[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uważa, że jeszcze nie skończyła swej znajomości z Travisem, równie dobrze może to
uczynić za nią! Jest na to wystarczająco wściekły... i wystarczająco bezczelny.
Aż do kolacji zastanawiała się, jak postąpi Naylor i jak, w zależności od sytuacji,
powinna się zachować. Za dziesięć ósma, wychodząc z pokoju, wciąż jeszcze nie znała
odpowiedzi.
Przed wejściem do salonu jej serce zaczęło miotać się jak szalone. Usłyszała szmer
miłych dla ucha głosów i domyśliła się, że przyszła ostatnia. Odetchnęła głębiej dla
dodania sobie animuszu i weszła. Zachwiała się lekko, kiedy Naylor - śmiertelnie
poważny - wstał z miejsca i podszedł do niej.
- Miałem już iść po ciebie, kochanie - uśmiechnął się, obejmując wzrokiem jej
lśniące włosy, jedwabną sukienkę i całą postać. Ujął ją za łokieć mocną, władczą dłonią i
wprowadził do pokoju.
Kochanie! Leith jeszcze niezupełnie doszła do siebie, gdy wszyscy skierowali się do
jadalni. Naylor coś knuł, była tego absolutnie pewna, tylko co?
Nie musiała czekać długo, żeby się dowiedzieć. Jadalnia Hepwoodów była elegancka
i przytulna. Guthrie Hepwood usiadł przy jednym końcu stołu, z Leith po swojej prawej
ręce i siedzącym obok niej Naylorem, Cicely, przy drugim, naprzeciw męża, z Travisem u
boku.
- Mam tu bardzo szczególne wino, którego powinieneś skosztować, Naylorze -
zwrócił się Guthrie do siostrzeńca, kiedy jedli przystawkę z małży zapiekanych w cieście
francuskim.
- O ile znam twój gust, wujaszku, to musi być coś naprawdę godnego uwagi - odparł
Naylor i nagle, ku wielkiemu zdumieniu Leith i wszystkich obecnych, zawahał się. -
Chociaż właściwie...
Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Najwidoczniej rodzina nie była przyzwyczajona
do tego, aby Naylor się wahał.
- Chociaż co? - zagadnął wuj.
Leith także z niepokojeni patrzyła na Naylora, kiedy ten odwrócił się i spojrzał na nią
z uśmiechem, od którego serce zaczęło walić jej jak opętane. A potem miękkim, czułym
głosem, jakim Travis zwykle opowiadał o swej miłości, wyszeptał:
- Leith, kochanie, trudno mi zachować milczenie... Pozwolisz?
- Hm... - to było wszystko, co zdołała z siebie wydobyć, zanim wzrok Naylora
przeniósł się na pana Hepwooda.
- Wujku, zastanawiałem się po prostu - uśmiechnął się do człowieka, który po
ojcowsku opiekował się nim od dziesiątego roku życia - co powiedziałbyś na
poczęstowanie nas odrobiną tego doskonałego szampana, który chowasz w piwnicy?
- Szampana? - zdziwił się Guthrie, ale odpowiedzi udzieliła mu jego własna żona,
kiedy z cichym okrzykiem radości zwróciła się do Naylora.
- Och, Naylor... czy to znaczy... - szepnęła. Leith patrzyła jak zahipnotyzowana,
zaledwie wierząc własnym uszom, kiedy Naylor odezwał się ciepło:
- Tak, cioteczko. Dziś po południu Leith zaszczyciła mnie obietnicą, że zostanie moją
żoną!
Obietnica! %7łona! Otworzyła usta ze zdumienia, ale koniec mocnych wrażeń jeszcze
nie nastąpił. Naylor przysunął się do niej, umiejętnie maskując jej kompletne
zaskoczenie delikatnym pocałunkiem w policzek.
- Leith nie mówiła mi, że chce wyjść za ciebie, kiedy... - wyrwał się Travis, otrząsając
się z własnych, przykrych myśli.
- Jest bardzo nieśmiała, prawda, kochanie? - palnął Naylor.
Spojrzała na niego i dostrzegła coś, czego nie mógł widzieć nikt inny. Zmuszał ją,
żeby zaprzeczyła ku swej własnej zgubie!
Miała dość. Naprawdę serdecznie dość. Najwyższy czas, żeby skończyć z tym, zanim
wpadnie na dobre.
- Właściwie... - bąknęła jedynie po to, by Naylor wpadł jej w słowo.
- Właściwie Leith miała zamiar robić karierę zawodową - i, zanim jeszcze zdążyła
strawić tę perełkę, dodał z poufałym uśmiechem: - Nie spodziewała się, że zaakceptuję
pracującą żonę, ale jeśli tego właśnie chce moje kochanie, nie mogę kwestionować jej
wyboru.
Wyboru? Jakiego u diabła wyboru? Hepwoodowie pospieszyli z gratulacjami.
Guthrie natychmiast zabrał Travisa do piwnicy, żeby wybrać odpowiedniego szampana,
a Leith dyszała zemstą.
Posiłek toczył się dalej, szampan został otworzony, rozlany, toasty wzniesione, a
Leith uśmiechała się z trudem. W tej sytuacji nie mogła postąpić inaczej, ale
wewnętrznie kipiała furią. Zwinia! Przebiegła, chytra świnia! A więc w taki sposób
zamierzał uświadomić Travisowi, że nie ma już dziewczyny! Pewnie, Travis kpi sobie z
tego, ale tylko on. Leith musi się martwić, bo Naylor Rób-co-mówię Massingham,
właśnie jakby oznajmił jej, że albo zamknie buzię na kłódkę i będzie robiła to, co jej każe,
nawet udawała jego narzeczoną, albo może pożegnać się z pracą! Znowu miała ochotę
wstać i wyjść - ale oznaczałoby to, że jest bezrobotna. Wszechobecny wróg, nie zapłacona
hipoteka, wisiał jak kłoda u szyi. Nie mogła pozwolić sobie na luksus uniesienia się
honorem.
Sączyła więc szampana, uśmiechała się, jadła, a jej wściekłość na Naylora gotowała
się na małym ogniu. Boże drogi, kilka minut temu czuła się niemal zawstydzona, że go
uderzyła!
Klęła swego narzeczonego do samego końca kolacji.
Nagle jasno uświadomiła sobie, że nie jest tak zle. Przecież Travis jest dla niej
jedynie dobrym kumplem, a ona, jak dotąd, nie straciła pracy. Zatem, kiedy przyjdzie
koniec zabawy, to ona będzie się śmiała ostatnia. Ona - nie Jego Wysokość N. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \