[ Pobierz całość w formacie PDF ]

talerz do zlewu i stojąc do nas tyłem, zaczął nalewać do niego wody.
- Nie lekceważ krwawych motyli z powodu tego, co ci zrobiły - zwrócił mu uwagę Doyle. -
Użyły zębów, ponieważ tak im się podobało, nie dlatego, że nie mają mieczy.
- Miecz wielkości szpilki - prychnął Rhys - też mi grozba.
- Daj mi ostrze nie większe od szpilki, a zabiję nim człowieka - powiedział Doyle niskim,
cichym głosem.
- Zgoda, ale ty jesteś Ciemnością Królowej - rzekł Rhys.
- Nauczyłeś się władać każdą bronią znaną człowiekowi i nieśmiertelnemu. Wątpię, żeby
załoga Niceven była tak wprawna w sztukach walki.
- A gdyby to była twoja jedyna broń, nie nauczyłbyś się, jak można użyć jej przeciwko
wrogowi?
- Krwawe motyle nie są naszymi wrogami - odparł Rhys. - Ale, podobnie jak gobliny, są
przez nas ledwie tolerowane.
Wspomnienie o goblinach sprawiło, że spojrzałam w kierunku Kitta. Nie siedział przy
stole. Po zjedzeniu swojej porcji zaszył się w swoim psim legowisku. Zdawał się
wstrząśnięty popołudniem spędzonym nad basenem Maeve Reed. Za dużo słońca i
świeżego powietrza.
- Nikt nie krzywdzi krwawych motyli - powiedział Mróz.
- Są szpiegami królowej. Motyl, ćma, mały ptak - każde z tych stworzeń może być tak
naprawdę krwawym motylem. Ich osłony bywają niemożliwe do wykrycia nawet dla
najlepszych z nas.
Doyle skinął głową. Upił trochę czerwonego wina i rzekł:
- Wszystko to, o czym mówisz, jest prawdą. Nie zawsze jednak tak było. Kiedyś krwawe
motyle były bardziej szanowane. Nie były tylko szpiegami, ale prawdziwymi
sojusznikami.
- Dlaczego? - spytał Rhys.
- Dlatego, że gdy krwawe motyle odlecą z Dworu Unseelie, wszyscy go opuszczą -
odparłam.
- Baju, baju. - Rhys roześmiał się z niedowierzaniem. - Jest w tym tyle prawdy, ile w
opowieściach o tym, że Imperium Brytyjskie upadnie, gdy kruki opuszczą Tower of
80
London. I co? Imperium już dawno upadło, a jednak nadal przycina się biednym krukom
skrzydła i tuczy je górą żarcia. Te cholerne ptaszyska wyglądają jak małe indyki.
- Powiada się: Tam, gdzie krwawe motyle, tam i faerie - powiedział Doyle.
- Co to znaczy? - spytał Rhys.
- Mój ojciec twierdził, że krwawym motylom najbliżej do esencji faerie, tej, która sprawia,
że różnimy się od ludzi. Krwawe motyle są związane z magią silniej niż ktokolwiek z nas.
Nie mogą zostać wygnane z Krainy Faerie, ponieważ wszystkie istoty magiczne będą
musiały za nimi podążyć.
Galen oparł się o blat kuchenny, skrzyżował ręce na nagiej teraz piersi. Zdjął fartuszek,
żeby wybawić mnie z zakłopotania. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu nie
mogłam się skupić, gdy go miał na sobie. Kiedy po raz drugi nie trafiłam widelcem do ust,
Doyle poprosił, by go zdjął.
- Zasada jest taka, że im mniejszy jesteś, tym bardziej zależysz od Krainy Faerie, i tym
bardziej prawdopodobne jest, że zginiesz poza nią. Mój ojciec był pixie. Wiem, o czym
mówię - powiedział Galen.
- Jak dużym pixie? - spytał Rhys.
Galen uśmiechnął się.
- Wystarczająco.
- Jest wiele rodzajów pixie - stwierdził Mróz, albo nie rozumiejąc dowcipu, albo nie
zwracając na niego uwagi. Kochałam go, ale poczucie humoru nie było jego
najmocniejszą stroną. Rzecz jasna, dziewczyna nie zawsze musi się śmiać.
- Nigdy nie znałem żadnego pixie, który nie byłby członkiem Dworu Seelie - powiedział
Rhys. - Można wiedzieć, czym twój ojciec naraził się Taranisowi i jego gangowi?
- Tylko ty mogłeś tak nazwać Dwór Seelie - zauważył Doyle.
Rhys wzruszył ramionami, uśmiechnął się i spytał:
- Co więc twój tatuś przeskrobał, że go stamtąd wyrzucono?
Galen uśmiechnął się.
- Wujowie powiedzieli mi, że ojciec uwiódł jedną z nałożnic królewskich. - Uśmiech na
jego twarzy przygasł. Galen nie znał swojego ojca, ponieważ Andais skazała go na
śmierć za to, że miał czelność uwieść jedną z jej dam dworu - matkę Galena. Nie
zrobiłaby tego, gdyby wiedziała, że na świat przyjdzie dziecko. Co więcej, gdyby o tym
wiedziała, nadałaby ojcu Galena tytuł szlachecki i oddała mu tę damę dworu za żonę, tak
jak to było w zwyczaju. Niestety, napad złego humoru sprawił, że Andais trochę się
pospieszyła z wyrokiem.
Gdyby w tym pokoju byli jacyś ludzie, przeprosiliby Galena za poruszenie tak bolesnego
tematu. My nie dbamy o takie sprawy. Gdyby Galen cierpiał, coś by powiedział, i dopiero
wtedy byśmy się przejęli. Ale skoro się nie skarżył, nie myśleliśmy o tym.
- Potraktuj Niceven jak królową, jak równą sobie. To ją mile połechce - poradził mi Doyle.
- Ona jest krwawym motylem. Nigdy nie będzie równa księżniczce sidhe - zaprotestował
Mróz. Jego przystojna twarz była poważna i wyniosła jak zawsze.
- Moja prababka była skrzatem - powiedziałam łagodnym tonem, by nie pomyślał, że go
strofuję. Nie znosił najmniejszych słów krytyki. Zdawał się nieczuły, ale wiedziałam już,
że tak naprawdę jest jednym z najbardziej wrażliwych strażników.
81
- Skrzaty to przydatni członkowie społeczności faerie. Mają długą i szanowaną historię.
Co innego krwawe motyle: te są pasożytami. Zgadzam się z Galenem: to zwierzęta.
Zastanawiałam się, co mógłby jeszcze na ten temat powiedzieć. Jakich innych członków
społeczności faerie pozbyłby się z miejsca?
- Nic w Krainie Faerie nie jest zbędne - stwierdził Doyle. - Wszystko ma swój cel i swoje
miejsce.
- A jakiemu celowi służą krwawe motyle? - spytał Mróz.
- Już o tym mówiliśmy. Są esencją faerie. Gdyby odeszły, Dwór Unseelie zacząłby
zmniejszać się jeszcze szybciej, niż się to dzieje teraz.
Skinęłam głową, wstając, by wstawić swój talerz do zlewu.
- Mój ojciec w to wierzył, a to, w co wierzył, zawsze okazywało się prawdą.
- Essus był bardzo mądrym człowiekiem - przyznał Doyle.
- Tak - powiedziałam. - Był.
Galen wziął ode mnie talerz.
- Ja posprzątam.
- Ty przygotowałeś obiad. Nie powinieneś jeszcze do tego sprzątać.
- Obecnie do innych rzeczy raczej się nie nadaję. - Uśmiechnął się, kiedy to mówił, ale
tego uśmiechu nie było widać w jego oczach.
Miałam wolne ręce, więc dotknęłam jego twarzy.
- Zrobię, co będę mogła.
- Tego się właśnie obawiam - powiedział cicho. - Nie chcę, żebyś się zadłużyła u
Niceven, nie dla mnie. To nie jest wystarczający powód, żeby mieć wobec niej
jakiekolwiek zobowiązania.
Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę pokoju.
- Dlaczego nazywasz krwawe motyle zwierzętami? Nie pamiętam, żeby przed
opuszczeniem przeze mnie dworu miały aż tak złą reputację.
- Niceven i jej poddani stali się czymś więcej niż szpiegami królowej czy Cela. Trudno
szanować coś, czym jest się bez przerwy straszonym.
- Nie rozumiem. Wszyscy przecież mówiliście, że krwawe motyle nie są zagrożeniem.
- Ja tak nie powiedziałem - zaprotestował Doyle. - To, co zrobiły Galenowi, to nie był
pierwszy tego rodzaju wypadek, chociaż nigdy jeszcze nie były tak... bezwzględne.
Galen odwrócił się i zaczął krzątać się przy zlewie, opłukując talerze i wkładając je do
zmywarki. Zdawał się robić więcej hałasu, niż to było konieczne, jakby nie chciał już
słyszeć tej rozmowy.
- Wiesz, że za wejście w drogę królowej można zostać zesłanym do Korytarza Zmierci
na tortury u Ezekiela.
- Tak.
- Obecnie woli nam czasami grozić oddaniem w szpony krwawych motyli. W wyniku tego
dwór Niceven został zredukowany do roli kolejnego zbiorowiska potworów, które można
wyciągnąć z ciemności i wysłać w celu dręczenia innych.
- A sluagh? - spytałam. - Mają dwór i własną tradycję. A są jedną z największych grózb w
arsenale Unseelie od tysiąca lat.
- O wiele dłużej - sprostował Doyle.
82
- Ale nie zostali zredukowani do roli oprawców.
- Sluagh są tym, co pozostało z oryginalnego Dworu Unseelie. Byli Unseelie, zanim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \