[ Pobierz całość w formacie PDF ]

np.  odpady radioaktywne ,  komora prętów chłodzących ,  pomieszczenie reaktora .
- Jedyne, co musisz zrobić, to powstrzymać dostawy energii elektrycznej.
- Na jak długo?
- Najmniej kilka tygodni. Najlepiej miesięcy. Ten generator dostarcza energii prawie jednej trzeciej
Fetor. Jego uszkodzenie wywoła więc poważne reperkusje finansowe.
Zaczynałem rozumieć, o co mu chodzi.
- I znowu pieniądze, co Kaizi? Zdaje się, że ostatnio gospodarka Fetor w ogóle przeżywa ciężkie
chwile, jeśli wierzyć pismakom. Rabunki bankowe, napady na konwoje z pieniędzmi, rozruchy
wśród klasy pracującej. A teraz jeszcze kryzys energetyczny. Jeśliby ktoś przewidział, co się stanie,
mógłby zakupić wiele akcji konwencjonalnych elektrowni. Ta osoba sporo na tym zarobiła. Nie
sądzisz?
- Sądzę di Griz, że zaczynasz rozmyślać o rzeczach, które ciebie nie powinny interesować. Zajmij
się tym, co umiesz robić najlepiej. A finanse i zyski zostaw mnie. Jak zamierzasz unieruchomić
elektrownię?
- Nie mam najmniejszego pojęcia. - Uniosłem plany do światła, ale w głowie nie rodziła się żadna
myśl. Wyłączenie reaktora na pewno by załatwiło sprawę. Ale to jest ostateczna opcja. To by
oznaczało penetrację zastrzeżonych pomieszczeń, kłopoty z alarmami i strażnikami. I wreszcie jak
to zrobić? Nie mam wystarczającej wiedzy technicznej. Odłożyłem plany. - Myślę, że powinienem
pojechać jako turysta i obejrzeć wszystko na miejscu. Potem się z tobą skontaktuję. Nie wiem, jak
mogę tam na wybrzeżu zakupić niezbędne materiały. Czy będziesz mógł mi je posłać ciężarówką?
- Za długo i za wolno. Pociąg jest lepszym pomysłem. Prowadzą takie usługi.
Pomyślał jeszcze chwilę, a potem wyciągnął ze swej walizki plastikowy cylinder.
- Co to jest?
- Playtexx. Całkowicie ekranowany, nie do wykrycia. Podał mi cylinder, który wziąłem z pewnym
wahaniem. To był najpotężniejszy ze znanych materiałów wybuchowych. Wiedziałem, że taki
istnieje, ale nigdy dotąd nie zetknąłem się z nim osobiście. Zazwyczaj zresztą nie robię zbyt dużo
hałasu.
- Jak to jest stabilne? - zapytałem.
- Jak bryła mokrej gliny. Możesz nawet do tego strzelać albo na tym skakać - nie wybuchnie. Tu
jest jedyna rzecz, która to odpali. - Podał mi dysk czasowy ze sterczącym z niego ostro
zakończonym szpikulcem. - Ustawisz zegar. A potem przebijesz plastikowy cylinder. No i opuścisz
oczywiście to miejsce. A teraz zapakuj wszystko do torby razem z jakimiś ciuchami. Wyjeżdżasz
natychmiast. Oczekuję raportu najpózniej jutro.
Otworzyłem usta, żeby zaprotestować, ale od razu je zamknąłem. Wiedziałem, że protesty nie mają
sensu. Wakacje w sympatycznym Swartzlegen zapowiadały się miło. Kaizi osobiście podwiózł
mnie na stację. Dał mi nowy zwitek banknotów i telefon. I dołączył całą serię poleceń, których w
ogóle nie słuchałem. Wiedziałem, co należy zrobić. Coś bardzo niebezpiecznego, może śmiertelnie
niebezpiecznego... Ale za to na słonecznym południu.
Padać zaczęło, jak tylko pociąg dojechał do południowych równin. Krajobraz stawał się coraz
bardziej przygnębiający. Wokół piętrzyły się czarne skały, pomiędzy jeszcze czarniejszymi
skałami, i pod najczarniejszymi ze wszystkiego chmurami. Ale chyba tylko na mnie oddziaływało
to tak depresyjnie. Poza mną wszyscy upijali się na wyścigi. Mężczyzni przynajmniej. Kobiet w
ogóle było bardzo niewiele, a jeszcze mniej dzieci. Na końcu każdego wagonu znajdował się bar i
robił naprawdę niezły obrót. Widać urlopy rodzinne nie rozpowszechniły się na tej planecie.
Wyjazd był ucieczką dla chłopaków, ucieczką od pracy i domu. Dodatkowo mieli okazję wydać
parę kredytów na proste rozrywki, zanim znów wrócą do rozkoszy przemysłowego życia.
Kilka godzin pózniej dotarliśmy do tego robotniczego raju.
Stacja końcowa Swartzlegen wychodziła prosto w morze. Wielopoziomowa promenada biegła stąd
w obu kierunkach wzdłuż wybrzeża, aż dokąd mogłem sięgnąć wzrokiem. Przechyliłem się przez
barierkę i mimo deszczu przyglądałem się falom wdzierającym się głęboko na pokryte czarnymi
kamieniami nabrzeże. Każda z nich, cofając się, zabierała kamyki ze sobą i stukot tych kamieni
brzmiał harmonijnie jak odległe podwodne grzmoty. Prawdziwe grzmoty usłyszałem wkrótce z
góry. Czarne niebo rozświetliły ognie błyskawic. Huknęły pioruny. W blasku siekących w morze
błyskawic ujrzałem przez chwilę odległy brzeg, a na nim zarysy zabudowań. Wyspa Sikuzote i
generator atomowy. Odwróciłem się plecami do morza i przyjrzałem się budynkom po drugiej
stronie promenady. Domy rozrywki, bary, restauracje, bary, małe hoteliki, bary, elektronika, bary,
sklepy z pamiątkami, bary, telefony, bary. Trzeba było zgrać się z tym miejscem, a więc... W
pociągu nic nie piłem. Czas więc było nadrobić zaległości. Trzeba wejść do najbliższego baru i
zamówić piwko. Najpierw jednak, nim zamoczę w alkoholu usta, powinienem zadzwonić do
Bolivara. Przede wszystkim jednak odwiedziłem sklep elektroniczny i zakupiłem wykrywacz
podsłuchu. Włączyłem go i przeleciałem wzdłuż swego ciała. Piszczał właściwie non stop, jak gra
komputerowa. Kaizi chyba naprawdę mi nie ufał. Zacząłem więc zbierać wszystkie monety, guziki,
dyski, nawet końcówkę sznurowadła w moich nowych butach, no i oczywiście telefon, który mi
dał. Zaczynała mnie męczyć ta ciągła konieczność utrzymywania napiętej uwagi. Podszedłem do
balustrady i wyrzuciłem cały ten śmietnik do wody. Dopiero potem kupiłem nowy telefon.
Wsadziłem go do torby i wreszcie mogłem wstąpić do najbliższego baru. Tam zamówiłem piwo i
znalazłem pusty stolik. Co zresztą nie było takie trudne, bo knajpa w ogóle była pusta.
Wyciągnąłem telefon i wybiłem numer. Bolivar odebrał po trzecim sygnale.
- Dobrze, że się odezwałeś. Jak dotąd poszukiwania chałupy Kaiziego w Słonecznym Mieście są
bezskuteczne, ale James wciąż nad rym pracuje. Co z tobą?
- Jestem w podróży. Wykonuję właśnie nowe zadanie. - Opowiedziałem mu o planowanym
sabotażu i o mojej głównej roli w tym scenariuszu.
- Brzmi to dość niebezpiecznie. Może będziesz potrzebował pomocy?
- Chyba nie, ale dziękuję. Jeśli nie będę mógł tego zrobić sam, prawdopodobnie w ogóle jest to
niemożliwe. Lepiej zapisz mój numer i dzwoń, jeśli coś się zmieni na korzyść.
- Dobra, zapisałem. Trzymaj się.
Trzymać się. Doceniałem jego życzenie, ale niewiele mogłem zrobić. Wyłączyłem telefon.
Zmieniłem ustawienie sygnału z dzwonka na wibracje. Dopiłem resztę piwa, wziąłem torbę i
podszedłem do baru.
- Prawdziwie deszczowy dzień dzisiaj - zagadałem do barmana. Polerował właśnie szklanki i
przyglądał się pracy robotów kelnerów.
- Każdy jest deszczowy. - Facet miał mimo wszystko poczucie humoru.
- Nie za dużo gości.
- Nie ta pora dnia. Będą po zmroku.
- Słyszałem, że są stąd wycieczki do elektrowni?
- Do Volt City? Nie ma tam co oglądać. Ale przynajmniej jest sucho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \