[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uszko porcelanowej filiżanki, przy czym mały palec kokieteryjnie unoszą ku górze. Nic wyrzucam sobie -
Sroka, miej się na baczności. Popadłaś w sfery wyższego towarzystwa. Sroka, wpadłaś między wrony, musisz
krakać jak i one." Wszyscy zajęci są drętwą gadką, nikt na mnie nie zwraca najmniejszej uwagi. Nagle naszła
mnie myśl, żeby podbechtać to wysokie konsylium. Niby od niechcenia powiadam tak, aby wszyscy słyszeli:
- Postanowiłam pisać pamiętnik, oczywiście, że nie od dnia dzisiejszego ani też od jutra, ale zamierzam sięgnąć
pamięcią kilka lat wstecz. To jest mniej więcej od piętnastego roku mojego życia. Podobno największym
walorem wszystkich napisanych pamiętników jest ich szczerość. Pewien redaktor obiecał poprawić to, co
napiszę i umożliwić druk odcinkami w swojej gazecie. Kiedy opowiedziałam mu w skrócie moje życie, gorąco
zaczął mnie namawiać, żebym zaczęła pisać, że będzie to rewelacja, jeżeli już nie w skali krajowej, to
przynajmniej w granicach naszego miasta. Będzie to kij wsadzony w mrowisko" -- tak się wyraził.
Reżyser przerwał machlojki ze swoimi kompanami, i spojrzał na mnie uważnie, potem uśmiechnął się i niepew-
nie powiedział:
- A to byłoby zabawne.
- Jak dla kogo - odparowałam i spojrzałam wymownie na żonę reżysera. Jeżeli będę miała dość odwagi i napiszę
wszystko tak, jak myślę, ze wszystkimi szczegółami, to jak amen w pacierzu mój pamiętnik będzie podstawą do
kilkudziesięciu rozwodów, a może nawet ktoś zrobi z tego scenariusz do filmu.
Reżyserowi zrzedła mina. Raptem stracił pewność siebie. Wstałam od stołu i przeszłam przez bar do hallu, gdzie
szerokie marmurowe schody prowadziły w dół do toalety.
- Sroka, zaczekaj! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Obejrzałam się, przede mną stał reżyser, wziął mnie pod
rękę i odprowadził na bok, przez chwilę w milczeniu patrzył mi w oczy, potem na jego bladej, gładko wygolonej
twarzy pojawił się słaby uśmiech.
- Ty poważnie myślisz o pisaniu pamiętnika? - spytał niepewnie.
- Podobno na pisaniu można dobrze zarobić. Ja mam ciekawy materiał. Widziałam to i owo, byłam tu i tam.
Wiele aktorek pisało pamiętniki, nie umiały pisać, ale zawsze znalazł się dobry duch, który poprawił to, co
napisały, i na tym pisaniu wyszły na swoje.
- Mogę cię poratować finansowo, ale o tym, co było, zapomnij. - Reżyser sięgnął po portfel, odliczył dziesięć
tysięcy złotych i wcisnął mi pieniądze lekką rączką. Nie oponowałam.
- Jesteś fajna dziewczyna, zawsze będę służył ci pomocą.
Z zadowoloną miną, że ubił dobry interes, wrócił do żony. Z forsą wyszłam przed Orbis". Tak to już w życiu
jest, że pieniądz zawsze i wszędzie garnie się do pieniądza. Na ulicy nadziałam się na delegację wszystkich
świętych. Szli obwieszeni aparatami fotograficznymi. Było ich trzech, nawet przystojni. Bliżej poznaliśmy się w
dość dziwnych okolicznościach.
Na drugi dzień wylądowałam u Motyla na Ponurej. Tam ruszyliśmy do przodu. Daliśmy sobie takiego ognia, że
w dwa dni pózniej było już po fortunie. Kupiłam sobie tylko te pantofle, co mam na nogach. Na tym koniec. Ale
przez dwa dni i dwie noce była zabawa, jakiej dawno nie pamiętam. Motyl chciał mnie zapylić, chciał, żebyśmy
założyli spółkę, mówił, że we dwójkę będzie lżej pracować, nic z tego nie wyszło, bo po co mi taki Motyl? %7łeby
mnie bił? Zabierał każdy grosz? Sama też sobie dam radę; nie po to dałam nogę od Henka, żeby teraz z Motylem
podnieść kotwicę, spróbuję sama popłynąć.
Na jej twarzy z każdą chwilą coraz bardziej widać było znużenie. Poprosiła jeszcze raz o papierosa, podałem jej
i przypaliłem.
- Zmęczona jestem - powiedziała do siebie.
Zamilkła. Nie wiedziałem jak jej pomóc, mogłem służyć tylko radą, a Sroka choćby i najlepsze czyjeś rady
miała zawsze głęboko z tyłu pod sukienką. Jednak powiedziałem:
- Jesteś zmęczona, idz do domu i odpocznij.
- Nie - zaprotestowała. - Zaprowadz mnie lepiej do Fiksa" i zamów koniak, postawi mnie na nogi.
Zrobiłem tak, jak chciała. Zaprowadziłem ją. W drugiej części baru panowała cisza. Wszystkie stoliki były wol-
ne, jedynie w kącie przy stoliku siedziała damulka nad małą kawą i w spokoju ducha ćmiła papierosa.
Otyła barmanka popatrzyła na nas obojętnie. Rozejrzałem się po pólkach. Stało tam kilka butelek taniego wina i
dwie butelki trójgwiazdkowego koniaku z importu. Zamówiłem dla siebie małą kawę, a dla Sroki dużą z cytryną.
Liczyłem, że kawa z cytryną dobrze jej zrobi. Z zamówieniem usiedliśmy do stolika. Panująca ciszę przerwało
trzech podpitych wyrostków. W tej chwili tylko oni we trzech byli na świecie. Reszta ludzi nie liczyła się. Jeden
miał na głowie damski kapelusik, drugi damską parasolkę, a trzeci pod pachą damską torebkę; było im wesoło.
Podeszli do baru, spojrzeli na półki i zażądali jednogłośnie najdroższego wina.
Barmanka podała im butelkę; rzucili przed nią na ladę garść pieniędzy, i na stojąco wypili trzy butelki, jedna po
drugiej. Ten w kapelusiku, śmiejąc się, powiedział niby to do mnie i do Sroki, niby to do paniusi w kącie:
- Na łobuzach zdobyliśmy te fanty.
Zciągnął z głowy kapelusik i wcisnął go po uszy kompanowi z parasolką. Zataczając się, wyszli ze śmiechem z
lokalu. Po kilku minutach przy naszym stoliku zjawił się dzielnicowy Tufta w towarzystwie wywiadowcy. Tufta
zwrócił się wprost do Sroki:
- Sroka, powiedz mi, kto tu był przed chwilą? Tufta był zupełnie spokojny, jego spokój widocznie
udzielił się Sroce.
- A co się stało, panie Tufta? - spytała.
- A co się miało stać? Nic. Wycieczka ze wsi chciała popływać statkiem po Wiśle i na przystani jakieś gnojki na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]