[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mroczny, niebezpieczny mężczyzna.
Mężczyzna, którego kochała, lecz bała się przy sobie zatrzymać.
Zapadł wieczór. Murdoch, Westin i agenci wyjechali już dawno,
lecz Ricky został, chcąc porozmawiać z Lourdes na osobności.
Czekał na nią na ganku. Pocałował już blizniaczki na dobranoc i
wypił napar Caco. Zamienił parę słów z Amy, która nie mogła się
doczekać, by opowiedzieć przyjaciołom o swojej przygodzie.
Lourdes wyszła z domu. Miała na sobie dżinsy i cienką bluzkę,
włosy spadały swobodnie. Wyglądała pięknie, krucha i delikatna.
- Dziewczynki zasnęły? - spytał.
- Tak, Caco zabrała je do swojego pokoju.
- Przykro mi - powtórzył setny raz tego dnia.
Dręczyły go wyrzuty sumienia za to, co zrobił Lourdes i jej
bliskim. Kobieta stała objęta ramionami, jakby pragnąc pocieszyć
sama siebie. Chciał ją przytulić, wziąć w ramiona, wiedział jednak, że
Lourdes boi się go teraz. Na koniec usiadła obok niego i razem
zapatrzyli się w noc. Księżyc wisiał na niebie, jego promienie
przenikały przez skręcone gałęzie drzewa rosnącego na podwórzu.
- Miałeś wysoką pozycję w mafii, prawda? Jeden z tych
morderców wspomniał, że twój wuj był... szanowanym szefem.
Poczuł skurcz wstydu. Zauważył, że zawahała się przy słowie
szanowany".
135
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Wuj Carmine rządził przez wiele lat. Miał na mnie wielki
wpływ. Czasem wydawał mi się ojcem w większym stopniu niż mój
prawdziwy tato.
- Jak umarł?
- Na zawał.
- A co się dzieje z twoim ojcem?
- %7łyje. To dobry człowiek, ale brak mu silnej woli. Pozwala
wszystkim sobą pomiatać.
- Twój wuj nie pozwalał?
- Nie. Potrafił dać sobie radę w każdej sytuacji. - Zastanowił się
chwilę, przywołując obraz wuja. - Był szefem w dawnym stylu;
prawdziwym ojcem chrzestnym.
Rozumiał, że Lourdes chce wiedzieć to wszystko, próbuje go
zrozumieć.
- Zawsze kochałem mafię i zarazem jej nienawidziłem. Kiedy
byłem mały, chciałem do niej wejść, chociaż wiedziałem, że to złe.
Ojciec posłał mnie do akademii wojskowej w Wirginii, żeby mi wybić
z głowy te ciągoty.
Nadal przyglądała mu się uważnie.
- Ale to nie poskutkowało?
- Wuj Carmine wybrał mnie na swojego zastępcę. Ale to nie cała
prawda. Kiedy sądziłem, że moja siostra zginęła, oszalałem z żalu. To
mnie zbliżyło do rodziny, do świata przestępczego. Oskarżałem o jej
śmierć moich kumpli z wojska i nie mogłem dłużej znieść ich
towarzystwa. - Westchnął ciężko. - Ale moja siostra w rzeczywistości
136
Anula
ous
l
a
and
c
s
nie zginęła. Upozorowała własną śmierć, żeby się wyrwać z łap
Franka Del Brio, swojego narzeczonego. On też należał do mafii.
Jeden z największych łajdaków, jacy chodzili po ziemi.
- Twoja siostra żyje?
- Tak. Ale dowiedziałem się o tym dopiero w ubiegłym roku.
Dlatego ciągle mieszały mi się wspomnienia o niej.
Teraz jednak pamiętał każdy szczegół; pamiętał, jak płakał nad
zwłokami Haley, które naprawdę nie były jej zwłokami. To kolejna
rzecz, z jaką się musiał uporać: chciał porozmawiać z siostrą;
wyjaśnić jej, jak bardzo się zmienił.
- Nie próbuję się usprawiedliwiać, Lourdes. Nikt mnie nie
zmuszał, żebym się przyłączył do mafii. Byłem młody i arogancki,
lubiłem szybkie życie.
Zacisnęła dłonie na kolanach.
- Aresztowali cię?
- Nie.
- Ale popełniałeś przestępstwa?
- Tak - przyznał z trudem, ale szczerze. - Miałem własną grupę,
która dla mnie pracowała; wykonywała różne polecenia.
- Na przykład?
Wiedział, że Lourdes zasługuje na szczerą odpowiedz.
- Hazard, wymuszenia, narkotyki, broń, przemyt papierosów,
ukrywanie kradzionego towaru, porywanie samochodów.
- Robiłeś to wszystko?
137
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie. - Pokręcił głową. To było gorsze niż przesłuchania
policyjne, gorsze niż krzyżowy ogień pytań. To była kobieta, którą
kochał, z którą nadal chciał się ożenić. - Trzymałem się z dala od
handlu prochami i bronią oraz wymuszeń.
- Zostaje hazard, szmugiel, kradzież samochodów, ukrywanie
kradzionego towaru... - jej głos ucichł.
Pasmo włosów opadło jej na policzek. Odgarnęła je ruchem
dłoni. Ponieważ milczała, zaczął mówić dalej:
- Gdyby nie Haley, pewnie bym wylądował w więzieniu. W
tajemnicy zaczęła współpracować z policją, żeby pomóc w ujęciu
Franka Del Brio. W zamian za to obiecali wolność tacie i mnie.
Carmine był chory, a po jego śmierci szefem został Frank. Ja nie
chciałem rządzić, ale nie chciałem też pracować dla niego. Nie ufałem
Frankowi. Zostałem tylko po to, by go mieć na oku. Zdaje się, że on
trzymał mnie przy sobie z tego samego powodu. Zaczął podejrzewać
Haley i dlatego chciał mieć w ręku jej brata.
- Od jak dawna nie jesteś w mafii?
Przez chwilę zastanawiał się nad jej pytaniem.
- W głębi serca opuściłem ją wiele lat temu. Faktycznie minęło
dopiero jakieś cztery, pięć miesięcy.
- A morderstwa?
Serce niemal stanęło mu w piersi. Pyta go, czy kogoś zabił? Ból
był prawie nie do zniesienia.
- Nigdy nikogo nie zabiłem.
- Mafia czasem morduje ludzi.
138
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Tak, ale to, co się tu dzisiaj zdarzyło, było wbrew wszelkim
regułom, i Valente za to zapłaci. Nawet jeśli zostanie uniewinniony,
ktoś z rodziny go dopadnie. Cholera, dopadną go nawet w więzieniu.
A jeśli moi chłopcy postawią na swoim, ci dwaj zabójcy mogą się już
uważać za martwych.
- Więc znowu rozmawiamy o morderstwie. To przerażające.
Tak, pomyślał. Wybrałem przerażające życie. Lourdes odwróciła
głowę; milczeli oboje. Czy już zawsze będzie w nim widzieć jedynie
przestępcę? Szefa mafii?
- Przypomniałem sobie, skąd mam twój krzyżyk. I czemu
zacząłem go nosić.
Spojrzała na niego. Tak bardzo pragnął jej dotknąć, przytulić do
siebie i już nigdy nie wypuszczać z objęć. Było jednak za pózno.
- Opowiedz - poprosiła. Poruszył się na krześle.
- Miałem jakieś interesy z tym lombardem. Niezbyt czyste.
Właściciel handlował dla mnie kradzionymi fantami.
Przyglądała mu się bez słowa.
- W jednym z pudełek zobaczyłem ten krzyżyk. Nie był
kradziony, w każdym razie tak mi się wydawało. Nie wiedziałem, że
facet, który go zastawił, ukradł go swojej żonie.
Lourdes, pomyślał.
- Tamtego dnia czułem się kompletnie zagubiony, szukałem
czegoś, na czym mógłbym się oprzeć. Kiedy oglądałem krzyż,
zobaczyłem napis.
- Aby cię chronił- powiedziała Lourdes.
139
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Właśnie. - Przypomniał sobie, jakie ukojenie przyniosły mu te
słowa. Czułem się, jakby ktoś je wyrył specjalnie z myślą o mnie.
- I dostałeś go od właściciela?
- Nie. - Ricky pokręcił głową. - Proponował to, ale się nie
zgodziłem. Uparłem się, że zapłacę. Nie chciałem,żeby krzyż miał coś
wspólnego z brudnymi interesami, z moim życiem kryminalisty.
Czekał, w nadziei że kobieta wybaczy mu jego grzechy, lecz
tego nie zrobiła. Kiedy wstał, milczała nadal.
- Wyjadę jutro rano. - %7łałował, że musi to zrobić. - Zadzwonię
do Westina i poproszę, by ci wypożyczył któregoś ze swoich
parobków. Pewnie przyjedzie Juan.
- Juan?
- Nie mówi zbyt dobrze po angielsku, ale ty znasz hiszpański,
więc nie będzie problemu.
- Dziękuję - powiedziała bardzo cicho. Ledwie ją słyszał.
Patrzył na nią ze ściśniętym sercem.
- Mogę uratować twoje ranczo, Lourdes. Mam mnóstwo forsy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]