[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale nie wiedziałem, że dokładnie właśnie tego pragnę. - Pochylił się i podniósł leżą-
cą obok fotela na podłodze dużą torbę z drogiego firmowego sklepu, po czym zbli-
żył się do niej. - Zamknij oczy.
- Ale... - jęknęła drżącym głosem.
- Nie denerwuj się, nie będzie bolało.
Lewis wyjął z torby długie białe sztuczne futro, ujął jej dłoń i położył na nim.
Madeline zatopiła palce w futerku.
Otworzyła oczy i westchnęła z wrażenia. Goode narzucił jej płaszcz na nagie
ramiona i postawił wysoko kołnierz, otulając twarz białym futerkiem.
- To...
- Sztuczne - mruknął. - Dla samej przyjemności patrzenia na ciebie w tym fu-
trze, kiedy jesteś pod spodem naga, prawie zacząłem żałować, że nie zarezerwowa-
łem w restauracji stolika.
- Gdzie je kupiłeś? - spytała ze zdumieniem.
- W mieście, w sklepie hotelowym. Nie miałem zbyt wiele czasu, ale gdy tyl-
S
R
ko je zobaczyłem, wiedziałem, że będzie dla ciebie idealne.
- Kupiłeś je dla mnie?
Uśmiechnął się i odsuwając się o krok, popatrzył na nią z zachwytem.
- Dla ciebie i trochę dla mnie. - Zbliżył się do niej i pocałował ją w usta, za-
mykając oczy.
Wsunął palce w jej włosy i przyciągnął do siebie bliżej. Pogłębił pocałunek,
nie przerywając go, aż zabrakło im powietrza w płucach. Wstrząsnął nim niepoko-
jący dreszcz pożądania. Powstrzymując zniecierpliwienie, zdjął z ramion Madeline
futro i rzucił je na podłogę przed kominkiem, po czym położył ją na futrze, po-
dziwiając jej smukłe ciało. Z trudem panując nad rozszalałymi zmysłami, pocało-
wał ją w usta. Były nabrzmiałe i wilgotne. Odszukał jej piersi i zaczął je delikatnie
pieścić. Musiał ich skosztować. Gdy wziął w usta sterczący sutek, Madeline zatopi-
ła palce w jego włosach.
- Pamiętasz? Bez dotykania - upomniał ją.
- Ale ja chcę... - jęknęła.
- Nic z tego. Teraz realizujemy moją fantazję.
Lewis pragnął, by pod koniec błagała go o więcej. Cofnęła ręce i położyła je
wzdłuż siebie, wczepiając się palcami w białe futerko. Lewis ponownie zbliżył usta
do jej piersi. Rozbudzona pieszczotami Madeline wygięła się, dotykając ciałem je-
go torsu.
- Oszukujesz - mruknął, gdy przejęła inicjatywę, wpijając się w jego usta.
Jeszcze nigdy z żadną kobietą nie było mu tak dobrze. Kiedy kochali się po
raz pierwszy, wziął ją, nie znając jej. Teraz, gdy trochę ją poznał, wiedział, że jest
bystra, lojalna, ma intuicję i stara się wszystko robić jak najlepiej. Fakt, że mu za-
ufała i zgodziła się spędzić z nim tę noc, dał mu wiele satysfakcji.
Lewis był gotowy. Drżąc z niezaspokojonego pożądania, pieścił jej miodową
skórę, gładził miękkie, błyszczące odblaskami złota włosy. Rozkoszował się zapa-
chem jej podniecenia, czuł jej gorąco, jej żądzę, jej uległość. Płonął. Nic już nie
S
R
dzieliło go od raju.
Minuty zlewały się w niezmierzalny blok czasu. Madeline poddała się piesz-
czotom i z trudem zachowując bierność, czerpała rozkosz. Była pod wrażeniem, że
Lewis nie pragnął niczego dla siebie. Wszystko, co robił, było dla niej. Jego usta,
jego dłonie prowadziły ją do nieba, dając nieopisaną rozkosz. Drżąc, błagała o za-
spokojenie. Jednocześnie pragnęła, by ta chwila trwała wiecznie. Nigdy wcześniej
nie przeżyła czegoś takiego. Stała nad krawędzią, nie wiedziała, czy się poddać, czy
płynąć dalej na koniec świata. W końcu Lewis dokonał za nią wyboru. Wycofał się,
po czym natarł ze zdwojoną siłą. Jego palce wślizgnęły się w nią, odnajdując słod-
ki, czuły punkt, o którego istnieniu nie wiedziała. Zalała ją fala nieopisanych do-
znań. Usłyszała wydobywający się z własnego gardła jęk. Wstrząsały nią dreszcze.
Nim odzyskała równowagę, Lewis rozwarł jej zaciśnięte na futerku palce, złą-
czył jej ręce i przytrzymując, odciągnął za głowę. Ukląkł nad nią i wpatrując się w
nią z zadowoleniem, pocałował w usta, po czym rozpiął dżinsy, zsunął je i odrzucił
na bok. Powoli napierając, wsuwał się w nią, aż utonął całkowicie. Przez cały czas
trzymał jej ręce, tak by nie mogła go dotykać. Madeline rozsunęła uda i objęła go
kolanami, przyjmując go jeszcze głębiej. Lewis jęknął ochryple, tracąc na chwilę
rytm. Madeline uśmiechnęła się zadowolona, że pozbawiła go kontroli. Płonąc z
pożądania, podsunęła mu zapraszająco biodra. Zatrzymał się na moment, po czym
naparł na nią twardy, spragniony, przyspieszając uderzenia, aż połączyli się w sza-
lonej orgii zmysłów. Spełnienie przyszło nagle, obejmując z siłą tajfunu ich rozpa-
lone ciała.
Osłabieni miłością przez dłuższy czas oboje leżeli w bezruchu wtuleni w sie-
bie.
Madeline poprawiła się na futerku i uśmiechnęła się. %7ładen mężczyzna
oprócz jej ojca jeszcze nigdy niczego jej nie podarował. To smutne, pomyślała.
- Chyba niszczymy futro - odezwała się, podnosząc się.
Lewis tylko mruknął coś pod nosem.
S
R
Muzyka przestała grać, ogień w kominku przygasł. Otoczyła ich błoga, kojąca
cisza. Madeline odwróciła zdumiona głowę.
- Słyszysz?
Lewis otworzył jedno oko.
- Pada śnieg. - Uśmiechnęła się.
- Słyszysz, jak pada śnieg?
- Oczywiście - odparła wesoło, oswabadzając się spod jego ciężaru i siadając.
Madeline uwielbiała śnieg. Gdy była dzieckiem, często chodzili z ojcem na wzgó-
rze za domem jezdzić na sankach. Toczyli też wojny na śnieżki i obrzucali nimi
matkę, gdy przychodziła na nich popatrzeć. Po jego śmierci wyglądała już tylko
przez okno. Ale miłe wspomnienia pozostały. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \