, byśmy wzięli udział w urządzanym przez nią
balu. Z pewnością będzie to wspaniała uroczystość. Czy nie kusi ciebie, znów wytańczyć się
do syta?
Pokręciła tylko przecząco głową. Zwróciła uwagę na to, jak powiedział „Wilma
Stein”, Wilma - to imię miało teraz dla niej szczególne brzmienie. I nagle ożyło wspomnienie
o pełnej, ładnej blondynce - pani Wilmie Stein. Pamiętała dokładnie niemiłe wrażenie, jakie
wywarła na niej kobieta, która zmierzyła ją zimnym, badawczym spojrzeniem.
Anna-Dora odruchowo wzięła do ręki zaproszenie na wytwornym papierze
czerpanym. Nagły ból wdarł się jej do serca.
Wilma Stein, z domu Hartwig - a więc miała tutaj czarno na białym. A więc to była
kobieta, do której należała miłość Klausa!
Najchętniej zaczęłaby krzyczeć z bólu, ponieważ zjawa z jej snów przybrała realną
postać. Duszę jej wypełniła namiętna nienawiść do tej kobiety. Dopiero teraz dopadły ją
wszystkie męki zazdrości. A jednocześnie serce wypełniła złość na niewierną, która potrafiła
zrezygnować z Klausa, żeby zostać żoną innego.
Jak skamieniała spoglądała na kartę i z trudem usiłowała się opanować.
- A więc, Anno-Doro, pewnie to zmienia twoje nastawienie? Czy teraz chcesz,
żebyśmy jednak wybrali się do Berlina? - zapytał Klaus uśmiechając się, nie przeczuwając, co
działo się w duszy Anny-Dory.
Odrzuciła kartkę, jak gdyby ta parzyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]